Dariusz Grzybek

Czy można być konserwatystą w zacofanym kraju? Wyobraźnia społeczna krakowskich konserwatystów

W szkicu niniejszym pragnę pokrótce scharakteryzować postawę konserwatystów krakowskich wobec modernizacji. Wydaje się, że najbardziej podstawowym aspektem modernizacji była industrializacja. Wielkie masy ludności wyszły ze wsi, by podjąć pracę najemnych robotników w mieście. Jednocześnie nastąpiły zmiany na wsi, upadały małe gospodarstwa rolne a inne się rozrastały, zatrudniając pracowników najemnych. Dla Europejczyków oznaczało to przejście od życia we wspólnocie wiejskiej do bardziej anonimowego i niepewnego życia w mieście. Ludność Europy w XIX w. wzrosła dwukrotnie, zaś produkcja na osobę ponad trzykrotnie. Korzyści z tych wielkich procesów były jednak nader nierówno rozłożone. Początkowo zresztą realne płace robotników najemnych nie rosły, dopiero od połowy stulecia notowany jest wyraźny wzrost płac roboczych w krajach najbardziej rozwiniętych[1]. Jednocześnie dokonała się wielka zmiana wśród elit, arystokracja i duchowieństwo wyznań panujących zostały albo zastąpione przez mieszczaństwo, albo też wpływy dawnych elit zostały mocno ograniczone. Te wielkie procesy wprawdzie nie ominęły ziem polskich, ale wystąpiły z mniejszą siłą niż na zachodzie Europy, a także bardzo nierównomiernie rozkładały się w skali kraju. Miało to ogromne znaczenie dla gospodarczego rozwoju ziem polskich. Miasta nie oferowały dość miejsc pracy aby zatrudnić nowe pokolenia dzieci wiejskich. Wywoływało to pewne charakterystyczne procesy, uruchomione po zniesieniu pańszczyzny i nadaniu ziemi włościanom. Zwyczaje spadkowe obowiązujące wśród polskich włościan prowadziły do dzielenia gospodarstw chłopskich na coraz mniejsze jednostki[2]. Jednocześnie chęć zdobycia ziemi prowadziła do zjawiska parcelacji majątków ziemiańskich. Zadłużeni ziemianie dzielili swe majątki na małe działki i stopniowo sprzedawali chłopskim sąsiadom. Włościanie powodowani „głodem ziemi” gotowi byli płacić za nie nawet wygórowane ceny. Ziemia oznaczała dla chłopów życie, ale z punktu widzenia efektywności ekonomicznej nie był to proces korzystny. Małe gospodarstwo chłopskie miało siłą rzeczy większe koszty przeciętne niż duże. Ponadto, włościanin w swym rachunku gospodarczym nie liczył kosztów własnej pracy, albowiem nie kupował jej na rynku. Gdyby jednak doliczył rynkowy koszt swej pracy do swego rachunku gospodarczego, wynik ekonomiczny małego gospodarstwa byłby ujemny. Ziemie polskie doświadczały przeludnienia agrarnego. Jego istotę można wyrazić w ten sposób, że przesunięcie pewnej liczby od pracy na roli do przemysłu nie zmniejszyłoby produkcji rolnej, podczas gdy można by dzięki temu rozpocząć nieistniejącą wcześniej produkcję przemysłową. W żargonie ekonomistów mówi się, że krańcowy produkt pracy w rolnictwie był równy zero, podczas gdy w przemyśle był dodatni. W tych warunkach można przesunąć znaczną część siły roboczej z rolnictwa do przemysłu, bez strat dla produkcji rolnej. Rzecz w tym, że w Galicji bardzo niewiele było przemysłu i bardzo powoli następował jego rozwój. Taką właśnie sytuację nazywamy zacofaniem gospodarczym. Wyjście z tego stanu oraz dołączenie do krajów rozwiniętych i zamożnych było i jest do dziś ambicją elit w krajach zacofanych. Czy konserwatyści krakowscy wypracowali program wyjścia z zacofania? Można bez wątpliwości powiedzieć, że pokolenie stańczyków takiego programu nie miało, nie był nim zwłaszcza leseferyzm głoszony przez krakowskich profesorów ekonomii. Dlaczego jednak leseferyzm nie miałby być dobrym rozwiązaniem w kraju zacofanym, skoro zdawał się przynosić dobre rezultaty w krajach centrum cywilizacyjnego?

Tezę, że wolność gospodarcza sprzyjała powstaniu kapitalizmu należy zaliczyć do wielkich historycznych legend. Wielka Brytania najpierw stała się hegemonem w handlu międzynarodowym i zdobyła przewagę konkurencyjną w produkcji przemysłowej, następnie zaś przeszła do polityki wolnego handlu. Kiedy w roku 1820 kupcy londyńscy złożyli w parlamencie wielką petycję domagającą się zniesienia ceł protekcyjnych i zaprowadzenia wolności handlu międzynarodowego, główne role w międzynarodowym podziale pracy były już rozdane[3]. Wcześniej dostęp do rynków był przedmiotem zawziętej rywalizacji politycznej, toczono liczne wojny handlowe. Traktaty zawierane po ich zakończeniu decydowały o układzie sił w wymianie międzynarodowej. Dla przykładu w kolejnych traktatach pokojowych brytyjsko-hiszpańskich zawarte były klauzule o assiento, czyli limicie niewolników afrykańskich, których Brytyjczycy dostarczali do posiadłości hiszpańskich. Brytyjczycy o assiento zabiegali i walczyli a uzyskawszy nie tylko dostarczali legalny kontyngent, ale także wielokrotnie przekraczającą tenże kontrabandę. Brytyjczycy mieli w Ameryce także własne posiadłości, w których czarnoskórzy niewolnicy produkowali cukier, potrzeba ich było wielu, albowiem praca w młynie cukrowym wyniszczała szybko[4]. Zdobywszy Bengal brytyjska Kompania Wschodnioindyjska uzyskała tanie źródło surowców dla przemysłu brytyjskiego i rynek zbytu dla tekstyliów wyprodukowanych z tych surowców. Ruina indyjskich rękodzielników i masowe klęski głodu w Indiach były efektem ubocznym tych procesów. Krótko mówiąc, wzbogacenie dość nielicznych warstw wyższych i średnich w kilku krajach europejskich okupione zostało cierpieniami milionów ludzi w innych częściach globu. Mieszczański komfort Forsythów, Buddenbroków i Castorpów był możliwy dzięki okrucieństwu takich ludzi jak Kurz i Pepperkorn. Natomiast klasy pracujące w krajach przeżywających początkowe fazy industrializacji miały z tego tylko taką korzyść, że ich dzieci rzadziej umierały z głodu i chorób zakaźnych, dopiero później ich dochody realne poczęły wzrastać. Same korzyści z rozwoju były bardzo nierówno podzielone. Upraszczając analizę do całych krajów można powiedzieć, że zdecydowana większość korzyści skupiona była w krajach uprzemysłowionych, Kraje rolniczo-surowcowe otrzymywały znikomą część owoców międzynarodowego podziału pracy a wielkie grupy ludności w tych krajach ponosiły niepowetowane straty. W tych warunkach leseferyzm był ideologią zwycięzców, sprzyjał tym, którzy zgromadzili odpowiednie zasoby w epoce wojen handlowych, nie pomagał tym, którzy startowali z gorszej pozycji. Przykładem gospodarki uwięzionej na przedprzemysłowym etapie rozwoju była Portugalia. Traktat handlowy z 1703 r., od nazwiska angielskiego ambasadora nazywany traktatem Methuena, obniżał cła w handlu pomiędzy Portugalią a Anglią. Dzięki niemu Brytyjczycy przyzwyczaili się do picia win portugalskich, zaś Portugalczycy odziewali się w ubrania z brytyjskiego sukna. Ten właśnie przykład obustronnie korzystnej wymiany międzynarodowej przytoczył David Ricardo w siódmym rozdziale swych Zasad ekonomii politycznej i opodatkowania. Ricardo dowodził, że choć oba towary Portugalia wytwarza taniej, to jednak większą przewagę posiada w produkcji wina, stąd dla obu krajów będzie korzystne jeśli wyspecjalizują się w produkcji towarów, które produkują efektywniej[5]. Rozumowanie Ricarda jest w zasadzie słuszne na poziomie analizy statycznej, w tym sensie, że przy danej wielkości zasobów wolny handel jest korzystniejszy dla obu stron niż autarkia. Jednak wolny handel przestaje być dla Portugalii optymalnym wyborem jeśli uwzględnimy zmianę poziomu zasobów, jeśli tylko Portugalia dokonałaby inwestycji w przemysł, mogłaby sama stać się producentem towarów wysoko przetworzonych i wyprzeć z rynku towary brytyjskie. Argument ten znany jest jako idea ceł wychowawczych, był on przywoływany w Wielkiej Brytanii w czasach kiedy ona sama stosowała politykę protekcjonizmu[6]. Teoria ricardiańska przeważyła w opinii publicznej dopiero kiedy sami kapitaliści uznali wolny handel za korzystny dla Zjednoczonego Królestwa. W procesie uprzemysłowienia pojawiają się także korzyści skali, w ogóle nie uwzględnione przez Ricarda, a przynoszące dodatkowe korzyści państwom uprzemysłowionym[7]. Dwieście lat po publikacji Zasad Ricarda można uznać, że traktat Methuena doprowadził do upadku portugalskiego sukiennictwa i utrwalił zacofanie gospodarcze Portugalii. Do dziś Portugalia należy do biedniejszych krajów zachodniej Europy, co jest w znacznej mierze konsekwencją przyjęcia specjalizacji w uprawie winorośli i dębu korkowego. Rzucenie wyzwania wolnohandlowej Brytanii nie musiało zakończyć się sukcesem, są jednak przykłady krajów, które zyskały na rozwijaniu własnego przemysłu, dość wskazać Stany Zjednoczone i Niemcy.

Przykład Portugalii jest przejawem głębszej prawdy: wolność gospodarcza w kraju pozbawionym kapitału przemysłowego raczej nie służy rozwojowi. W dramatyczny sposób doświadczyła tego Irlandia, w której rząd (obcy, bo brytyjski) stał na straży praw własności, nie ingerował w ceny rynkowe a buntowników surowo karał. Jednak pomimo niskich kosztów pracy przedsiębiorcy brytyjscy nie zakładali tam fabryk, zaś właściciele ziemscy zwykle transferowali swe dochody do Wielkiej Brytanii. Irlandzki wieśniak obsiewał część pola pszenicą, hodował też bydło, z pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży zboża, mleka, masła i mięsa opłacał podatki, czynsze dzierżawne i dziesięciny. Wieśniak ten żywił się ziemniakami, które sadził na części swej roli. Trwało to do czasu wielkiej zarazy ziemniaczanej w roku 1844, kiedy zabrakło pożywienia dla znacznej części Irlandczyków. W wyniku klęski głodu zmarło około miliona mieszkańców wyspy, zaś jeszcze większa rzesza Irlandczyków wyemigrowała. Irlandia licząca przed wielkim głodem osiem milionów mieszkańców, przed wybuchem I wojny światowej liczyła tylko cztery miliony, pomiędzy tymi wydarzeniami ponad cztery miliony mieszkańców opuściło wyspę na stale[8]. Galicja nie powtórzyła irlandzkiej tragedii, jej los bardziej zbliżony jest do losów Norwegii w XIX w. Kraj ten nie miał przemysłu, eksportował drewno, wielkie rzesze swych mieszkańców wysłał na emigrację do Ameryki, wśród pozostałych w ojczyźnie wielu bytowało na granicy głodu (nb. najsłynniejszą pozycją w literaturze norweskiej jest Głód Knuta Hamsuna). W całym wieku XIX tak Galicja jak i Norwegia były terytoriami niesamodzielnymi politycznie, których znaczna część ludności żyła na granicy biologicznego przetrwania. Klęska głodu trapiąca całą Europę w latach 1846-1848, nie ominęła także Galicji, prowadząc do zmniejszenia się liczby jej ludności. W późniejszych czasach klęski głodu w Galicji miały charakter lokalny i nigdy nie doszło do ich wielkiej kumulacji. Niemniej większość ludności w przeludnionej prowincji żyła na poziomie minimum egzystencji. Przeludnienie agrarne można było po części rozładować dzięki okresowym migracjom za pracą do Czech i Niemiec, także trwała emigracja do Ameryki, przybierająca na sile począwszy od lat osiemdziesiątych, zmniejszała nieco problem. W latach 1850-1914 wyjechało z Galicji ponad milion osób, a była to prowincja licząca u progu autonomii prawie 5 milionów mieszkańców, zaś w chwili wybuchu I wojny światowej 8 milionów[9]. Trudno jednak powiedzieć jak wyglądałyby losy prowincji bez wypchnięcia części ludności poza jej granice. Ubóstwo i brak wyraźnych perspektyw poprawy losu rodził bowiem w warstwach ludowych gniew, który znajdował niekiedy ujście w dramatycznych wydarzeniach. Najbardziej tragiczne z nich to rzeź galicyjska z 1846 i seria pogromów z 1898 r. Ofiarą pierwszego była przede wszystkim szlachta oraz urzędnicy i słudzy dworscy, ofiarą drugiego Żydzi, ale także chłopi ginący od kul austriackich żołnierzy, w brutalny sposób przywracających porządek. Pogromy z 1898 r. są mniej znane niż tzw. rabacja Galicyjska, wcześniej od polskich zajęli się nimi historycy niemieccy i amerykańscy[10]. Tymczasem było to wydarzenie kluczowe dla zrozumienia sytuacji społecznej w austriackiej Galicji, a wraz z tym sytuacji konserwatystów krakowskich. Pomińmy, skądinąd ważny fakt, że głównym obiektem nienawiści włościan stali się Żydzi, zastępując w tej roli szlachtę. Rzecz w tym, że rozruchy ujawniły pokładu gniewu tkwiącego w ludzie wiejskim, został on wyładowany na Żydach, ale dotyczył także ziemian i innych grup elitarnych. Chłop zachowywał się na co dzień w sposób uniżony wobec „panów” (których zwykle utożsamiał z „Polakami”), jednak czuł wobec nich resentyment, niekłamany szacunek miał tylko dla cesarza[11]. Rozgniewany włościanin nie nadawał się zbytnio na politycznego sojusznika czy też klienta konserwatystów. Kiedy tylko poczuł, że jest to możliwe począł odsuwać od siebie szlachecką kuratelę. Natomiast polskiej burżuazji było w Galicji niewiele, brakło też w tym środowisku wielkiej sympatii dla stańczyków. W rezultacie ugrupowania konserwatywne w Galicji nigdy nie wyszły poza formę luźnych fakcji arystokratyczno-ziemiańskich, połączonych głównie więziami towarzyskimi i rodzinnymi. W zacofanym kraju nie mogła powstać liczna klasa średnia, która popierałaby partię konserwatywną powodowana własnym interesem. Na samych tylko ideach można bowiem zbudować partię rewolucyjną, ale nie konserwatywną. Klasa średnia mogłaby rozwinąć się, gdyby procesy modernizacyjne w Galicji przyspieszyły, co raczej nie mogło być efektem spontanicznych procesów. Z zacofania można się było wyrwać mobilizując ludzi i zasoby materialne do wielkich inwestycji, jednocześnie stosując gospodarczy protekcjonizm. Pomijając już skromne możliwości i polityczną niesamodzielność austriackiej Galicji, taki program modernizacyjny nie dałby się pogodzić z konserwatywnymi zasadami. Kiedy, zaliczający się do obozu władzy, neokonserwatyści zachodniogalicyjscy, zorganizowani w Klubie Konserwatywnym, w końcu podobny program wypracowali, został on odrzucony lub zignorowany przez pozostałe frakcje konserwatywne. W zasadzie zupełnie słusznie, był to bowiem program odgórnej rewolucji społecznej, który tylko przy zastosowaniu ryzykownej ekwilibrystyki słownej można nazwać konserwatywnym. Neokonserwatyści proponowali wesprzeć średnie gospodarstwa chłopskie, wprowadzając ich obligatoryjną niepodzielność i obdarzając je preferencjami kredytowymi i podatkowymi[12]. Na wsi zostało to nie bez racji odebrane jako próba rozbicia solidarności zamożniejszych i uboższych włościan. Wniosek Jana Hupki w sprawie utworzenia niepodzielnych gospodarstw włościańskich spotkał się z gwałtowną opozycją ugrupowań chłopskich i obojętnością większości obozu konserwatywnego. W latach dziewięćdziesiątych XIX wieku za późno już było na tego rodzaju manipulacje. Nie mogąc być progresistami, politycy kierujący władzami prowincji musieli zostać reakcjonistami. W roku 1898 kule austriackich żołnierzy uczyły zachodniogalicyjskiego chłopa poszanowania prawa własności. Dziewięć lat później odbyły się wybory do Rady Państwa w Wiedniu, które galicyjscy konserwatyści zdecydowanie przegrali,  utrzymali się w polityce z łaski cesarza i austriackiej biurokracji. „Przegląd Polski” założony przez Tarnowskiego i Szujskiego aby uczyć Polaków politycznego rozumu został zamknięty w roku 1914 jeszcze przed wybuchem wojny.

Można sądzić, że przypadek stańczyków, czy też konserwatystów krakowskich w ogóle, dowodzi, że niepodobna być konserwatystą w zacofanym kraju. Konserwatysta bowiem wierzy, że kierując się odziedziczonymi po przodkach zasadami, tradycjami i zwyczajami oraz używając utrwalonych instytucji można utrzymać stabilność systemu politycznego a także korzystać ze stałego i organicznego rozwoju społeczeństwa. Postawa taka jest do utrzymania w społeczeństwach należących do centrum cywilizacyjnego, jednak im bardziej się od niego oddalamy tym trudniej ją stosować. Możliwa była pewna ciągłość zasad i obyczajów pomiędzy torysami Pitta juniora, konserwatystami Disraelego i partią konserwatywno-unionistyczną Balfoura i Chamberlaina. Natomiast w Rosji XIX w. można było być reakcjonistą lub rewolucjonistą, kto jednak pragnął być konserwatystą lub liberałem w zachodnim stylu skazany był na rolę osamotnionego ekscentryka. Możliwe były także sytuacje bardziej paradoksalne, oto Piotr Stołypin, premier rosyjski w latach 1906 – 1911, pragnął ustabilizować Imperium Rosyjskie, jednak aby móc być konserwatystą, musiał być rewolucjonistą. Przeprowadzone przez niego prawo pozwalające chłopom rosyjskim występować ze wspólnoty wiejskiej (obszczyny), było niczym innym jak odgórną rewolucją socjalną o charakterze liberalnym. Natomiast konserwatyści ze wszystkich krajów austriackich, nie tylko z Galicji, nie znaleźli sposobu aby wyjść poza swą bazę społeczną, stąd utracili większość miejsc w parlamencie po zastąpieniu kurialnego prawa wyborczego powszechnym głosowaniem w roku 1907. W sumie nie najgorzej o nich świadczy, że odrzucili pokusę demagogii socjalnej i nie przyjęli ideologii antysemickiej, którą w niemieckojęzycznej Austrii głosili chrześcijańsko-społeczni pod przywództwem Karla Luegera a w Galicji stronnictwo chrześcijańsko-ludowe ks. Stojałowskiego.

Akceptacja leseferyzmu wśród konserwatystów krakowskich zdawała się bardziej wynikać z ulegania tendencjom epoki niż z głębszych przemyśleń. W pokoleniu stańczyków zwolennikiem leseferyzmu był Julian Dunajewski, wieloletni austriacki minister finansów i wielki autorytet wśród konserwatystów krakowskich. Powtarzał on w swoich wykładach to, co uznawał za pogląd dominujący wśród uczonych[13]. Wydaje się jednak, że w istocie nie bardzo się przejmował teorią ekonomiczną, prac z tej dziedziny nie zostawił, wykładów swych nie spisał. Dopiero  27 lat po śmierci Dunajewskiego wydano je, spisane na podstawie notatek studenckich[14]. Nieco inne stanowisko zajmował Józef Milewski, często publikujący w „Przeglądzie Polskim” artykuły na tematy gospodarcze. Jednak jego wypowiedzi popierające ideę reformy socjalnej pochodzą dopiero z lat dziewięćdziesiątych[15]. Wczesne prace Milewskiego dotyczą spraw własności ziemi, podkreślał w nich wagę zachowania gospodarstw ziemiańskich, w szczególności zaś wielkiej własności ziemskiej[16]. Wyrażał także żal z tego powodu, że nie upowszechniły się w na ziemiach Polskich majoraty, co pozwoliłoby utrwalić społeczną hierarchię i dać naturalne przywództwo wspólnocie narodowej. Doprawdy, nie doktryny ekonomiczne XIX wieku wyznaczały stosunek konserwatystów krakowskich do ówczesnych problemów gospodarczych. Decydowały o tym wyobrażenia jakie mieli o roli szlachty w życiu publicznym. Zgodnie z nimi szlachta miała przewodzić narodowi, a lud wiejski przywództwo to uznawać bez zastrzeżeń. Do dogmatów krakowskiego konserwatyzmu należało też przekonanie, że włościanin ma powody by być konserwatywny, już dlatego, że podobnie jak szlachcic – ziemianin jest właścicielem gruntowym.

Konserwatyści krakowscy wyznawali ideę narodu jako organicznej i hierarchicznej w wspólnoty, w której szlachta z przyczyn naturalnych stoi na czele narodu, ona bowiem nosi w sobie ideę narodu wraz ze wszystkimi cnotami niezbędnymi dla utrzymania i rozwoju wspólnoty narodowej[17]. W zasadzie szlachta nie była u stańczyków jedynym piastunem narodowości. Używali oni pojęcia „warstwy historycznej”, która nie jest tożsama ze szlachtą, ale to właśnie szlachta ma najwięcej zasobów niezbędnych dla podtrzymania tradycji narodowej[18]. W znanym odczycie Szujskiego O powinnościach narodu względem ludu, pada stwierdzenie, że lud dotychczas nie brał udziału w historii narodowej, ale teraz do niej dołącza. Narodem w tym ujęciu są klasy wyższe, lud właściwie jeszcze do niego nie dołączył. Może się to dokonać dzięki solidarnej postawie narodu, to jest wyższych klas społeczeństwa[19]. Koncepcja warstwy historycznej zawiera niewypowiedziane do końca założenia dotyczące społecznej roli szlachty. Ujawniły się one jednak kiedy rola ta została zakwestionowana.

Polscy konserwatyści XIX w. byli spadkobiercami głęboko zakorzenionej w ich tradycjach rodzinnych idei szlachectwa. Polski dyskurs o szlachectwie utrwalił się w XVII wieku, kiedy to uznano, że cnota jest z natury cechą szlachcica, zaś nieszlachcic może ją posiadać tylko nadzwyczaj rzadko. Najzwięźlej wyrażało to zdanie z pieśni O cnocie szlacheckiej Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego: Zacni się rodzą z zacnych[20]. Oznaczało to w istocie utożsamienie cnoty ze szlachectwem, szło tak o cnotę w ogóle, jak o cnotę polityczną, niezbędną do trwania republikańskiej wspólnoty politycznej. W tej koncepcji szlachcic dziedziczy po swych odległych przodkach cnoty militarne i polityczne, podczas gdy chłopi cechują się jedynie pracowitością[21]. Przeżytkiem tych koncepcji były nieformalne podziały na ludzi honorowych i niehonorowych, bardzo jeszcze silne w Polsce XX wieku, w ramach tychże osoby pochodzenia szlacheckiego zawsze cechowało domniemanie honorowości[22]. W pokoleniu stańczyków utożsamienie cnoty ze szlacheckością nie było otwarcie wyrażane. W publicystyce zwracano uwagę raczej na rozum i wykształcenie, wyraźnie jednak wykluczenie ze świata polityki dotyczyło także rozumnych i wykształconych synów chłopskich. Wynikiem tychże przekonań była eliminacja polskich posłów włościańskich z sejmu krajowego. Zasiadali oni w sejmie I, II i III kadencji, z następnych udało się ich wyeliminować. Kiedy ponownie włościanie polscy zostali wybrani do sejmu VI kadencji, wywołało to znamienny spór wśród konserwatystów. Przed wyborami „Czas” zdecydowanie zwalczał kandydatury włościan na posłów, tłumacząc, że nie mają oni odpowiedniego przygotowania, z racji swej ignorancji do sejmu zupełnie się nie nadają[23]. Zaniepokojenie sytuacją wyraził Stanisław Tarnowski, który szczególnie oburzał się tym, że środowiska miejskie odważyły się agitować na terenie wiejskim, zastrzeżonym dla obozu rządzącego[24]. Perspektywa wyboru kandydata chłopskiego była zdaniem Tarnowskiego sytuacją w której popiera się „kandydata, który się łatwiej da opanować i wyzyskać, przeciw myślącemu i oświeconemu”[25]. Moralna oraz intelektualna wyższość była wedle Tarnowskiego cechą kandydatów konserwatywnych (co znaczy szlacheckich), a kwestionowanie „powag moralnych” jednym z symptomów „rozstroju” systemu społecznego. Narastającej wśród konserwatystów krakowskich paniki moralnej mógł zrozumieć Michał Bobrzyński. Starał się on uspokoić nastroje, zauważając, że sejm krajowy nie jest komitetem prawodawczym, ale reprezentacją opinii krajowej. W tym gronie kilku włościan nie uczyni żadnej szkody, zwłaszcza jeśli nie zostali oni wybrani jako wrogowie szlachty[26]. Wywołało to stanowczą reakcję Stanisława Koźmiana, który wytłumaczył młodszemu koledze, że kwestia zasiadania włościan w sejmie nie jest sprawą taktyki politycznej, ale fundamentalnych zasad.  Zauważmy, że chodziło tu o trzech włościan skorych do współpracy z obozem rządzącym, którzy utworzyli w sejmie klub katolicko-ludowy. Jeden z nich, Walenty Jachym zaraz dał się przekonać, że nie jest godny zasiadać w tym gronie i zrezygnował z mandatu, na jego miejsce został wybrany Adam Jędrzejowicz, szlachcic, ziemianin i konserwatysta. Pozostali posłowie – włościanie Stanisław Potoczek i Franciszek Kramarczyk w niczym porządku społecznego nie podważali[27]. Najbardziej radykalnym ich postulatem był kilkukrotnie zgłaszany wniosek Kramarczyka o objęcie włościan galicyjskich obowiązkowym ubezpieczeniem od ognia[28]. Wniosek ten został zresztą zignorowany przez naszych galicyjskich leseferystów.

Oburzenie stańczykowskich autorytetów na ambicje chłopstwa garnącego się do parlamentu krajowego wydaje się niewspółmierne do rzeczywistego zagrożenia. Można jednak powiedzieć, że Tarnowski i Koźmian antycypowali upadek politycznego znaczenia arystokracji i szlachty ziemiańskiej, który kilkanaście lat później rzeczywiście nastąpił. Zmiana okazała się poważna, wystarczy zauważyć, że posłem IV kurii (mniejszej własności ziemskiej) w okręgu Tarnów był w sejmach VI, VII i VIII kadencji książę Eustachy Sanguszko, zaś w sejmie IX i X kadencji na tym samym miejscu zasiadł potomek poddanych tegoż księcia Wincenty Witos, wójt Wierzchosławic. Protesty stańczyków przeciw podobnemu obrotowi spraw wynikały z autentycznej wiary w istnienie obiektywnej hierarchii społecznej, która nie wynika tylko z różnic majątkowych, ale z urodzenia i odziedziczonej tradycji, gwarantowana jest też w jakiś sposób przez boską opatrzność. Trwałość przekonań pokolenia stańczyków jest tu wyraźna, polemika Koźmiana z Bobrzyńskim nie była jego pierwszym wystąpieniem przeciw obecności włościan w ciałach przedstawicielskich. Podobny pogląd wyraził Koźmian w broszurze Kilka słów o naszych stosunkach wydanej w roku 1861, jeszcze przed powstaniem styczniowym, ale już po zwołaniu sejmów krajowych w Austrii, kiedy perspektywa ewolucji jej ustroju w stronę systemu konstytucyjnego stała się wyraźna. W tekście tym autor uznał za naturalny i oczywisty podział na tych, którzy kierują społeczeństwem dzięki przewadze majątku i intelektu i tych których wkładem w dobro wspólne jest tylko praca fizyczna. Zdaniem młodego Koźmiana: „w społeczeństwie dobrze uporządkowanym, wyższe warstwy są przeznaczone do pracy dla niższych, równie jak niższe dla wyższych. Z jednej strony praca moralna, z drugiej fizyczna”[29]. Współpraca ziemiaństwa z jego chłopskimi sąsiadami była zdaniem Koźmiana możliwa, byle tylko szlachta ziemiańska występowała wobec włościan jako całość, objęła ich opieką i wdrożyła w pracę na rzecz sprawy narodowej. Chłop miał być naturalnym sojusznikiem konserwatystów: „Włościanie posiadacze gruntów już tem samem, że są właścicielami, staną się nieocenioną postawą zachowawczą”[30]. W roku 1861 zadanie urobienia chłopa w duchu hierarchicznej i organicznej koncepcji narodu wydawało się przyszłemu przywódcy stańczyków zadaniem wykonalnym, choć wymagającym jeszcze wiele ciężkiej pracy: „Dotąd wyrabiano w włościaninie tylko zmysł socjalny, który oderwany od politycznego jest zmysłem czysto zwierzęcym; do nas należy wyrobić w nim zmysł polityczny, który jest zmysłem czysto duchowym, gdy go już będzie posiadał, niezawodnie zastępować się będzie światlejszymi od niego, teraz nie zawsze tak czyni, bo góruje w nim zmysł socjalny”[31]. Kontekstem tych zmian była obecność posłów włościan w sejmie krajowym wybranym w roku 1861, obok wybranych we wschodniej Galicji posłów „ruskich”, znalazło się tam kilku posłów włościan zachodniogalicyjskich. Posłowie chłopscy, tak polscy jak ruscy upominali się o lasy i pastwiska (albo lisy i pasowyska), kierując się chłopską koncepcją sprawiedliwości, w której własność gminna służy zaspokojeniu wspólnych potrzeb gromady chłopskiej i pomaga przeżyć jej najsłabszym członkom. Ta koncepcja własności i sprawiedliwości spotkała się z potępieniem szlacheckiej większości. Obie strony nie miały nawet szans wzajemnie się zrozumieć. Sama obecność posłów włościańskich w sejmie była przez opinię konserwatywną postrzegana jako intryga biurokracji austriackiej. Usunięcie chłopów z sejmu krajowego uznano za zwycięstwo narodowe i poskromienie centralizmu austriackiego. Potępienie ponownego pojawienia się włościan w sejmie krajowym Koźmian traktował jako przypomnienie konserwatywnych zasad. List otwarty do posła Bobrzyńskiego zawierał opinie nie odbiegające od tych wyrażonych w broszurze z 1861 r. Koźmian niezmiennie uznawał polskiego (jak też ruskiego) chłopa za istotę zbyt niedojrzałą by podejmować trudne kwestie polityki i prawodawstwa. Stąd za fundamentalną zasadę polskiego konserwatyzmu uznawał zasadę zastępstwa, zgodnie z którą szlacheccy deputowani reprezentują w ciałach przedstawicielskich lud, sam z siebie niezdolny do podjęcia pracy ustawodawczej. Sejm krajowy „jest ciałem ustawodawczem i politycznem, w którem nasz włościanin tak samo, jak każdy inny, musi się stać albo bezwartością albo narzędziem, bo ani jego sposób życia, ani wykształcenie, to właśnie, które mu teraz dajemy, ani przeszłość do czego innego nie czynią go w takiem zgromadzeniu zdolnym”[32]. Chłop nie może należeć do czynnej części narodu politycznego, choć w jakimś sensie jest częścią wspólnoty narodowej, o ile znajduje się pod kuratelą szlachty, która jest nosicielem narodowości. Tego przekonania, że chłop w parlamencie musi być „bezwartością” nie potrafił zrozumieć Michał Bobrzyński; przeszkadzała mu w tym bez wątpienia pewna drobna okoliczność, otóż Bobrzyński nie był szlachcicem[33].

Marcin Król pisał niegdyś o niedostrzeżonej kwestii społecznej w myśli krakowskich konserwatystów. Jego zdaniem przyczyną odrzucenia kwestii społecznych przez stańczyków była ich koncepcja roli „warstwy historycznej” w życiu narodu[34]. Koncepcja ta była głoszona przez Szujskiego, po jego śmierci intelektualnymi liderami grupy stali się Tarnowski i Koźmian. Ci dwaj byli bardziej skłonni utożsamiać „warstwę przodkującą” (u Szujskiego niekoniecznie tożsamą z warstwą historyczną) ze szlachtą ziemiańską. Młodszy od nich nieco mieszczanin Bobrzyński skłonny był do kooptacji kolejnych grup społecznych do narodu politycznego, czynnie uczestniczącego w życiu politycznym. Tenże sam Bobrzyński jako namiestnik Galicji przeprowadził w roku 1908 ugodę z Polskim Stronnictwem Ludowym, które dołączyło do obozu rządzącego. Był to etap przejściowy do zupełnej marginalizacji konserwatystów, albowiem demokratyzacja prawa wyborczego do sejmu krajowego, musiałaby prowadzić do dalszego zastępowania książąt i hrabiów chłopskimi synami. Nowe prawo wyborcze do sejmu krajowego uchwalono wiosną 1914 r. i nie zostało już zastosowane. Sejm niepodległej Polski został wybrany na podstawie demokratycznego prawa wyborczego, które było nie tylko w pełni równe ale i prawdziwie powszechne, dawało bowiem prawa wyborcze kobietom. Sejm ten uchwalił prawo o reformie rolnej, którego chłopscy posłowie do sejmu galicyjskiego nie ośmieliliby się zażądać.

Stańczycy starali się opóźniać proces demokratyzacji systemu politycznego, nie byli jednak w stanie mu zapobiec, nie mieli też pomysłu jakby znaleźć w nim korzyści dla siebie. Odrzucili pokusę demagogii, nie było w Galicji księcia antysemity, jakim w niemieckojęzycznej Austrii był Alois Liechtenstein. Można sądzić, że konserwatyści krakowscy z pokolenia stańczyków nie byli w stanie zająć innego stanowiska w kwestiach społecznych, gdyż uniemożliwiała to ich hierarchiczna koncepcja społeczeństwa. W jej ramach można było zabiegać o to, aby lud stał się częścią narodu politycznego, nie było jednak mowy, aby lud ów wyszedł spod kurateli szlachty. Jest to jednak tylko część problemu, koncepcja roli ugrupowania konserwatywnego w życiu publicznym, jaką wyznawali konserwatyści krakowscy różnych pokoleń, nie miała szans utrzymania się. Austria odgrywała rolę peryferyjną w światowym kapitalizmie, a Galicja w gospodarce austriackiej. Jej rozwój gospodarczy był zbyt wolny, aby wytworzyć klasę średnią, która mogłaby wspierać partię konserwatywną. W tej sytuacji demokratyzacja systemu politycznego prowadziła do upadku politycznego znaczenia konserwatystów. Tylko w uprzemysłowionych społeczeństwach zachodniej Europy możliwa była partia konserwatywna posiadająca szerszą bazę społeczną. Wydaje się też, że tylko masowa emigracja ocaliła austriacką Galicję od rewolucji. I wojna światowa położyła zaś kres jej oddzielnemu bytowi politycznemu.

[1] W Wielkiej Brytanii czasy wczesnej industrializacji były okresem spadku płacy roboczej, indeks płac osiągnął minimum na początku XIX w. Około roku 1820 płace realne były na tym samym poziomie co w okolicach roku 1750, od tego momentu rozpoczął się ich systematyczny, acz powolny wzrost. Por. P. H. Lindert, Unequal Living Standards, [w:] The Economic History of Britain since 1700, t. 1: 1700-1860, red. R. Floyd, D. McCloskey, Cambridge 1994, s. 357-386.

[2] W Galicji do roku 1868 obowiązywał zakaz dzielenia gospodarstw włościańskich, nie był jednak w praktyce przestrzegany.

[3] W. Grampp, How Britain Turned to Free Trade, „Business History Review” 1987, t. 61, no. 1, . 86-112.

[4] H. Zins, Kupcy i kidnaperzy. Handel niewolnikami w dziejach Afryki i Ameryki, Lublin 1999; A. Hochschild, Pogrzebać kajdany. Wizjonerzy i buntownicy w walce o zniesienie niewolnictwa, przeł. P. Tarczyński, Wołowiec 2016.

[5] D. Ricardo, Zasady ekonomi politycznej i opodatkowania, przeł. J. Drewnowski, Warszawa 1958, s. 148-156.

[6] D. A. Irwin, Against the Tide. An Intellectual History of Free Trade, Princeton 1998, s. 116-119.

[7] Tamże, s. 138-152.

[8] T. W. Guinnane, The Great Irish Famine and Population: The Long View, „The American Economic Review” 1994,  t. 84, nr 2 (Papers and Proceedings of the Hundred and Sixth Annual Meeting of the American Economic Association May, 1994), s. 303-308; C. Ó Gráda, K. H. O’Rourke, Migration as Disaster Relief: Lessons from the Great Irish Famine, „European Review of Economic History” 1997, t. 1, nr 1, s. 3-25.

[9] A. Chwalba, Historia Polski 1795-1918, Kraków 2005, s. 534; A. Jezierski, C. Leszczyńska, Historia gospodarcza Polski, Warszawa 2001, s. 157.

[10] K. Stauter-Halsted, Jews as Middleman Minorities in Rural Poland: Understanding the Galician Pogroms of 1898, [w:] Antisemitism and its Opponents in Modern Poland, red. R. Blaubaum, Ithaca 2005, s. 39-59; M. Soboń, Polacy wobec Żydów w Galicji doby autonomicznej 1868-1914, Kraków 2011.

[11] Świadczą o tym relacje z pogromów 1898 r. W Starym Sączu chłopi zniszczyli wszystkie stragany żydowskie, nie ruszyli jednak punktów sprzedaży loterii państwowej, choć także były one prowadzone przez Żydów. Rzecz w tym, że loterię państwową włościanie uważali za własność cesarza. Zwykle też uczestnicy pogromów byli przekonani, że istnieje dekret cesarza (albo arcyksięcia Rudolfa) pozwalający rabować mienie kupców żydowskich, okazania tego dekretu bezskutecznie domagali się od przedstawicieli lokalnych władz. Por. M. Soboń,  dz. cyt., s. 245-246 i 262.

[12] Szerzej o tym w: D. Grzybek, Jak przeprowadzić gospodarczą modernizację zachowując ład polityczny? Myśl społeczna galicyjskich neokonserwatystów, „Politeja” 2005, nr 4, s. 453-479.

[13] Piszę o tym szerzej w: D. Grzybek, Polityczne konsekwencje idei ekonomicznych w myśli polskiej 1868-1939, Kraków 2012, s. 63-66.

[14] J. Dunajewski, Wykład ekonomii politycznej, Kraków 1935.

[15] Por. D. Grzybek, Polityczne konsekwencje idei ekonomicznych…, s. 275-281.

[16] Por. J. Milewski, W sprawie utrzymania ziemi w naszym ręku, [w:] tegoż, Zdobycze i iluzje postępu. Wybór pism, Kraków 2013, s. 1-90.

[17] O konserwatystach krakowskich traktują liczne prace, zob.: M. Jaskólski, Historia – naród – państwo. Zarys syntezy myśli politycznej konserwatystów krakowskich w latach 1866-1934, Kraków 1981; tegoż, Kaduceus polski. Myśl polityczna konserwatystów krakowskich 1866-1934, Kraków 2014; S. Filipowicz, Ujarzmienie rozumu politycznego. Polityczne horyzonty krakowskiej szkoły historycznej, Warszawa 1984; M. Król, Konserwatyści a niepodległość. Studia nad polską myślą konserwatywną XIX wieku, Warszawa 1985; B. Szlachta, Z dziejów polskiego konserwatyzmu, Kraków 2003; tegoż, Szkice o konserwatyzmie, Kraków 2008; S. Paczos, Państwo i naród w myśli politycznej polskich konserwatystów do 1939 roku, Kraków 2009.

[18] Por. M. Król, Konserwatyści a niepodległość…, s. 214-218; M. Jaskólski, Kaduceus polski…, s. 132-134.

[19] J. Szujski, O obowiązkach narodu względem ludu w sprawie oświaty, [w:] tegoż, Dzieła, seria III, Pisma polityczne, t. 1,  Kraków 1885, s. 389-399.

[20] S. Baczewski, Szlachectwo. Studium z dziejów idei w piśmiennictwie polskim: Druga połowa XVI wieku – XVII wiek, Lublin 2009, s. 166.

[21] Syntetyczny obraz polskiej kultury szlacheckiej można znaleźć w: A. Zajączkowski, Szlachta polska. Kultura i struktura, Warszawa 1993; J. Tazbir, Kultura szlachecka w Polsce. Rozkwit – upadek – relikty, Warszawa 1999.

[22] Por. W. Boziewicz, Polski kodeks honorowy, Warszawa-Kraków [1925], s. 10.

[23] T. Kargol, Czy chłopi mogą pełnić mandat poselski? Spór konserwatystów z ludowcami o miejsce chłopów w systemie parlamentarnym Galicji, [w:] Dzieje i przyszłość polskiego ruchu ludowego, t. 1, Od zaborów do okupacji (1895-1945), red. A. Kołodziejczyk, W. Paruch, Warszawa 2002, s. 41-42.

[24] S. Tarnowski, Próby rozstroju, [w:] tegoż, Królowa opinia. Wybór pism, Kraków 2011, s.  217-218.

[25] Tamże, s. 224.

[26] M. Bobrzyński, Z chwili „rozstroju”, [w:] tegoż, Zasady i kompromisy. Wybór pism, Kraków 2001, s. 197-198.

[27] Dla ścisłości dodajmy, że do klubu katolicko narodowego dołączył także Bolesław Żardecki, prezes Towarzystwa Zaliczkowego w Łańcucie, inteligent szlacheckiego pochodzenia, zaś w kolejnych wyborach uzupełniających został wybrany jeszcze jeden włościanin – Wincenty Stręk.

[28] K. Dunin-Wąsowicz, Dzieje Stronnictwa Ludowego w Galicji, Warszawa 1956, s. 92-94.

[29] S. Koźmian, Kilka słów o naszych stosunkach, Rzeszów 1861, s. 7.

[30] Tamże, s. 28.

[31] Tamże, s. 30.

[32] S. Koźmian, List otwarty do posła Bobrzyńskiego, [w:] tegoż, Pisma polityczne, Kraków 1903, s. 434.

[33] W. Łazuga, Ostatni stańczyk. Michał Bobrzyński – portret konserwatysty, Toruń 2005, s. 8.

[34] M. Król, Konserwatyści a niepodległość…, s. 232-235.