Piotr Koryś
Polityka nowoczesności w Galicji. Stańczycy wobec modernizacji
Sytuacja ugrupowań konserwatywnych w XIX-wiecznej Polsce (a właściwie na ziemiach polskich) była trudna. Procesy modernizacyjne trwały zmieniając społeczeństwo co najmniej od połowy XIX wieku. Obawy przed konsekwencjami tych procesów mieszały się z poczuciem ich nieuchronności. Wybory polityczne krzyżowały się z wyborami cywilizacyjnymi, co zwłaszcza w warunkach braku własnego państwa, skutkowało jak u stańczyków – nazwijmy go „roztropnym” – lojalizmem. To stawiało przed tymi spośród konserwatystów, którzy zyskali możliwości sprawcze, trudne wyzwanie. Doświadczył tego w Warszawie na początku lat 1860. Aleksander Wielopolski, wkrótce w austriackiej Galicji przed podobnym wyzwaniem stanęli właśnie stańczycy.
Przypadek stańczyków, i szerzej stronnictwa konserwatystów krakowskich jest szczególnie interesujący, bo było to jedyne polskie ugrupowanie polityczne mające w XIX wieku legalny wpływ na politykę jakiejkolwiek części ziem zamieszkiwanych przez Polaków. Gdy w Poznaniu i Warszawie polska polityka była wciąż nielegalna, stańczycy budowali polską tożsamość i autonomię w Galicji. Stąd, właściwie jako pierwsi z polskich polityków (a przynajmniej jako pierwsze zorganizowane stronnictwo polityczne) stanęli wobec procesów masowej industrializacji i formowania się nowoczesnego społeczeństwa przemysłowego – nawet jeśli patrzyli na nie z odległej perspektywy wiejskiej Galicji. Stąd pierwsi (a przynajmniej pierwsi po półwieczu od Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego) stanęli przed możliwością prowadzenia polityki modernizacji – niechętnie na nią patrząc.
Po powstaniu styczniowym w autonomicznej Galicji najpierw sukces intelektualny, a potem polityczny odniosło środowisko konserwatywne skupione wokół „Przeglądu Polskiego” – stańczycy. Wkrótce zyskali wpływ na politykę wewnętrzną Galicji, a ich wysiłki pozwalały korzystać z procesów liberalizacji monarchii Habsburgów. Odbywało się to kosztem polityki lojalizmu wobec cesarza i państwa, często radykalnie krytykowanej przez polskie stronnictwa spoza zaboru austriackiego, ale również przez część lokalnych konkurentów politycznych.
Stańczycy bywają określani jako spadkobiercy Aleksandra Wielopolskiego[1]. Ideowe fundamenty ich koncepcji są w pewnej mierze zbliżone. Trzeba jednak dostrzec, jak odmienna była polityka stańczyków, zachowawcza i ostrożna, choć mająca na celu poszerzanie obszarów wolności i polskości od polityki starszego od nich Aleksandra Wielopolskiego przed powstaniem styczniowym w Królestwie Kongresowym. Wielopolski stanął wobec dynamicznie zmieniającego się społeczeństwa, w którym zachodziły procesy urbanizacji, kształtowania się nowych klas społecznych, a nadto – wskutek carskiej polityki – rosnąca potrzeba wolności. Stańczycy zaś znaleźli się w gabinetach politycznych wciąż w przeważającej mierze rolniczej i chłopskiej Galicji, w Krakowie, mieście wówczas prowincjonalnym, kilkukrotnie mniejszym od Warszawy.
W dodatku, gdy Wielopolski musiał, bez powodzenia, szukać sposobu na rozwiązanie kwestii chłopskiej w Królestwie, w Galicji była ona rozwiązana na długo przedtem, zanim stańczycy sformułowali swój program. Znaleźli się w tej komfortowej sytuacji, że kluczowa reforma społeczna, reforma uwłaszczeniowa i zniesienie pańszczyzny, została dokonana zupełnie niezależnie od nich. Nowy ład, z wolnymi już chłopami, traktować musieli jako stan zastany, nie przekładało się to jednak na zdolności do porozumienia z ruchem chłopskim. Próby takie podejmowane były dopiero na początku XX wieku.
W związku z tym, niejako przypadkowo, znaleźli się w nadzwyczaj komfortowej sytuacji, w której obrona wartości uniwersalnych spotykała się łatwo z obroną interesu stanowego ich promotorów. Kończyło się to zresztą czasem posądzeniami o instrumentalizację tych wartości, a zwłaszcza katolicyzmu. Wskutek tego korzystnego dla nich układu, a także mechanizmów politycznych w monarchii austrowęgierskiej długo utrzymywali się u władzy – oni i ich następcy. Jednak, od pewnego przynajmniej momentu pozytywna rola krakowskiego konserwatyzmu, widoczna zwłaszcza w przechowaniu i odbudowie kultury polskiej, zaczęła być równoważona przez negatywne efekty zaniechań i niechęci do działań w sferze rozwoju cywilizacyjnego. Legitymizowały to konserwatywne poglądy[2].
Losy polskich dzielnic potoczyły się w XIX wieku odmiennie. Opresyjne w pierwszych dekadach porozbiorowych państwo austriackie, z upływem czasu stawało się coraz łagodniejsze – dokładnie odwrotnie niż to było w Prusach czy w Rosji. Doprowadziło to do sytuacji, że zakres autonomii Galicji i praw Polaków był nieporównywalny do jakiegokolwiek terytorium pod zaborami. Była w tym i zasługa wpływowych politycznie i pragmatycznych stańczyków. Jednocześnie, Zachodnia Galicja – niegdyś jeden z najlepiej rozwiniętych regionów Rzeczypospolitej – pod austriackimi rządami gospodarczo upadł, co w słynnej analizie przedstawił Stanisław Szczepanowski. Miasta straciły na znaczeniu, przeludnienie obszarów wiejskich i brak bodźców rozwojowych sprawiły, że galicyjskie rolnictwo zaliczało się do najbardziej zacofanych zarówno na całych ziemiach polskich, jak i w Monarchii Austro-Węgierskiej. Gospodarka przemysłowa w niewielkim tylko stopniu pojawiła się na ziemiach galicyjskich, co sprawiło, że onegdaj kwitnący i rozwinięty region, zaliczał się w latach 1860 do najbiedniejszych i najsłabiej rozwiniętych w Europie.
Z drugiej strony uwłaszczenie chłopów i rezygnacja z pańszczyzny, co nastąpiło m.in. wskutek rabacji – sprawiło zaś, że chłopi – o ile to właściwe określenie – polonizowali się. Liberalizująca się monarchia prowadziła zaś politykę, dzięki której wokół kwestii etnicznych nie narastały konflikty takie, jak na ziemiach zaboru rosyjskiego, czy w pruskiej wówczas Wielkopolsce. Zaczynały się czasy, kiedy Polacy mogli już znajdować zatrudnienie w administracji, a pod koniec wieku zaczęło rozwijać się polskie szkolnictwo – tu szczególne zasługi przypisać trzeba najważniejszemu ze spadkobierców stańczyków, Michałowi Bobrzyńskiemu. Galicja stawała się kuźnią polskich elit urzędniczych i intelektualnych.
Prócz podstawowego problemu, jak pogodzić lojalizm z patriotyzmem, stańczycy musieli się zmierzyć z problemem, który w powtarzalny sposób stawał się wyzwaniem dla polskich środowisk konserwatywnych – czy potrzebny jest rozwój gospodarczy i jak powinien on wyglądać by nie naruszyć struktur społecznych i instytucjonalnych pozwalających przechowywać skarb tradycji. W dzisiejszym języku pytanie to sformułować by można następująco: czy możliwa jest, a jeśli to jak ma wyglądać „konserwatywna modernizacja”. Oczywiście kategorii modernizacja stańczycy nie używali, pozostańmy jednak na chwilę przy tym określeniu. Modernizacja, zwłaszcza na peryferiach zakłada poniekąd implicite imitację zewnętrznych wzorów, przyjmowanie tego co lepsze, nowe, postępowe z Zachodu; konserwatyzm – nieważne czy wartości potwierdzonych przez historię, czy też wartości uniwersalnych – w stosunku do modernizacji jest co najmniej ostrożny. Jednak w świecie, w którym zmiany niesione przez cywilizację przemysłową były właściwie nieuniknione, konieczne było zaproponowanie jakichś ram zmian. Samo zaś wyzwanie było o tyle nieuniknione, że proces przemian społeczno-cywilizacyjnych miał charakter zewnętrzny, a towarzysząca mu demokratyzacja podmywała pozycję polityczną stańczyków. Stąd dla przetrwania coraz potrzebniejsze było umasowienie ruchu politycznego i przedefiniowanie pozycji politycznej tak by nie miała charakteru obrony interesu stanowego. To nigdy stańczykom się nie udało[3].
Być może również dlatego, że z upływem czasu obrona tradycyjnych struktur i hierarchii, afirmowanie ładu społecznego i organicznych zmian stawało się refleksem nie tylko ich filozoficznych przekonań ale i interesu. W efekcie konserwatyści z upływem czasu coraz słabiej rozumieli rzeczywistość społeczną, a wobec zmian dokonujących się w okresie I wojny światowej i powstania nowego państwa okazali się zarówno intelektualnie, jak i politycznie bezradni.
Z drugiej strony czas i sytuacja sprawiły, że stanęli stańczycy przed nierozstrzygalnymi pytaniami – posłużmy się tu słowami Marcina Króla: „Jak (…) pracując na rzecz przyszłej niepodległości, w pracy bieżącej nie tylko nie naruszać podstawowych wartości moralnych i norm cywilizacyjnych, ale służyć ich utwierdzaniu, ich rozwojowi”[4]. Ich wysiłki intelektualne, w tym krytyka postawy konspiracyjnej i pochwała ugody, ale też ich wysiłki polityczne i organizacyjne temu miały służyć. To sprawiało, że gospodarka i rozwój społeczny długo pozostawał z boku ich poglądów, w centrum ich zainteresowań pozostawały instytucje, a zwłaszcza państwo i prawo. Zaniechanie modernizacji coraz bardziej zacofanej w stosunku do pozostałych ziem polskich i innych ziem Przedlitawii Galicji miało też swoje źródła w ich filozofii społecznej i wizji społeczeństwa.
W pismach historycznych Szujskiego czy Bobrzyńskiego dostrzec można ogromną rolę, przypisywaną temu, jak zachodnia, chrześcijańska cywilizacja „zmodernizowała” słowiańskie królestwo – Polskę. Takiej pochwały w odniesieniu do zachodniej cywilizacji przemysłowej znaleźć już się nie da. Na poziomie deklaracji ideowych konserwatyzm stańczyków był, jak określił to Król, konserwatyzmem nowoczesnym. „Jesteśmy konserwatystami wielu pogwałconych lub zapomnianych idei w świecie skłonnym do przeczenia (…) ale nie możemy być konserwatystami starych form (…) a przeznaczeniem naszym jest wnieść owe świętości do przyszłego, doskonalszego społeczeństwa” – zapewniali. Za tą deklaracją ideową nie stała jednak skłonność do poważnych zmian – co wiązało się z nierozstrzygalnością pytań, przed którymi stawali. Ale stańczycy w odniesieniu do współczesności nie dostrzegali potrzeby wzorowania się na dynamicznie zmieniającym się Zachodzie, choćby przemysłowej Anglii – jak kilkadziesiąt lat później autor Myśli nowoczesnego Polaka. Postęp nie był wartością immanentną, a często stawał się problemem czy zagrożeniem. Znajdowali wprawdzie wspólny język z wiedeńskimi liberałami, ale na poziomie gabinetowej praktyki, a nie pomysłu na zmianę cywilizacyjną w Galicji.
Zatem stańczycy w politycznej praktyce raczej zakonserwowali istniejący układ społeczny, niechętnie wspierając rozwój przemysłu, podtrzymując sytuację ekonomiczną wsi, korzystną zwłaszcza dla arystokracji i właścicieli ziemskich. Znajdowało to dobre uzasadnienie w ich poglądach intelektualnych. Dopiero na przełomie XIX i XX wieku mocniej wsparli program rozwoju infrastruktury, zwłaszcza kolejowej, a Bobrzyński jako namiestnik zadbał o rozwój wiejskiego szkolnictwa. To jednak były działania spóźnione, zarówno w perspektywie długookresowego rozwoju Galicji, jak i politycznego znaczenia konserwatystów. Demokratyzacja systemu politycznego osłabiła ich pozycję, a w II Rzeczypospolitej środowiska konserwatywne – wśród których krakowscy konserwatyści odgrywali ważną rolę – nie zyskały już nigdy samodzielnego wpływu na politykę.
Ich koncepcja porządku społecznego była koncepcją organicystyczną. Bliski im był pogląd Pawła Popiela, który kwestionując perspektywę kontraktualną pisał, że „społeczeństwo nie rozpoczyna się od kontraktu”[5], a nierówności są naturalnym jego stanem. To prowadziło do zdefiniowania relacji konstytuujących społeczeństwo przedpaństwowe. Jak ujmuje to Michał Jaskólski, w odniesieniu do schyłkowego okresu krakowskiej myśli konserwatywnej, owo społeczeństwo fundowane było na więziach naturalnych i prawie o charakterze metafizycznym: naturalnym, boskim lub też słusznym. W procesie rozwoju społeczeństwa pojawia się państwo – nie jako dostarczyciel praw i więzi, ale jako instytucja zdolna do ich podtrzymywania i ochrony. Państwo w takim ujęciu dostarcza zasobów niezbędnych do ochrony społeczeństwa przed zagrożeniami z wewnątrz i z zewnątrz. Dlatego „od momentu powstania [państwa] cechy pierwotne społeczeństwa, zawierające większość wartości wskazywanych i chronionych przez konserwatyzm, rozwijać się będą w ramach organizmu politycznego oddziaływującego wprawdzie na nie przez władzę, ale głównie w kierunku konserwowania ich”[6].
W konsekwencji w centrum projektu intelektualnego i politycznego stańczyków stawało państwo – którego nie było. W myśli politycznej doprowadziło to do nadzwyczaj ważnej w polskiej tradycji pochwały instytucji państwa i wskazania zagrożeń metod budowania narodu od tego państwa abstrahujących. Stańczycy rozumieli, że odzyskanie suwerenności będzie możliwe, o ile będzie miało oparcie w państwowych instytucjach – a bez tego, co najwyżej przygodne. W ich politycznym doświadczeniu miejsce polskiego państwa zająć musiały państwa obce – Austria, potem w duchu trójlojalizmu – wszystkie państwa zaborcze, jako spełniające tą podstawową funkcję bytu państwowego, którą jest ochrona i konserwowanie naturalnego ładu. Prowadziło ich to czasem na polityczne manowce – w szczególności do nadmiernego i zbyt długiego przywiązania do istniejących bytów państwowych u schyłku I wojny światowej.
Państwo musi chronić harmonię społeczną – kolejną wartość immanentną w konserwatyzmie stańczyków i ich następców. A w takiej konstrukcji intelektualnej niełatwo pomyśleć modernizację – zawsze stanowiącą dla harmonii wyzwanie. W sytuacji, kiedy hierarchia opierająca się co najmniej na sprawdzonych wartościach historycznych na czele narodu stawia szlachtę, arystokrację, procesy modernizacji społecznej mogą ją co najwyżej naruszyć. Stąd ostrożne poszukiwanie zmian, które nie naruszyłyby relacji społecznych.
Dwa fundamenty tych relacji zdefiniowane w filozofii stańczyków: wolność i własność prywatna utrudniały myślenie o inspirowanych przez państwo zmianach. To, co w nowych ruchach społecznych końca XIX wieku ułatwiało afirmację zmian – spojrzenie na świat z punktu widzenia interesu klasy lub narodu – dla konserwatystów było nie do zaakceptowania. Z kolei, kwestionowanie liberalnego spojrzenia na świat, opierało się na niezgodzie z koncepcją równości: tak jak dla liberałów warunkiem wolności jest równość (zwłaszcza wobec prawa, ale też równość szans), dla konserwatysty warunkiem wolności jest hierarchia i ograniczenia, a na jej straży stać musi wspierany przez państwo zastany porządek społeczny[7]. Stąd rozbieżność poglądów i celów pomiędzy konserwatystami przechodzącymi w polskich warunkach niejako naturalnie na pozycje agrarystyczne, a zarówno nowymi masowymi ruchami społecznymi, wiejskimi i miejskimi jak i burżuazyjnym liberalizmem.
Trzeba jednak podkreślić, że na płaszczyźnie filozofii politycznej konserwatyzm stańczyków oferował jednak więcej niż prostą afirmację istniejącego porządku społecznego poprzez koncepcję przywództwa opartego nie tylko na warstwie historycznej – szlachcie, ale też i inkorporującej inteligencję nieszlachecką, ale stanowiącą część arystokracji ducha, rozumu i wiedzy, jak ujmował to Szujski[8]. Towarzyszył temu jednak pesymizm i krytyka nowoczesności, co wiązać się musiało z niechęcią do modernizowania i ograniczoną co najwyżej skłonnością do wspierania zmian niesionych przez cywilizację przemysłową i koncentrowaniu się na wadach i zagrożeniach niesionych przez nowoczesność i nowoczesne doktryny[9]. Ostrożność i niewielki zakres działań politycznych nie sprzyjał budowaniu poparcia na wsi, które wraz z odejściem od systemu kurialnego – u progu istnienia niepodległej Rzeczypospolitej – stało się jednym z czynników kluczowych do ukształtowania systemu politycznego i wyrzucenia spadkobierców stańczyków poza jego nawias.
To jednak nie powinno przesłonić wielkiej zasługi intelektualnej stańczyków, mianowicie zbudowania koncepcji państwa. Wypływała ona z konserwatywnego sposobu myślenia o historii i polityce. Fundamentem stała się krytyczna ocena przeszłości, sformułowana w dużej mierze przez Józefa Szujskiego, a potem Michała Bobrzyńskiego. Koncepcja państwa, która się z niej wyłania to pochwała silnych i stabilnych instytucji, które mogą stanowić fundament rozwoju. Poszerza więc ona wspomnianą wyżej, zachowawczą perspektywę w myśleniu o państwie. Co więcej, prowadzona z tego punktu widzenia krytyka bieżącej polityki, tak w czasach zaborów, jak i przez kontynuatorów stańczyków później, wprowadziła do polskiego myślenia politycznego ignorowany często wątek pragmatyczny.
Można by powiedzieć, że stańczycy nie wierzyli w nadmierną moc sprawczą państwa, w tym sensie nie dostrzegali potrzeby państwowego modernizowania, ciągłych zmian. „Anarchiczny zatem kierunek nie objawia się tylko wtedy, gdy kilkunastu ludzi przedsiębierze budowę społeczeństwa z dołu celem odbudowania ojczyzny, wychodząc z przypuszczenia, że naturalny jego ustrój tego nie może i nie chce, ale objawia się ciągle, odkąd zaczęła się u nas epoka tzw. konspiracyjna. I nie ma też bynajmniej konieczności, aby kierunek ten musiał zaraz prowadzić do nowych powstań. Ale prowadzić musi nieuchronnie do ruiny dlatego, że nie pozwoli nigdy na ogólną i skuteczną pracę organiczną. — Nie pozwoli, bo piętno jego główne, objęcie sprawy polskiej w jej całości, przeszkadzać musi wiecznie głębszemu tej sprawy objęciu i podziałowi pracy na szczegóły jednego celu, a mniejszych rozmiarów. Nie pozwoli, bo nie da nigdy społeczeństwu wolnego i prawidłowego biegu, nie pozwoli mu się nigdy liczyć z rzeczywistymi okolicznościami, zabijać będzie głębsze pojęcia płytkimi, poniewierać uczucia prawdziwsze sangwinizmem młodocianego wieku. Ten kierunek sprawia, że palny materiał miłości ojczyzny, tym skuteczniejszy im lepiej ukryty, zawsze wystrzela — przed czasem, nie na nieprzyjaciół, ale na swoich; miłość braci przemieni w nienawiść i nieufność, siłę każdą odetnie od narodowego ciała, społeczeństwa nie powierzy nikomu , a około przywódców zrobi samotność i głuszę”[10].
Z upływem czasu krakowscy konserwatyści dużo łatwiej dostrzegali problemy ekonomiczne, które przyniosła emancypacja dla właścicieli ziemskich, zwłaszcza w mniej nowoczesnych gospodarstwach niż biedę wsi galicyjskiej. To, oraz nieustająca obawa przed radykalizmem ugrupowań chłopskich, utrudniało kontakty i zbudowanie, pomimo prób, sojuszu z chłopami i ewentualnie mieszczaństwem – sojusz taki mógłby być wyjściem do stworzenia ogólnonarodowej partii zachowawczej[11]. Wydaje się, że stańczycy byli skłonni zaakceptować dużo wolniejszą dynamikę przemian na wsi, niż tak, która faktycznie zachodziła, wspierana przez migracje zarobkowe w ramach monarchii i poza nią. Dostrzec się to da w ostrożnej polityce edukacyjnej prowadzonej pod ich rządami.
Starali się też nie dostrzegać narastających różnic rozwojowych pomiędzy Galicją a pozostałymi ziemiami polskimi. Różnice te, sportretowane zostały pod koniec wieku w znakomitym eseju Szczepanowskiego, Nędza Galicyi w cyfrach. Doceniał on zdolności krytyczne stańczyków, krytykował jednak „galwanizowanie” przez nich przeszłości i wiarę, że na nowo da się ją wprowadzić. Przede wszystkim jednak krytykował model polityki przez nich uprawiany. „We Wiedniu rzeczywistego wpływu mieć nie możemy, prawie w niczem bowiem nie przyczyniamy się do opędzenia wspólnych wydatków centralnego Rządu. Jesteśmy pionami w komedii parlamentarnej, nasze głosy szafują cudzym groszem, a na domiar jedyną polityką ekonomiczną jest żebranina o okruchy budżetu wiedeńskiego, zamiast stokroć skuteczniejszego wytężania sił własnych i uzyskania w tym celu większej miary samorządu.”[12]
Oceniając dorobek rządów konserwatystów krakowskich w Galicji pisał Szczepanowski: „ostatnie dwadzieścia lat autonomii galicyjskiej dziwnie w tem przypominają mniej więcej równie długi okres w Polsce między pierwszym rozbiorem a sejmem czteroletnim. Okres programów bez działania, dobrych chęci jednostek, zmarnowanych w braku odpowiedniej wiedzy i niedostatecznej ofiarności ogółu – ale zarazem okres pierwszego tworzenia się zarodków nowych organizacji na polu wychowawczem i ekonomicznem, rokujących najlepsze nadzieje na przyszłość”.[13]
Wskazując na słabości polityki wewnętrznej w Galicji, Szczepanowski podkreślał nadmierny rozrost biurokracji, przesunięcie się punktu ciężkości krajowych problemów do Wiednia, nieudolną politykę ekonomiczną. Dalej opisując dalej porażkę projektu rozwojowego Galicji pod konserwatywnymi rządami, wskazał Szczepanowski na zagrożenie socjalizmem wynikające głównie z zaniedbania rozwoju produkcji przemysłowej i rolnictwa, a zatem i podejmowania wysiłków do budowania klasy średniej. Podstawą tejże powinna być burżuazja przemysłowa, wolne zawody i warstwa bogatych chłopów, ale trudno – jego zdaniem – pozytywnie ocenić budowę zamożniejszych warstw za pośrednictwem zbędnego rozrostu biurokracji.
Jego ocena, choć wiele w niej szłuszności, nie jest sprawiedliwa. Na rozwoju Galicji zaważyło jej położenie, a dokładniej wyjątkowo nieszczęśliwy podział ziem polskich na Kongresie Wiedeńskim. Odcięta od naturalnego zaplecza przemysłowego (zagłębie staropolskie) i rynków zbytu swoich produktów, pozostając w konkurencji z dużo lepiej rozwiniętymi ziemiami Cesarstwa (Czechy, Śląsk, Austria) Galicja nie miała warunków rozwoju. Pomimo tego, koniec XIX wieku przyniósł okres intensywnych inwestycji publicznych, w tym dynamiczny rozwój infrastruktury transportowej – co dostrzegł nawet Szczepanowski. W tym okresie obserwować też można początki cywilizacji przemysłowej w Galicji – zbyt nieśmiałe jeszcze by zmniejszyć nędzę Galicyjskiej wsi, czy powstrzymać emigrację, ale jednak jaskółki zmian. Trzeba też podkreślić, że po doświadczeniu rabacji, w Galicji skala napięć społecznych pozostawała dużo mniejsza niż w Królestwie Kongresowym. Zachowanie ładu społecznego, zbudowanie instytucji państwa darzonych szacunkiem (co do dziś wyróżnia dawne ziemie Galicji) – tu stańczycy mieli niewątpliwie zasługi.
Przywołać tu należy myśl wypowiedzianą w artykule Kalinki i Klaczki, bliską stańczykom, gdy kładli fundamenty pod swoją koncepcję i bliską, gdy wchodzili do wielkiej polityki: „Powiemy w końcu: nikt trwale i szeroko nie możebudować, kto nie buduje jawnie. Narody podbite nie mają dekretów stanu, ich najgłębsze myśli, ich najgłębsze dążenia znane są nieprzyjacielowi. Rząd nieprzyjazny może wszystkiemu przeszkadzać, wszelką pracę zbiorową rozproszyć, wszelkiemu rezultatowi zapobiec, najważniejszej przecież korzyści wydrzeć nam nie potrafi, bo ta nie leży w owocach pracy, ale w zaprawionych robotnikach. Dobre instytucje nawet po swoim upadku zostawiają ziarno na przyszłość”[14]. Te instytucje i zaprawieni robotnicy stały się fundamentem polskiej administracji po I wojnie światowej. Zasługa modernizacyjna stańczyków i ich następców była wielka – dzięki ich koncepcji państwa i modelowi polityki w Galicji udało się wychować pokolenie oddanych sprawom polskiego państwa urzędników, którzy sprawdzili się w całej Polsce. Nikt inny o to nie zadbał – i pewnie gdyby nie ich starania – ich ostrzeżenia o liberum conspiro nabrałyby dodatkowych znaczeń.
A i w Galicji pod rządami Bobrzyńskiego czas modernizacyjnego skoku się zbliżał, ale przez wybuch wojny w roku 1914, ów skok miał się nie zdarzyć.
[1] Por. L. Mażewski, Aleksander Wielopolski. Próba ustrojowej rekonstrukcji Królestwa Polskiego w latach 1861-1862, Warszawa 2015.
[2] J. Bartyzel, Kilka myśli o stańczykach, „Rojalista – Pro Patria” 1997, nr 1 (21).
[3] Wydaje się, że spostrzeżenia Jacka Kloczkowskiego wiele tu wyjaśniają: „Być może była to nieuchronna kolej rzeczy – tezę taką można wyrazić z dużą dozą pewności. Jednak realiści polityczni powinni byli lepiej zdefiniować swoją sytuację. Tymczasem czytając konserwatywne artykuły o demokracji można odnieść wrażenie, jakby ich autorzy doskonale rozumiejąc mechanizmy nią rządzące, siebie samych arbitralnie wyłączyli spod ich panowania. Do czego nie mieli – co oczywiste – żadnych realnych przesłanek”.
[4] M. Król, Przedmowa? [w:] Stańczycy. Antologia myśli społecznej i politycznej konserwatystów krakowskich, Warszawa 1982, s. 18.
[5] P. Popiel, Pisma, t. II, s. 32-33, [cyt. za:] M. Jaskólski, Kaduceus polski. Myśl polityczna konserwatystów krakowskich 1866-1934, Kraków 2015, s. 102.
[6] M. Jaskólski, Kaduceus polski…, s. 106.
[7] Tamże, s. 124
[8] Tamże, s. 136.
[9] J. Bartyzel, Kilka myśli o stańczykach…
[10] J. Szujski, O fałszywej historii jako mistrzyni fałszywej polityki, [w:] tegoż, O fałszywej historii jako mistrzyni fałszywej polityki. Wybór pism, Warszawa 1991.
[11] J. Bartyzel, Kilka myśli o stańczykach…
[12] S. Szczepanowski, Nędza Galicyi w cyfrach i program energicznego rozwoju gospodarstwa krajowego, Lwów 1888, s. 17.
[13] Tamże, s. 97.
[14] Cyt. za M. Król, Przedmowa? [w:] Stańczycy. Antologia myśli społecznej…