Rafał Matyja

Stańczycy bez spadkobierców

Dorobek intelektualny i polityczny grupy, która zasłynęła publikacją w 1865 roku Teki Stańczyka jest ważnym elementem naszej kultury, źródłem do którego można sięgać bez względu na dzisiejsze poglądy. Zawiera argumenty, które wielokrotnie instrumentalizowano, przywołując ten czy inny fragment tekstu. Ale spójny pogląd na politykę, reprezentowany przez stańczyków nie był aktualny już w początkach II Rzeczpospolitej. Nie został poddany sensownej rewizji ani wówczas ani później. Pozostał inspiracją intelektualną bez politycznych skutków.

Spór o to czy możliwy jest dziś integralny konserwatyzm polityczny jest do pewnego stopnia jałowy. Jeżeli rozumiemy przez to politykę nawiązującą do złotej epoki konserwatyzmu, jaką w Europie był wiek XIX – to odpowiedź musi być negatywna. W sferze intelektualnej możliwe są ciekawe nawiązania albo mało twórcze przebieranki. Przywdziewanie kostiumu konserwatysty jako jedna z postmodernistycznych póz-ucieczek od poważnego zmierzenia się z realiami polityki. Zwykle zresztą kostium ten jest oznaką jakiejś poważnej – czasami nawet uświadomionej – kapitulacji. Uzasadnia obywatelską bierność, życiowy konformizm, niezdolność do poszukiwania nowych sposobów opisu rzeczywistości.

Możliwe jest natomiast to, co Marcin Król nazwał przed laty odruchem zachowawczym. Emocjonalne odrzucenie zmian, niechęć do nowinek intelektualnych, przemian obyczajowych, rewizji pojęć. Ten odruch zachowawczy może być twórczy – jeżeli ulega pewnej sublimacji na poziomie dzieł kultury czy stanowisk politycznych. Jednak częściej bywa po prostu paliwem dość specyficznej kontestacji kulturowej, zwróconej przeciwko tym, którzy w połowie poprzedniego stulecia uruchamiali mechanizmy kontrkultury, a dziś są w podobny sposób kontestowani przez postawę przeciwną.

W Polsce ten drugi nurt zasila dziś politycznie Prawo i Sprawiedliwość i inne ugrupowania prawicy (kolejne partie Janusza Korwin-Mikkego, ruch Kukiza, Ruch Narodowy). Staje się obowiązującym idiomem publicystyki tożsamościowych mediów, które podkreślają swoje prawicowe samopoczucie właśnie poprzez odwołania symboliczne i sympatie partyjne. Autonomiczne jeszcze w latach 90. środowiska propagujące konserwatyzm kulturowy zgodziły się na jednoznaczną afiliację polityczną, a zarazem zredukowały – może pod naciskiem zmian na rynku czytelniczym – swoje przesłanie do bardzo prostych ataków na świat „demoliberalnych pseudowartości”.

W tym świecie prawicowej polityki i kulturowej perswazji przesłanie stańczyków nie może liczyć nawet na zrozumienie. Nie należy liczyć, że dorobek intelektualny tej grupy, jej koncepcje ustrojowe czy zasługi w budowie (przez ponad pięćdziesiąt lat) zyskają uznanie we współczesnej debacie publicznej. O ile w roku stulecia odzyskania niepodległości możliwy jest spór o zasługi Romana Dmowskiego, to zupełnie nierealne wydaje się włączenie do kręgu wartościowych tradycji polskiej polityki grupy, która pchnęła galicyjską politykę na nowe tory.

Inspirujące przesłanie

Jednak jeszcze trzydzieści lat temu było inaczej. Wprawdzie atrakcyjność intelektualna stańczyków nie polegała na tym, co było konserwatywne, lecz na tym co sprzeciwiało się tradycji insurekcyjnej, romantycznym wzorcom myślenia o polityce. Stańczycy byli na wskroś aktualni ze względu na podobieństwo historycznego kontekstu Polski popowstaniowej i państwa stanu wojennego.

Szeroki renesans myśli polskich konserwatystów wiąże się z wydaną w 1985 roku w Instytucie Wydawniczym Pax antologią Stańczycy opracowaną i poprzedzoną przedmową przez Marcina Króla. Postać autora opracowania i wstępu jest tu nie bez znaczenia.

41-letni wówczas publicysta i historyk myśli politycznej, był jednocześnie uczestnikiem działań opozycji demokratycznej i twórcą jednego z ciekawszych czasopism drugiego obiegu jakie ukazywały się w przedsierpniowej Polsce. W 1979 roku ukazał się pierwszy numer pisma „Res Publica”, wyraźnie odmiennego od dominujących w opozycji trendów lewicowego rewizjonizmu i prawicowego tradycjonalizmu. Nie nawiązywało jednak do konserwatyzmu, a jedynie starało się wyjść poza ramy dominujących wówczas języków. Przed wprowadzeniem w 1981 roku stanu wojennego ukazało się osiem numerów.

Moment, w którym Marcin Król publikuje antologię myśli stańczykowskiej jest charakterystyczny. Biorąc pod uwagę ówczesny cykl wydawniczy (wydłużony przecież o uważną cenzurę), antologia ta musiała powstawać w początkach stanu wojennego. To istotny kontekst słów przedmowy do tej antologii: „Walka, którą stańczycy wydali opinii społecznej, nie była zatem skierowana przeciwko powstaniu, ale przeciwko sentymentom popowstaniowym. Sentymenty te, demonstracje uczuciowego patriotyzmu, mówienie o tym, że niepodległość jest jedynym celem godnym Polaka, patriotyczna demagogia – oto przedmiot ataku, jaki stańczycy postanowili wykonać w sposób możliwie stanowczy”[1]. Trudno sądzić, że słowa te pozostają bez związku z publicystyczną i polityczną aktywnością Króla w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych.

W 1984 roku w prasie drugiego obiegu – m.in. w „Przeglądzie Politycznym” i „Krytyce” – ukazały się kolejne wystąpienia Grupy Publicystów Politycznych.Grupa ta formułowała koncepcję porozumienia poprzez określenie interesującej dla obu stron, władzy i opozycji, „płaszczyzny minimum”, która stanowiłaby „teren pokrywania się interesu warstwy rządzącej i interesu wszystkich innych warstw z interesem państwowym. Tu powinny się spotykać indywidualne i grupowe dążenia wszystkich Polaków. Bez względu bowiem na obecny układ sił politycznych państwo jest nasze”[2].

Znamienne dla myślenia o państwie, charakterystyczne dla tego środowiska było sformułowanie warunku, w myśl którego czynnik rządzący zobowiązany jest do uznania nadrzędności interesu państwowego. Taka sama reorientacja powinna nastąpić w myśleniu opozycji. „Nowa racjonalność, nowe umotywowanie udziału w życiu publicznym opiera się na przekonaniu, że to państwo jest nasze i że interes tego państwa jest nadrzędny w stosunku do interesów wszystkich sił społecznych, łącznie z czynnikiem rządzącym”[3].

Jednak także wówczas Król odżegnywał się od konserwatywnej tożsamości. „Konserwatyści są dla nas najmniej ciekawi – mówił – ponieważ tradycja ta właściwie zaginęła już w okresie międzywojennym, a co miała by dzisiaj znaczyć, trudno sobie wyobrazić”[4].

Na czym zatem polegało znaczenie myśli stańczyków? Dlaczego przywołana została ta właśnie a nie inna tradycja. Jedno wytłumaczenie jest całkiem prozaiczne – Król przygotowywał wówczas obszerną monografię myśli politycznej XIX-wiecznych konserwatystów[5] i wydał w antologii te teksty, które spośród gromadzonego materiału źródłowego były najciekawsze. Drugie wyjaśnienie może być jednak nieco głębsze. Oto bowiem nie było innej, wiarygodnej szkoły myślenia krytycznego, przeciwnego najsilniejszemu nurtowi polskiej tradycji, jaką była tendencja powstaniowo-romantyczna. Ożywienie tego nurtu po wprowadzeniu stanu wojennego było czymś oczywistym, a zatem reakcja Króla – poszukiwaniem najskuteczniejszego, najsilniejszego perswazyjnie antidotum. Antidotum, które nie dostarczy argumentów władzy, ale przekona ludzi opozycji. Ten krytyczny aspekt myśli stańczyków podnosi także Marcin Król we wstępie do wydanego w 1985 roku wyboru pism stańczyków[6].

O ile argumenty stańczyków dawały się użyć w polemice z myślą opozycji, o tyle ich koncepcje polityki ugodowej były już zupełnie nieadekwatne do zamiarów Marcina Króla i jego środowiska. Przedmiotem negocjacji z władzą nie była bowiem reforma jakichkolwiek instytucji, ale zgoda na wydawanie „Res Publiki” jako legalnego miesięcznika. Nie widzę – i nie widziałem – w tym nic nagannego, jednak porównania ugody, której przedmiotem jest autonomia Galicji z umową, której sensem jest autonomia wartościowego środowiska intelektualnego, już wówczas było niepoważne. To, że przypominającym myśl stańczyków nadawano status „spadkobierców”, było skutkiem pewnej neurotycznej struktury myślowej lewicowej inteligencji, nerwowo reagującej na każde odwołanie do myśli prawicowej, a nie przemyślanych nawiązań czy – tym bardziej – próby rekonstrukcji postawy konserwatywnej w realiach końca PRL.

Konserwatyzm IIIRzeczpospolitej

Publikacje Króla odegrały jednak wielką rolę w przywracaniu kulturze i polityce polskiej wiedzy o dorobku polskiego konserwatyzmu. W tym sensie były też elementem szerszego zjawiska, które polegało na podjęciu akademickiej pracy nad tekstami konserwatystów. Toczyła się ona przede wszystkim w środowisku krakowskim i zaowocowała poważnymi monografiami[7], z których większość zachowała do dziś swoją aktualność.

Nie sposób oceniać konserwatyzmu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku w kontekście tekstów sprzed stu pięćdziesięciu lat, ale raczej poprzez konfrontowanie ich z wypowiedziami innych współczesnych im nurtów ideowych i politycznych. Warto też odnotować, że o ile w czasach PRL przetrwały – w całkiem niezłym stanie – intelektualne szkoły liberalizmu czy socjalistycznego rewizjonizmu, to nawiązywanie do myśli prawicowej odbywało się jedynie poprzez indywidualne zrazu wędrówki po dawnych tekstach.

Fascynacja konserwatyzmem, w tym czytanie klasyków, było naturalnym w sytuacji młodego wchodzącego w dorosłość w tamtych latach pokolenia poszukiwaniem języka politycznego. Zwrócenie się ku konserwatyzmowi można tłumaczyć z jednej strony nastrojem religijnym tamtego okresu, który zbliżył całą niemal młodą inteligencję do prowadzonego przez Jana Pawła II Kościoła. Z drugiej – oporem wobec dominującego w starszym pokoleniu opozycji dyskursu lewicowego rewizjonizmu, czasem laickiego, częściej jednak katolickiego, inspirowanego przez kręgi „Więzi” i „Tygodnika Powszechnego”, ale znajdującego też uzasadnienie w dominujących postawach inteligencji wyrosłej w czasach PRL.

Jednak odrodzenie konserwatyzmu jako politycznego szyldu, a także pewnej intelektualnej propozycji dla całej prawicy IIIRzeczpospolitej, przebiegało z daleka od tych akademickich przywołań. Zostało podjęte przede wszystkim przez Ruch Młodej Polski, prowadzący od końca lat siedemdziesiątych prace nad reinterpretacją dorobku polskiej prawicy w duchu czegoś co można – nieco na wyrost – nazwać chrześcijańskim uniwersalizmem. Warto jednak dostrzec, że reinterpretacja ta nie owocowała próbą rekonstrukcji jednej, wybranej tradycji – endeckiej, konserwatywnej czy prawicowej wersji tradycji piłsudczykowskiej – ale poszukiwała w nich zaledwie inspiracji. Mimo to Bogdan Szlachta bez wahania określa moment powołania Ruchu Młodej Polski jako akt organizacyjnego odrodzenia polskiego ruchu konserwatywnego[8].

Po roku 1989 ludzie ze środowiska RMP nie starali się odtworzyć jakiejś historycznej wersji prawicowości, ale formułowali wizje uzgodnione z nowymi realiami. Częściej nawiązywali do dorobku zachodniej prawicy – szczególnie przykładów polityki Ronalda Reagana, Margaret Thatcher czy Charlesa de Gaulle’a – niż do jakichkolwiek wzorców sprzed wojny. Bez względu na ocenę wartości tych propozycji należy z uznaniem powiedzieć, że bez wyjątku nie uprawiali polityki w pożyczonym z innej epoki kostiumie.

To, co można uznać za nawiązanie do dorobku stańczyków, to silnie akcentowana – przede wszystkim przez Partię Konserwatywną i Koalicję Konserwatywną – optyka instytucjonalistyczna, akcentowanie postulatu siły państwa, autorytetu jego organów, równowagi ustrojowej między czynnikiem demokratycznym a elitarnym. Kontrastowało to z populistyczno-związkową orientacją kampanii prezydenckiej Lecha Wałęsy i stworzoną w jej trakcie formułą prawicowości. Formułą podtrzymaną do jakiegoś stopnia przez AWS, a potem przyjętą – w toku długiej ewolucji – także przez PiS.

Konserwatyzm nie określił jednolitego stanowiska wobec tak zbudowanego obozu. Liderzy jednych ugrupowań byli zdecydowanymi zwolennikami „konserwatyzmu na prawicy” (Kazimierz Ujazdowski, Wiesław Walendziak, Marek Jurek), inni poszukiwali możliwości realizacji swoich przekonań częściej w sojuszu z siłami liberalnymi (Aleksander Hall). W latach 1997-2007 wpływ inspiracji konserwatywnych w dwóch głównych partiach był jeszcze bardzo wyraźny, ale po 2007 roku osłabł. Platforma Obywatelska wyraźnie „skręciła w lewo”, także w sprawach ekonomicznych porzucając liberalizm będący firmowym znakiem jej liderów w latach 90. Prawo i Sprawiedliwość przyjęło orientację narodowo-etatystyczną, w kampaniach politycznych podkreślało antyestablishmentowość tak dalece, iż moda ta udzieliła się tym przedstawicielom prawicy, którzy bez wątpienia w ostatnich 25 latach ten establishment tworzyli.

Konserwatyzm, który odegrał istotną rolę w latach 90. w rehabilitacji myśli i polityki prawicowej, został sprowadzony do roli kulturowego tradycjonalizmu bez zobowiązań,poprzestającego na odrzuceniu reguł określanych przez świat liberalny. Czy zatem w IIi III Rzeczpospolitej istniała możliwość realnej kontynuacji myśli i polityki konserwatywnej? Sądzę, że nie ma ku temu podstaw. Nie mówimy o inspiracji, o nawiązywaniu do pewnych fragmentów, ale o próbie realnego nawiązania ciągłości. Czymś innym jest bowiem kontynuowanie myśli, linii politycznej, zachowywanie ciągłości inspiracji i konieczność rewizji stanowiska poprzedników, a czym innym –mieszczenie się w jednym nurcie tradycji politycznej. Konserwatyzm IIIRzeczpospolitej nie był – wbrew temu co sądzono w ogóle o nawiązaniach do nurtów ideowych – imitacyjny. Albo, mówiąc dosadniej, był z pewnością mniej imitacyjny niż inne nawiązania intelektualne we współczesnej Polsce. Wynikał bowiem zarówno ze świadomej chęci nawiązania do realnego programu odbudowy państwowości – a nie tylko demokracji czy praworządności. Miał swoje duchowe i religijne podstawy w renesansie katolicyzmu, do jakiego doszło po roku 1979. Nieprzypadkowo objął pokolenie, które wchodziło w dorosłe życie w okresie stanu wojennego i rządów generała Jaruzelskiego.

Wolę zatem zamiast o „aktualności” mówić – za Kazimierzem Ujazdowskim – o „żywotności konserwatyzmu”, polegającej także na czytaniu klasyków, ale przecież nie na próbach aplikowania ich tekstów do rzeczywistości, którą bez wątpienia ocenialiby inaczej niż tę sprzed 150 z górą lat. Ujazdowski uważa, że trwałym elementem szkoły konserwatywnej był jeszcze prymat myślenia państwowego i konserwatywna krytyka nacjonalizmu, skutkująca m.in. poszukiwaniem porozumienia z Ukraińcami w Galicji Wschodniej[9]. To jednak bardzo mało, jak na fundament, który się dziedziczy.

Żywotność konserwatyzmu dotyczy zatem woli odtwarzania pewnej postawy wobec rzeczywistości, która do tradycji intelektualnej podchodzi bardzo selektywnie. Tak rozumiany konserwatyzm pozostaje punktem odniesienia podlegającym daleko idącej reinterpretacji. Podobnie sądzi – jak się wydaje – autorka przeglądu stanowisk konserwatywnych w latach poprzedzających narodziny IIIRzeczpospolitej, słusznie pisząc, iż „na fenomen, którym jest odrodzenie konserwatyzmu” należy spojrzeć „przez pryzmat rzeczywistości, w jakiej się kształtuje”. Polemizuje tym samym z opiniami Marcina Króla czy Ryszarda Legutko, w myśli których „konserwatyści nie spełnili pokładanych nadziei. Nie odnaleźli bowiem wspomniani autorzy (Król i Legutko – przyp. R.M.) licznych prac teoretycznych z zakresu dziejów idei i filozofii konserwatywnej e współczesnej myśli zachowawczej owego wyrafinowania intelektualnego, jakie winna nieść ze sobą elitarystyczna skądinąd koncepcja”[10].  Można jednak przyjąć, te surowe słowa Króla i Legutki, biorąc pod uwagę, że także te tradycje, do których rozwoju oni sami się przyczynili, nie wychodziły często w swych konstatacjach poza felietonowe konkluzje. Być może jest to znak czasu, a być może tylko dowód słabości intelektualnej polskich elit, którym wystarczy uproszczona wersja wielkich idei.

Następna generacja polskiej prawicy była już na tradycje konserwatyzmu znacznie bardziej odporna. Można nawet to ująć szerzej:generacja ta wyparła bowiem z własnej świadomości także tradycję Narodowej Demokracji, chadecji w wersji Korfantego, a nawet dorobek prawicy lat osiemdziesiątych. Nie zaczęła wszakże od nowa. Za tradycję godną kontynuacji wzięła dziwacznie interpretowany „republikanizm” IRzeczpospolitej czy ostatnio pompatyczny patriotyzm nawiązujący do praktyk obozu piłsudczykowskiego. Wraz z odmową identyfikacji z tradycjami prawicy konserwatywnej czy narodowej, przyszło zupełne zapomnienie postawy krytycznej oceny dziejów Polski, diagnoz słabości państwa i polityki polskiej, a tym co przeniknęło do umysłów młodej prawicy była wizja prawicowości rozumianej jako spór z liberalnym establishmentem i jego wizją ładu społecznego.

Warto też dostrzec, że także myśl polityczna Prawa i Sprawiedliwości jako głównego nurtu polskiej prawicy odwołuje się do różnych tradycji, ale wobec stańczykowskiej przyjmuje stanowisko polemiczne. Identyfikujący się z tym nurtem politycznym Andrzej Nowak pisał wprost, że właśnie doświadczenie wolności w epoce I Rzeczpospolitej powinno stanąć w centrum współczesnego pojęcia polskości. „Konieczne jest odrzucenie całkowicie anachronicznego dziś stańczykowskiego spojrzenia na dzieje Rzeczpospolitej, a raczej jego skrajnie sprymitywizowanej karykatury, jaka obowiązuje w kręgu «krytycznych» publicystów i nawiązujących do ich «mądrości» polityków”. Temu właśnie stereotypowi historycznemu, odcinającemu nas od możliwości zrozumienia dziedzictwa I Rzeczpospolitej, Nowak chce przeciwstawić pracę odbudowującą pamięć i senspolitycznej i moralnej nauki tamtych czasów. Jednocześnie zaś twierdził, iż porażka I Rzeczpospolitej wynikała przede wszystkim z trudności zadania, jakim było połączenie wolności jednostki z dobrem wspólnym. „To zaś wymagało stałego oparcia polityki na fundamencie etycznym. Nikt z sąsiadów i mało kto w Europie Zachodniej stawiał sobie podobne zadanie”[11].

Szkoła myślenia krytycznego

Jak zatem czytać stańczyków? Jak korzystać z ich dorobku – oczywiście poza sferą akademickich badań nad myślą polityczną czy historyczną? Sądzę, że powinni być przede wszystkim traktowani jako ważna szkoła myślenia krytycznego. Szkoła, która nie wzięła się znikąd, ma swoje konserwatywne korzenie i praktyczne aplikacje w polityce galicyjskiej, ale która może być czytana poza jednym i drugim kontekstem.

By nie przesadzać z oryginalnością tego, co stańczycy tworzyli warto mieć w pamięci wielokrotnie powtarzaną uwagę Bogdana Szlachty, mówiącego, że już u zarania swojej działalności „nie była to grupa jednolita” a „program, któremu hołdowała nie był wyłącznie jej programem”[12]. Konserwatyzm krakowski nie zaczął się po powstaniu styczniowym, a Kraków nie był jedynym miejscem, gdzie idee konserwatywne formułowano. Uzupełniłbym jednak tę uwagę opinią JackaKloczkowskiego, który miano stańczyków rezerwuje dla jednego tylko pokolenia i jednej grupy, wyłączając zeń m.in. Michała Bobrzyńskiego i wskazując spór, jaki toczył z jego Dziejami Polski w zarysie Józef Szujski jako jedną z głównych polemik wyznaczających granice stańczykowskiego poglądu na politykę polską[13]. Sprawa nie jest bez znaczenia, gdyż polemiści stańczyków wielokrotnie ułatwiali sobie zadanie, podejmując spór z Dziejami Michała Bobrzyńskiego jako najpełniejszym wyrazem tej szkoły myślenia.

Odwołując się do tych dwóch zastrzeżeń możemy w pewnym sensie dostrzec to, co oryginalne i co jest pełną perswazyjnej pasji i publicystycznego talentu krytyką utartych opinii, polemiką z innym ważnym nurtem kultury politycznej, wyznaczanym przez tradycję romantyczną i insurekcyjną. Warto też stwierdzić, że tak odczytana myśl stańczyków daje się umieścić w innym niż konserwatywny ciągu idei. Krytyka postaw politycznych i nawyków intelektualnych Polaków pojawi się bowiem z równą siłą w Myślach nowoczesnego PolakaRomana Dmowskiego i w publicystyce Stanisława Brzozowskiego.

Nie konstruując w ten sposób nowego, nieco sztucznego, podziału w polskich tradycjach intelektualnych możemy dostrzec pewne wspólne cechy tak formułowanej myśli krytycznej. Dziś jej przedmiotem nie byłaby tradycja insurekcyjna, ale obyczaj anarchizowania kraju poprzez wzmacnianie konfliktu. Oddajmy głos Józefowi Szujskiemu: „Tak, a nie inaczej powstawało każde anarchiczne rozdwojenie w społeczeństwie. Każdy inicjator anarchiczny twierdził, że naród upada na duchu, zapiera się swojej przeszłości, przestaje wierzyć w swoją przyszłość. Każdy mówił, że oprócz jego rozumu, nie ma rozumu, co by myślał nad dolą narodu, i serca, co by nad nim bolało. Każdy czynił się jedynym uprawnionym sukcesorem tych, co cierpieli i poświęcali się, a grobów mu zaprzeczyć nie mogli. Każdy potrzebował cienia, aby świecił; obłędów, aby być nieomylnym; zdrady ojczyzny, aby był patriotą. Każdy z patriotyzmu robił sekciarstwo ciemne, nieufne, odtrącające, zazdrosne, wykluczające krytykę ludzi i zdań, łowiące adeptów ubogich na duchu”[14].

Szkoła stańczykowska przeciwstawiała się temu ostentacyjnemu patriotyzmowi gestu, co po latach znakomicie podjął w Myślach staroświeckiego Polaka Piotr Wierzbicki. W cytowanym już tekście Szujski ironizował „Dziwna też to zaiste rzecz, jak nasi tak zwani gorący patrioci mało ufają narodowi swojemu, jak mało jego zasobom przeszłości, jego cywilizacyjnemu znaczeniu, jak ciągle wołają: Krzycz i demonstruj, żeś Polak, bo przestaniesz być Polakiem”[15].

Polemika, jaką podjęli stańczycy z dominującym wówczas nurtem polskiej kultury politycznej stanowi pewien stały element kontrowersji – nie tyle między orientacjami ideowymi, ile pewnymi postawami wobec natury obowiązków obywatelskich i patriotycznych. Istotę praktycznego patriotyzmu stańczyków wyjaśniają słowa Stanisława Koźmiana, na które zwraca uwagę Bogdan Szlachta zawarte w Rzeczy o roku 1863 iż „dla społeczeństwa podbitego i państwowo upadłego, najwznioślejszym i najszczytniejszym celem pozostaje wprawdzie odzyskanie niepodległości, ale najpierwszym obowiązkiem musi być zachowanie bytu narodowego”[16].

Z tekstów Stańczyków wynika zatem podstawowe przesłanie, że duch narodowy – choćby nie wiem jak patriotycznie rozgrzany – nie jest dostateczną gwarancją utrzymania państwa, jeżeli nie znajduje ono wsparcia w instytucjach. W dobrze zorganizowanej i wyszkolonej armii, w odprowadzanych na cele obronności, a wcześniej dobrze zbieranych podatkach, w sprawnej egzekutywie itp. Po drugie – że akcje zbrojne o charakterze powstańczym nie mogą być podejmowane bez rzetelnej, a nawet bardzo ostrożnej kalkulacji międzynarodowego układu sił, szans militarnych, rachunku możliwych zysków i strat. Po trzecie wreszcie, że życie narodu toczy się nie tylko w warunkach pełnej niepodległości, ale także w warunkach

W tym sensie wskazując na zalety myślenia politycznego nie trzeba koniecznie bronić wszystkich poglądów krakowskiej szkoły historycznej. Choć diagnoza upadku Rzeczpospolitej była zapewne w wyobrażeniu stańczyków potężną siłą perswazyjną, to tak naprawdę w kontekście sporów toczonych w XIX wieku, jak i tych nawiązujących współcześnie do dziedzictwa dawnej Polski, podtrzymywanie wielu ich diagnoz ściśle historycznych byłoby bezzasadne.  Z dzisiejszej perspektywy nie da się powiedzieć, że polskie błędy polityczne wynikają ze złego odczytania historii naszego kraju, ale nade wszystko są pochodną fatalnej oceny współczesności. W myśli politycznej historia jest zbiorem przykładów pozwalającym lepiej wyłożyć tezę autora. Pobudza wyobraźnię czytelnika, ułatwia argumentację, czyni tekst bardziej przejrzystym. Natomiast związków między znajomością historii i lepszym rozumieniem rzeczywistości nie widać, zwłaszcza gdy czyta się liczne – i wzajemnie sprzeczne – teksty historyków odnoszące się do spraw współczesnej polityki, gospodarki, kultury czy obyczajów.

Rewizje akademickie

Myśl stańczyków nie inspiruje dziś w żaden sposób polityki polskiej. Nie jest dla niej punktem odniesienia nawet w jakimś wąskim zakresie. Dlatego też wybór, który proponuję polega na tym, by zamiast spadkobierców szukać nowych wrażliwych czytelników. By proponować im lekturę odświeżającą intelektualnie, poddającą weryfikacji ich nawyki myślowe, nadającą ich pracy inną niż obecna perspektywę.

Przede wszystkim warto docenić fakt, że decydującym polem, w którym przywracano polskiej świadomości myśl konserwatywną czy narodową nie była debata polityczna czy – by użyć określenia znajdującego się w podtytułach PRL-owskich tygodników – społeczno-kulturalna, ale akademicka. Fakt, że czyniono to z wyraźną dla myśli konserwatywnej atencją, nierzadko podzielając jej stanowisko, prowadził do nieco błędnego utożsamienia niewolnego od fascynacji relacjonowania cudzych poglądów z prezentowaniem stanowiska własnego. Największą pomyłką okazało się przypisanie stanowiska „konserwatywnego” środowisku Res Publiki, które – jak już wspomniałem – posługiwało się krótko stańczykowskim kostiumem dla zrekonstruowania zrębów nowego realizmu i myśli państwowej, ale w istocie było kręgiem nielewicowych, z czasem skonfliktowanych z lewicą, liberałów.

Ukształtowanie się w polu akademickim pewnej wizji historii polskiej myśli konserwatywnej i konserwatyzmu politycznego uruchamiało zresztą pewien potencjał krytyki formułowanej pod adresem prób działalności pod szyldem konserwatywnym w polityce. Akademicki konserwatyzm nie stworzył zresztą żadnej własnej, suwerennej wizji konserwatywnej polityki, a niektórzy jego głosiciele angażowali się aktywnie w politykę mało z konserwatyzmem mającą punktów wspólnych, ale jakoś tłumacząc w ten sposób istotę niechęci wobec próby konserwatyzmu pod własnym szyldem.

Co ciekawe, konserwatyzm kulturowy inaczej jednak niż konserwatyzm akademicki całkowicie lekceważył dorobek stańczyków, albo nawet ostro go – jako program narodowej kapitulacji – krytykował. Patronem tego konserwatyzmu byłby raczej Henryk Sienkiewicz niż Józef Szujski. W polityce ceniono dokonania Ronalda Reagana i Margaret Thatcher, w krytyce kultury – amerykańskich neokonserwatystów. Rozmachu ideom konserwatyzmu kulturowego dostarczała konfrontacja z żywiołem liberalnej rewolucji obyczajowej, a nie wyzwanie odbudowy państwa.

Widzimy zatem, że myśl polityczna może istnieć zarówno jako przedmiot badania i krytycznej oceny ze strony środowiska akademickiego, jako inspiracja dla debaty publicznej, świata polityki itp. Dziś dostrzegając zjawiska degeneracji debaty publicznej, w której to co historyczne zostaje zredukowane do funkcjonalnej dystynkcji, pozwalającej na dezawuowanie przeciwnika, warto wskazać inne pola, na których myśl polityczna może mieć do odegrania rolę pozytywną.

O ile bowiem najważniejszym aktualnym elementem omawianego tu dziedzictwa stańczyków jest – obok niezwykle cennej postawy krytycznej –postawienie jako naczelnej kwestii trwałych instytucji, wzmocnienia państwa polskiego, jego ustroju, siły władzy wykonawczej, o tyle może ona być też przydatna dla odrodzenia się myśli politycznej nie jako elementu debaty publicznej, ale istotnej przesłanki strategii państwowych. Istnieje przynajmniej kilka powodów, dla których kręgi eksperckie – te traktujące swą pracę serio – mogłyby zainteresować się myślą konserwatywną, w wydaniu stańczyków i konserwatystów późniejszych. Zawiera ona bowiem sporą dozę politycznego sceptycyzmu, którego dziś tak administracji i rządzącym brakuje. Kręgom eksperckim tworzącym kanwę projektów rozwojowych – w każdym kolejnym rządzie IIIRzeczpospolitej brakuje dystansu, który mógłby stanowić dobrą równowagę dla urzędowego optymizmu czy naiwnej antropologii, jaką operują strategiczne deklamacje wszystkich współczesnych państw i instytucji. Nawet gdyby wykorzystano teksty konserwatystów tylko do postawienia asekuranckiego pytania „Gdzie możemy się mylić?” – jakość eksperckich diagnoz zyskałaby bez wątpienia.

Dogmat współczesnej polityki zakłada bowiem zdolność rządu do panowania nad rzeczywistością, do planowania zmian, które przebiegać powinny zgodnie z intencjami rządzących,bez efektów ubocznych, sprzężeń zwrotnych i innych – częściowo nawet dających się przewidzieć – skutków wprowadzania optymistycznie konstruowanego planu. Konserwatywny sceptycyzm radzi, by orientować się raczej na to, co można uzyskać korzystając z istniejących zasobów, jak poprawić jakość istniejących instytucji;by przygotowywać instytucje państwa na różne,w tym nawet najgorsze i trudne do przewidzenia okoliczności, by cenić sprawność władzy wykonawczej i nie narażać na szwank jej społecznego autorytetu. Warto odkurzyć te lektury dzisiaj, by nie musieć sięgać po nie po szkodzie.

[1] M. Król, Przedmowa, [w:] Stańczycy. Antologia myśli społecznej i politycznej konserwatystów krakowskich, wybór tekstów, przedmowa i przypisy M. Król,Warszawa 1985, s. 13.

[2]Grupa Publicystów Politycznych, Wystąpienie drugie, „Krytyka” 1984, nr 18, s. 167.

[3]Grupa Publicystów Politycznych, Wystąpienie trzecie, „Krytyka” 1984, nr 18, s. 171.

[4]M. Król, Tradycje chrześcijańskie polskiej myśli politycznej (wykład podczas wrocławskiego Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej 1984), „Przegląd Polityczny” 1985, nr 5, s. 4.

[5]M. Król, Konserwatyści a niepodległość. Studia nad polską myślą konserwatywną XIX wieku, Warszawa 1985.

[6]M. Król, Przedmowa, s. 12-13.

[7]Szerzej na ten temat R.R. Ludwikowski, Continuity and Change in Poland: Conservatism in Polishpoliticalthought, Washington, D.C. 1991, s. 264-267.

[8]B. Szlachta, Konserwatyzm. Z dziejów tradycji myślenia o polityce, Kraków-Warszawa 1998, s. 232.

[9]K. M. Ujazdowski, Żywotność konserwatyzmu. Idee polityczne Adolfa Bocheńskiego, Warszawa 2005, s. 32-33.

[10] G. Sordyl, Spadkobiercy Stańczyków. Doktryna konserwatyzmu polskiego w latach 1979-1989, Kraków 1999, s. 163.

[11]A. Nowak, Kopiec a sprawa polska, „Arcana” 2003, nr 1 (49), s. 12.

[12]B. Szlachta B., Z dziejów polskiego konserwatyzmu…, s. 139.

[13]J. Kloczkowski, Konserwatyści a realizm polityczny w XIX wieku. Przypadek konserwatyzmu krakowskiego, [w:] Patriotyzm i zdrada. Granice realizmu i idealizmu w polityce i myśli polskiej, red. J. Kloczkowski, M. Szułdrzyński, Kraków 2008, s. 61.

[14] J. Szujski, O fałszywej historii jako mistrzyni fałszywej polityki, miejsce wyd, rok?,s. 134.

[15]Tamże, s. 145.

[16]S. Koźmian, Rzecz o roku 1863, t. 2, Kraków 1895, s. 7, [cyt. za:] B. Szlachta, Z dziejów polskiego konserwatyzmu…, s. 71.