Bogdan Szlachta

Stanisław Tarnowski jako myśliciel polityczny

  1. Stanisław Tarnowski (1837-1917) od wczesnej młodości stykał się z wieloma przedstawicielami środowiska skupionego wokół konserwatywnego dziennika „Czas”, wydawanego w Krakowie od 1848 r. Główni jego publicyści, Paweł Popiel i Adam Potocki, byli częstymi gośćmi w domu jego rodziców, w którym bywali również duchowni katoliccy – szczególnym uznaniem cieszył się zmartwychwstaniec Hieronim Kajsiewicz, w przyszłości autor kontrowersyjnego Listu do braci księży grzesznie spiskujących i braci szlachty niemądrze umiarkowanych krytykującego plany wybuchu powstania styczniowego, uchodzący za kaznodzieję równego niemal Piotrowi Skardze, jak tamten uznawany za „prawdzi-wego «księdza niezłomnego» i jednego z najlepszych synów ojczyzny”[1]. Temu kapłanowi poświęci Tarnowski wspomnienie pośmiertne, choć – jak się wydaje – nie było mu dane spotkać go podczas niemal rocznego jego pobytu w Krakowie na przełomie lat 1848/1849, lecz dopiero trzynaście lat później w Rzymie. W krakowskim Gimnazjum św. Anny miał Tarnowski za kolegę między innymi Józefa Kasznicę, przekonującego później o potrzebie zachowywania „systematycznej jedności i całości przekonań” tak w rzeczach wiary i zbawienia, jak „w rzeczach świeckich”, głoszącego zarazem, iż „z win lub zbrodni rządów” nie można wyprowadzać „wniosku, że rząd jest tylko koniecznym na świecie złem”; że natomiast „rząd i społeczeństwo” należy uznawać za dwie „nierozdzielne części tego samego jestestwa”, nawet, „że rząd zły jest jeszcze lepszy jak żaden i że kto własnemu społeczeństwu i ojczyźnie dobrze życzy, ten może mieć nienawiść do rządu złego, ale do zasady władzy powinien być tak przywiązanym, jak do bytu samego, który bez niej nie jest możliwym”[2]. Po rozpoczęciu studiów na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, udał się wraz z Ludwikiem Wodzickim do Paryża, Hiszpanii i na Bliski Wschód. Po powrocie, u progu autonomii galicyjskiej, gdy w 1861 r. odbywały się pierwsze wybory do Sejmu Krajowego, nie zgłosił jeszcze swej kandydatury, choć od poprzedniego roku był już galicyjskim korespondentem Biura Politycznego powołanego przez środowisko Hôtel Lambert, uchodzące za „liberalno-konserwatywne”, a skupione na emigracji wokół księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. W latach 1861-1862, w czasie pobytu w Paryżu, został Tarnowski współpracownikiem Biura, nawiązując współpracę z przyszłym księdzem i współtwórcą krakowskiej szkoły historycznej Walerianem Kalinką (uprzednio jednym z redaktorów „Czasu”) oraz Julianem Klaczką (historykiem sztuki i publicystą politycznym pochodzenia żydowskiego), dwoma redaktorami paryskich „Wiadomości Polskich”, uznawanych także przez niego za strażnicę interesów narodowych i wewnętrznego życia Polski[3]. W trakcie powstania 1863-1864 r. Tarnowski pracował w tzw. Biurze Krakowskim i wydziale wojskowym Komitetu Obywatelskiego Galicji Zachodniej, współdziałając przy formowaniu oddziału partyzanckiego Zygmunta Jordana, który po przekroczeniu granicy został rozbity przez Rosjan w bitwie pod Koronowem[4]. Więziony od jesieni 1863 r., Tarnowski – skazany przez władze austriackie na 12 lat więzienia (wyrok zamieniono później na 8 lat) – miał przeżyć „przełom religijny”[5]. Po uzyskaniu ułaskawienia we wrześniu 1865 r., wraz z Józefem Szujskim (kolejnym kolegą gimnazjalnym), podjął polemikę z Pawłem Popielem, stając w obronie powstania styczniowego. Wkrótce, wraz z Szujskim oraz Wodzickim i Stanisławem Koźmianem, założył pismo, które rychło stało się organem tworzonego przez nich środowiska, w znacznym stopniu korzystającego z dorobku „grona krakowskiego” (m.in. Paweł Popiel, Antoni Zygmunt Helcel, Aleksander Wielopolski) i grupy skupionej wokół Adama Potockiego.

„Przegląd Polski”, bodaj najważniejsze pismo polityczne doby autonomii galicyjskiej, wychodzące do połowy I wojny światowej, stał się miejscem publikacji słynnej Teki Stańczyka (1869), zbioru, w którym znaczące miejsce zajęły listy autorstwa Tarnowskiego. W „Przeglądzie”, który współfinansował, inaugurował też działalność publicystyczną, w lipcu 1866 r. omawiając burzliwą sesję galicyjskiego Sejmu Krajowego 1865/1866. Wypowiadając się w następnym roku O adresie sejmu galicyjskiego, podjął polemikę z jego krytykami, przeciwnikami grupującego się wokół pisma obozu „konserwatystów krakowskich”. Już w tym okresie jął eksponować zasady charakterystyczne dla publicysty działającego na rzecz zniewolonego narodu w państwie obcym, opierającym się jednak na kulturze bliskiej Polakom: „Chcemy trzymać się wiernie Austrii – pisał Tarnowski – ale chcemy także narodowego życia i wolności; do obu tych zasad przyznajemy się szczerze i nie myślimy ich odstąpić; niechże rząd szanując jedną z nich, ułatwi nam wiernie wykonanie drugiej”[6]. Szacunek dla władzy zaborczej jako czynnika rządu, naturalnego elementu ułatwiającego trwanie społeczeństwa, o ile gwarantował mu on możność przechowania kultury i umożliwiał spełnienie obu członów konserwatywnego hasła „porządek i wolność”, był możliwy jedynie przy wyraźnym określeniu jej granic, nieznajdowanych w uprawnieniach indywidualnych, ale w autonomii kulturalnej i politycznej każdego z krajów. Fakt, że czynnikiem porządku był rząd obcy, a wolność odnoszona była do wspólnot raczej (krajów) niż jednostek, że odsuwano żądanie pełnej suwerenności Polaków i znajdowano miejsce dla jednostki w zhierarchizowanej lub – jak mówiono za Popielem – organicznej wspólnocie, narażał zachowawców na zarzut wiernopoddańczego wzywania we wspomnianym adresie do skrajnego „lojalizmu”, równanego z narodową apostazją. Była to jednak postawa, która zdaniem konserwatystów mogła zadecydować o polityce prowadzonej przez Austrię w centralnej Europie i o przechowaniu przez zniewolonych Polaków właściwej im kultury chrześcijańskiej. Postawa ta łączyła bowiem ich zdaniem lojalność polityczną z odbudową i ochroną wspólnotowej (narodowej, polskiej) tożsamości, niesionej przez mądrość gromadzoną przez pokolenia, opartą o kulturę zachodniochrześcijańską, zagrożoną tak w Prusach, jak i w Rosji, jednak nie w Austrii Habsburgów, którzy porzucali kierunek Metternicha i jego centralistyczne zapędy, odwoływali się zaś – zwłaszcza po upadku Francji w 1870 r. – do tradycji chrześcijańskich nawet wbrew nacjonalistyczno-liberalnym dążeniom większości niemieckiej.

Kandydaturę zgłosił Tarnowski w drugich wyborach do Sejmu Krajowego, które odbywały się w 1867 r. wedle ordynacji kurialnej. W dwumandatowym okręgu wyborczym zdobył mandat wraz z L. Wodzickim; w wyborach powiodło się też Szujskiemu i Koźmianowi, tak, że twórcy środowiska mogli wspólnie występować w debatach sejmowych przez kilka lat. Tarnowski odniósł zresztą wkrótce kolejny sukces polityczny, został bowiem wybrany przez galicyjski Sejm Krajowy na delegata do wiedeńskiej Izby Poselskiej. Jednak, jak zauważa Stanisław Grodziski, choć „droga awansu politycznego stała przed nim otworem”, nie skorzystał z niej, „miał już bowiem wyrobione zdanie o tym, jakie winien zająć stanowisko i nie zamierzał odeń odstąpić”. W związku z zawarciem ugody przekształcającej Cesarstwo Austriackie w Austro-Węgry, która pozostawiała Galicję w ramach austriackiej Przedlitawii, co rodziło obawę o odnowienie przez Wiedeń centralistycznej polityki, charakterystycznej dla pierwszej połowy wieku, Tarnowski złożył mandat do Reich-sratu m.in. wraz z Ludwikiem i Henrykiem Wodzickimi, protestując przeciwko utwierdzającej te zmiany konstytucji grudniowej 1867 r. Zachował jedynie mandat na Sejm Krajowy[7].

Sprzyjając zgłoszonemu w 1868 r. przez Stanisława Smolkę postulatowi wycofania polskiej delegacji z Wiednia, wejścia na drogę opozycji i podjęcia starań o przekształcenie Austrii w federację, która zrównałaby status prawny nie dwóch, lecz czterech części państwa (Austria, Węgry, Czechy i Galicja), Tarnowski – od 1870 r. współwłaściciel krakowskiego „Czasu” – nie zabierał zrazu głosu w rozpoczętej wkrótce, trwającej do 1873 r., tzw. kampanii rezolucyjnej[8]; po jej ostatecznym upadku złożył mandat przed upływem kadencji, na którą po raz kolejny został wybrany[9]. Na arenę sejmową powrócił już w czwartej kadencji (1877-1882) jako reprezentant nie pierwszej, jak uprzednio, ale czwartej kurii małych miast i wiejskich gmin okręgu rzeszowskiego (w którym położony był rodzinny Dzików). Choć w kolejnych trzech kadencjach (1882-1889, 1889-1895, 1895-1901) ponownie reprezentował pierwszą kurię, przecież delegatami włościan z tego okręgu byli inni Tarnowscy: Jan i Zdzisław, współpracujący z ugrupowaniami konserwatywnymi jeszcze w okresie międzywojennym. W 1885 r. Tarnowski wszedł do wiedeńskiej Rady Państwa, którą 18 lat wcześniej demonstracyjnie opuścił w związku z konstytucją grudniową. Tym razem obdarzony został przez cesarza Franciszka Józefa I godnością dożywotniego członka Izby Panów, stanowiącej izbę wyższą Rady Państwa, formalnie równorzędnej z niższą Izbą Poselską. Pełnił również funkcję członka Rady Szkolnej Krajowej i zastępcy członka Wydziału Krajowego, organu wykonawczego galicyjskiego Sejmu Krajowego, w którym w ostatnich latach życia zasiadał nie jako reprezentant okręgu, ale jako wirylista – prezes Akademii Umiejętności (od 1900 r.).

Już w 1867 r. Tarnowski został członkiem Towarzystwa Naukowego Krakowskiego, a po jego przekształceniu w Akademię Umiejętności, w 1873 r. stał się jej członkiem czynnym w Wydziale Nauk Filologiczno-Literackich. Dziesięć lat później został wybrany sekretarzem generalnym Akademii (do 1890 r.), a od 1891 aż do śmierci, zatem w okresie bodaj największej świetności Akademii, pełnił godność jej prezesa. Znakomitą karierę naukową Tarnowskiego rozpoczął egzamin doktorski złożony w 1870 r. na Uniwersytecie Jagiellońskim i natychmiastowa habilitacja; dwa lata później pełnił już funkcję profesora UJ, przejmując katedrę historii literatury polskiej (utworzoną w dobie Wiosny Ludów dla Michała Wiszniewskiego) po Karolu Mecherzyńskim, ongiś bliskim współpracowniku Helcla w „Kwartalniku Naukowym”. Dwukrotny rektor UJ (1886 i 1899), z katedry istniejącej na Wydziale Filozoficznym tej uczelni ustąpił dopiero w 1909 r. Jego wykłady – inaczej niż poprzedników – cieszyły się wielkim uznaniem, tak, że zdaniem wielu słuchaczy, nie tylko studentów, zasłużył on na miano „nauczyciela narodu”, a nawet twórcy „szkoły historii literatury”[10]. Społecznik, zabiegający w końcu lat 1870. o wystawienie w Krakowie pomnika papieża Piusa IX, współorganizator audiencji redaktorów czasopism katolickich u Leona XIII (1879), uczestnik pielgrzymki słowiańskiej z powodu jubileuszu kanonizacji Cyryla i Metodego, w trakcie której odczytał wiersz napisany na tę okazję przez Szujskiego (1881), wraz z Janem Matejką, „w imieniu narodu polskiego” wręczał Leonowi XIII obraz Sobieski pod Wiedniem, namalowany z okazji dwóchsetnej rocznicy zwycięstwa nad Turkami (1883). Kilkakroć goszcząc jeszcze u papieża Leona i jego następcy, Piusa X, składał dowód przywiązania do Kościoła katolickiego, który krytykował w młodości za „zbyt konserwatywny” stosunek do „ruchów wolnościowych”, osobliwie do listopadowej irredenty lat 1830-1831[11].

  1. Tarnowski, ojciec kilkorga dzieci[12], w opinii nieskorego do pochwał Kazimierza Chłędowskiego, był człowiekiem „bardzo uzdolnionym, niesłychanie pracowitym, sumiennym, rzetelnym we wszystkim, co pisał i robił, nieskazitelnego honoru, zupełnie czystym, co dużo znaczy, gdy się mówi o ludziach drugiej połowy XIX wieku”[13]. Zajmował się głównie historią literatury polskiej XVI i XIX w.; krytyczny wobec twórczości autorów ze środowiska Młodej Polski, napisał szereg obszernych studiów poświęconych twórczości autorów tych okresów: Kochanowskiego (1888), Słowackiego (1867), A. Fredry (1876), H. Rzewuskiego (1887), Krasińskiego (2 t., 1893), Sienkiewicza (1897) i Klaczki (2 t., 1909). Pozostawił też czterotomowy zbiór Rozpraw i sprawozdań (1895-1898), poświęconych literaturze polskiej XIX w., monumentalną, liczącą 6 tomów, Historyę literatury polskiej (1900-1907), szkic o Schillerze (1896) i wiele tekstów prezentujących główne postaci środowisk konserwatywnych drugiej połowy XIX w.: Ks. Hieronim Kajsiewicz (1873), Ks. Walerian Kalinka (1887), Szujskiego młodość (1892), Paweł Popiel jako pisarz (1895) i Józef Szujski jako poeta (1901). W zbiorach Z doświadczeń i rozmyślań (1891) i Studya polityczne (2 t., 1895), jak wielu współczesnych zachowawców, analizował nade wszystko zagrożenia nadciągające z Zachodu i ze Wschodu, osłabiające podstawy kultury chrześcijańskiej Europy. Z jednej strony skrajnie indywidualistyczny „duch rewolucyjny”, z drugiej „duch jedynowładztwa” mogły, zwłaszcza zbiegając się w usiłowaniach, rozsadzić to, co najcenniejsze, wyprzeć dotychczasowe kategorie i wzorce postępowania, sprowadzić kult obywatela niezależnie od jego wartości, wykształcenia, pozycji społecznej, a nawet mimo jego powinności wobec państwa, z którym wiąże go „obywatelskość”, podnieść wagę „liczby” i zanegować znaczenie „jakości”. Równie dobrze „duchy” te mogły sprowadzić odmienne niebezpieczeństwo, będące jakby odpowiedzią na poprzednie, mianowicie kult brutalnej, wolnej od wszelkich ograniczeń władzy, czyniącej fakt władania jedyną legitymacją swej aktywności.

Świadom napięcia istniejącego między obu tendencjami, ale i możliwości ich wspólnego zwrócenia się przeciw dziedzictwu kulturowemu i politycznemu Europy, które w jego przekonaniu nie tylko określało treść podstawowych wyborów jednostek, ale i decyzji piastunów władzy, Tarnowski wskazywał, że dzieje XIX w. są w istocie „historią ciągłej obawy walki i ciągłego przygotowania do walki” obu tendencji z długo rozwijającymi się wzorcami kultury i polityki europejskiej; walki tendencji, czyniących punktem wyjścia abstrakcyjną, wyzutą z wszelkich tradycyjnych więzi wspólnotowych jednostkę, albo suwerenność władzy, uznającej się i uznawanej za pierwszą wobec wszelkich zasad mających oparcie w tradycyjnym ładzie normatywnym, a przekazywanych przez różnorodne ciała pośredniczące od władzy niezależne i od jednostek pierwsze; walki prowadzonej przez nie z tym, co tradycyjne i dlatego stabilne, a co narzuca normatywne granice i jednostkom, i rządzącym. Walki i obawy o zapanowanie partykularyzmów nad całością, o uznanie „rzeczy pospolitej” za złożenie tego, co różni, a nie tego, co łączy i jest wspólne niejako przed, a niekiedy także mimo porozumienia rozmaitych, pozostających w koniecznym jakoby konflikcie, sił politycznych[14].

Zdaniem Tarnowskiego, obawiająca się walki dziewiętnastowieczna Europa chwiała się niby „pijany człowiek” między „despotyzmem i anarchią”, wyrzekała się wspólnoty doświadczeń kulturowych, sprowadzając „sztukę rządzenia” do „szeregu wybiegów” dla wstrzymania „wybuchu walki”, która wrzała „pod ziemią”, objawiając się „od czasu wielkim hukiem i trzęsieniem ziemi”. Pytał on tedy, jak Krasiński pół wieku wcześniej, „co zostanie z dzisiejszej Europy” [gdy] przyjdzie paroksyzm długi, a tak silny, że go nic od razu nie przetnie?”[15] Jego odpowiedź także była typowa dla środowisk, z którymi był związany zwłaszcza po upadku irredenty oczekiwanej, a nawet podjętej przez jego pokolenie: zwarcie dwóch sił zagrażających dziedzictwu kulturowemu i politycznemu chrześcijańskiej Europy niechybnie skończy się klęską bez względu na to, kto będzie zwycięzcą. Tych, którym leżało na sercu zachowanie najcenniejszego dorobku, wzywał tedy do zwarcia szeregów, rozpoznania niebezpieczeństwa nadciągającego równocześnie z dwóch stron: ze strony indywidualizmu liberalnego, który rozluźniał więzi w społeczeństwie i znosił jego tradycyjną hierarchię, i ze strony statolatrycznego, eksponującego prymat władzy absolutyzmu nie tylko monarszego, ale także oligarchicznego lub demokratycznego, który nie uwzględniał granic aktywności państwa, określanych przez niezmienny ład normatywny; ład znany europejskiej kulturze chrześcijańskiej, którego należało bronić opowiadając się za Kościołem katolickim i piastunami władzy skłonnymi honorować jego zasady od wieków znane, a eksponowane w nauczaniu Stolicy Apostolskiej.

Wśród „pewników politycznych” zakorzenionych w tradycyjnej kulturze chrześcijańskiej znaczące miejsce zajmował pewnik o walorze religijnym. Pewnik ten jednak, wbrew powtarzanym do dziś zarzutom, nie łączył się z tezą o woli papieża lub hierarchów Kościoła jako źródle politycznych decyzji, wiązał się natomiast z negatywnymi formułami normatywnymi, które wyznaczały granice swobody działania w sferze politycznej. „Jeden z tych pewników, i pierwszy”, pisał Tarnowski nie sięgając po „tezę ultramontańską”, lecz zwracając się do obywateli „umiarkowanych”, szanujących „pewniki”, „to wiara katolicka, wierność katolickiemu Kościołowi”. W nim przecież „zbawienie dusz, w nim nadzieja zmiłowania i błogosławieństwa boskiego; ale po ziemsku tylko, po świecku w tym rękojmia najsilniejsza naszej odrębności, naszej narodowej indywidualności, zapora przeciw roztopieniu się w morzu prawosławia i panslawizmu”. Zapora, której nie można osłabiać, jeśli pragnie się utrzymać nie tylko tożsamość zniewolonej wspólnoty, ale i normatywne granice poczynań jednostek i władców wszelkich wyznań. „Znieśmy tę zaporę, dajmy ją zwalić, a prędzej czy później pójdą za nią wszystkie inne. Kto się wyprze i odstąpi Boga, ten po jakimś czasie się wyrzeknie i swojej ojczyzny, i swojej czci”[16]. Zasady mające oparcie w doktrynie uzasadniającej wiarę katolicką, znajdujące odzwierciedlenie w etyce, decydujące o wyborach moralnych i politycznych, były wskazaniami zawartymi w tradycyjnej kulturze chrześcijańskiej i za jej pośrednictwem stawały się wiążące dla członków narodu polskiego. Zachowanie ich narodowej tożsamości wymagało „wierności Kościołowi katolickiemu” nie dlatego, by można się było odwołać do następcy św. Piotra przeciwko władcom, by można było wokół niego budować koalicję polityczną przeciwko politycznym wrogom, ale dlatego, że Stolica Apostolska, a w pewnej mierze także cesarz z dynastii Habsburgów, bronili tych zasad.

W „stolicy religijnej” Polaków i stolicy politycznej Galicjan można było usłyszeć ostrzeżenia przed groźbą atomizacji społeczeństw europejskich, umożliwiającą zarówno szerzenie niebezpiecznych tendencji kolektywistycznych lub skrajnie demokratycznych, jak i realizację rozmaitych absolutyzmów lub „cezaryzmów”, nieuwzględniających żadnych zasad i czyniących politykę polem walki o władzę dającą możność swobodnego a arbitralnego władania poddanymi choćby – jak w Austrii, a później Austro-Węgrzech – scentralizowanej w imię realizacji interesu dominującej, nastrojonej liberalnie i nacjonalistycznie zarazem większości niemieckiej. Tarnowski, krytyczny wobec stanu życia politycznego, w którym „kwitnie i popularitas, co nie prawdy szuka, tylko swojej u ludzi wziętości, i obłuda, co wszystkim pochlebia, a wszystkich oszukuje”[17], dostrzegał zagrożenia. Wiara w „niespożytość Kościoła”, wielka u Zmartwychwstańców, udzielała się także jemu, jak oni ostrzegającemu Polaków również przed konsekwencjami przejęcia „nastawienia mesjanistycznego” popularyzowanego przez romantyków i ich naśladowców.

W połowie lat 70. XIX w. Tarnowski pisał znacząco: „jeżeli przyjdzie kiedy stosowna do układów chwila, pamiętajmy o tym, że rząd rosyjski chętnie ustąpi, nawet wiele, pod względem narodowym, byleśmy ustąpili pod względem religijnym. Zważywszy ucisk dzisiejszy, zważywszy, że jedność interesu polskiego z katolickim nie jest ani powszechnie, ani dostatecznie rozumiana nawet między katolikami samymi, że filozoficzne i polityczne doktryny doprowadziły wielu wprost do nienawiści katolicyzmu, że Kościół narodowy podobałby się może, jako patriotyczny niby, niejednemu płochemu umysłowi, że rząd mógłby tej ponęty użyć, wiedząc, że ten narodowy pozór długo nie potrwa, a Kościół od powszechnego i rzymskiego oderwany stanie się prędzej lub później, ale koniecznie państwowym, rosyjskim; przypominamy, że układ na takich warunkach zawarty zabiłby Polskę, wyzułby ją z jej duszy, zaprzeczyłby całej jej historii, z najdalej na wschód wysuniętej strażnicy cywilizacji zachodniej zrobiłby najdalej na zachód pchniętą przednią czatę wschodniego, schizmatyckiego, rosyjskiego ducha i porządku”[18]. W słowach krakowskiego konserwatysty brzmi ostrzeżenie, ale tkwi w nich także teza charakterystyczna dla zachowawców, którzy nie rozdzielają radykalnie wymiarów religijnego i politycznego, lecz je spajają; którzy uznają, że pierwszy wymiar warunkuje drugi. Być może, choć zabrzmi to paradoksalnie, umiarkowanie optymistyczna wizja człowieka i mająca podobny walor wizja prawodawcy – władcy i polityka, uzasadniała nadzieję wielu konserwatystów na pogodzenie miłości i sprawiedliwości: pierwszej, która odnosi rządzących i rządzonych do Boga i do siebie, i drugiej, która nie stanowi – zdaniem zachowawców – następstwa norm ustalanych przez człowieka, lecz spełnia kryteria wykraczające poza nie, sięgając w ostatecznej instancji ku Bogu. Religia rozważana w takim kontekście miałaby znaczenie kluczowe dla życia politycznego, jako podająca możliwość powiązania obu kategorii. Zmiany w sytuacji politycznej w Europie wiodące do negacji praw narodowości w imię budowy wielkich „państw ras”, skłoniły ich do przewartościowania tradycji irredentystycznej i odrzucenia stylu myślenia konserwatystów, mienionych „fałszywymi” lub „pozornymi”, a w każdym razie niekonsekwentnymi. Jak pisał Tarnowski, „na przekór naszej sławionej cywilizacji i tej wolności, o której na żart chyba tyle się w Europie mówi, z każdym dniem wyraźniej występuje dążność państw wielkich do pochłonięcia mniejszych”; z jednej strony Rosja, z drugiej zaś Prusy, wzmocnione po wygranej z Austrią, prowadzą „zabójcze dzieło asymilacji, absorbacji, unifikacji, [czyli] śmierci i rozkładu”. W tym stanie rzeczy, stało się konieczne stawienie tamy naporowi nihilizmu państwowego, wzmocnienie Austrii jako najdalszego przyczółka cywilizacji chrześcijańskiej: „stanąć przy niej jest to być wiernym naszej narodowej myśli, naszej historii, naszej przyszłości, a wypowiedzieć głośno, że się przy niej staje, jest to dać znak życia za cały naród, jest to przemówić z całej jego zbiorowej duszy”[19]. Tego rodzaju manifestacją był słynny adres sejmu galicyjskiego z roku 1866, deklarujący: „przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy”[20]. Sens adresu, jak sens działań „stańczyków”, nie zostanie uchwycony, jeśli zapoznamy ów kluczowy kontekst kulturowy, jeśli nie dostrzeżemy, że chodziło o coś głębszego niż polityczna forma, w jakiej żyje część narodu, świadoma, że pozostałe jego części znajdują się pod opresją nihilistycznych potęg, usiłujących do gruntu zniweczyć tożsamość Polaków; jeśli nie uświadomimy sobie, że deklaracja wypowiadała, zdaniem „stańczyków”, „zasadę naszej narodowej polityki, którą nam podaje konieczność historycznej i politycznej logiki”, nakazującą opowiedzieć się po stronie monarchii, która winna realizować posłannictwo przez wieki właściwe Polsce: „być tarczą cywilizacji Zachodu, praw narodowości, ludzkości i sprawiedliwości”[21], tarczą szczególnie ważną po zwycięstwie Prusaków i przegranej Francji w roku 1870, uznanym za datę końcową cywilizowanej Europy.

  1. Nawiązując do stanowiska ustalonego przez konserwatystów krajowych już w latach 40., gdy Wielopolski i Helcel wskazali możliwość prowadzenia „polityki rozumu”, znajdującej podstawę w prawie Bożym, ale wymagającej uznania zasady władzy, na której Bóg oparł ład społeczny, Tarnowski zwykł wskazywać, że rozumu „nie było w wojnach kokoszych i w rokoszach”, nie było go „w naszych sprawach i w naszej organizacji społecznej”, nie było u tych, którzy miast miłować Ojczyznę miłowali siebie lub swoje projekty, jak „w dawnej oligarchii magnatów i anarchii szlachty czy w dzisiejszej oligarchii i anarchii demagogicznej”. „Dobra wola”, nakierowana na sprawy Ojczyzny, oznaczała „rzetelność, pracę i dobry obyczaj w życiu prywatnym, spokój i równowagę w życiu społecznym, stateczność i jedność kierunku w życiu politycznym, poprawę i odrodzenie poczęte w każdym z osobna sercu jednego człowieka i ogarniające coraz dłuższym promieniem koło coraz szersze aż w końcu ogarnie całość”; przez nią można było nabyć „wszystko, czego się nie ma”[22], pamiętając jednak, że „bez praw ludzkich z Boskimi zgodnych musi się (społeczeństwo) rozprzęgać i własnymi rękami niszczyć, że musi być i świecki, ludzki porządek, zatem zwierzchność”, że istnieją w życiu społecznym różne „powołania, obowiązki, stanowiska”, że od „zgodnego, dobrowolnego ich zajmowania i pełnienia zawisła równowaga, harmonia, szczęśliwość i wartość”[23]. Polityka ta nie wymagała zaparcia się polskości, przeciwnie, jasno formułowała warunek przechowania odrębności narodowej, wyrzekała się zamysłów powstańczych, skłaniających, by dla pozoru jedynie szanować prawo, choć wymagała porzucenia dychotomii: albo niepodległość i kultywowanie tradycji irredentystycznej albo narodowa apostazja i ugoda. Nie kierując się pobudkami utylitarnymi, lecz wymaganiami „religii i moralności”, darząc władzę szacunkiem „z obowiązku sumienia”, ale bez „uszczerbku godności narodu i własnej”, należało – bez uginania się „przed natarczywością popędliwej opinii, czyniącej nieprzejednaną opozycję dogmatem i zadatkiem odrodzenia” – podjąć politykę krytyczną i wobec radykałów, i wobec absolutystów, przywrócić klasyczny prymat norm miarkujących swobodę władzy, kierunkujących roszczenia własne, w oparciu o nie bronić tradycyjnej pozycji rodziny i Kościoła, jednostek i narodu, ale też uwzględnić konieczność istnienia rządu, choćby obcego[24].

Konserwatyzm Tarnowskiego i innych „stańczyków”, zmierzający do zachowania „resztek narodowego życia strwonionego w nieudanych powstaniach”, jednoznacznie odrzucający „stale jątrzący” irredentyzm, za „polityczny samogwałt” mający wystąpienia prowadzące do „płonnego wyzucia się sił żywotnych i grzesznego marnowania szpiku własnych kości”, był przykładem negacji polityki uczuciowej
i szczepienia w jej miejsce poczucia powinności kierowanych politycznym rozumem[25]. Nie żądać zbyt wiele, ale i nie winić Boga za niemożność spełnienia mesjanicznej roli, lecz „zaprawiać robotników” w codziennym, możliwym w danych warunkach trudzie, posiłkować się „duchem mądrości, duchem wytrwałości, duchem rady, duchem rządu i duchem zgody” oraz „zmysłem pracy, zapobiegliwości”, a przede wszystkim „zmysłem politycznym”. Za słabość owych „duchów” i „zmysłów” nie Boga winić należało, ale samych siebie; wszystkie brakujące im przymioty, Polacy mogli „sobie wyrobić, gdyby mieli wolę; wszystkie warunki życia” mogli „zdobyć lub poprawić”, gdyby „się byli postarali o tamte przymioty. Czy nam Bóg dał mało czy wiele, źle czy dobrze, z tego, co dał [mogli] zrobić więcej i lepiej. Nie On winien, ale my”. Z pewnością „panowanie” Polski nie „było ubrane w przedchrześcijańskie blaski nadeuropejskiej cnoty”, Polska nie „wcieliła w świeckie dzieje nauki Chrystusa”, a Polacy nie „dostali najwyższego między narodami powołania”, skoro zdolni byli wystawić swą koronę „na licytację plus offerenti”, puścić losy „swojej Ojczyzny (…) na wolę wszystkich wiatrów, przez liberum veto i zrywane sejmy”, nie myśląc ni dbając o siebie. „O gdybyśmy – biadał Tarnowski – którym nasi poeci tyle mówili, żeśmy Chrystusem narodów, gdybyśmy chcieli poprawić sobie ich naukę, a mniemane podobieństwo rozpoczęli od przypomnienia sobie, że ostatnie trzy lata nauczania i cudów, że ofiara Golgoty i chwała zmartwychwstania, nawet w życiu Tego, który był Bogiem, poprzedzone były dziesięć razy dłuższym życiem w Nazarecie, życiem skromności, posłuszeństwa, pokornej pracy w warsztacie cieśli, gdybyśmy tę skromniejszą epokę wziąć sobie chcieli na wzór, może byłoby nam lepiej. Gdyby zamiast widzieć się w chwale Taboru i Wniebowstąpienia chcielibyśmy być cieślami tylko i synami cieśli (…) może bylibyśmy nie głośnymi, zapomnianymi wyrobnikami tylko, ale wyrobnikami prawdziwymi. Dziś (natomiast) wyglądamy jak biedny obłąkany żebrak w domu wariatów, który się ma za króla”[26].

  1. Wypowiedzi Tarnowskiego skierowane były przeciw romantycznemu dziedzictwu, uzasadniającemu „politykę uczuciową”, niebezpieczną dla narodu rozdzieranego przez zaborców, zainteresowanych osłabianiem organicznego i hierarchicznego charakteru ich wspólnoty, tak ważnej dla konserwatywnego myśliciela[27]. Narodu skłócanego przez przywódców stronnictw politycznych, odwołujących się do niskich namiętności dla zdobycia poklasku i zyskania większego poparcia w masach, zapoznających dorobek rodzimej refleksji, nie tylko tej dawnej, szesnastowiecznej, ale także najnowszej, traktującej o „rozumie politycznym” lub politycznym realizmie, nakazującym uwzględniać oczywiste zasady dla formułowania ocen, ale i okoliczności dla ustalania kierunku bieżącej polityki; refleksji wymagającej porzucenia tych stanowisk, które – wsparte na założeniach przyjętych a priori – nie mogą zostać zrealizowane bez wstrząsu społecznego, ekonomicznego, politycznego, a w pewnej mierze również kulturowego. Dostrzegając konsekwencję narodzin partii mających na względzie partykularne interesy narodowe lub klasowe, Tarnowski był świadom istnienia analogicznych zjawisk w czasach minionych, zwarcia partykularyzmów innego rodzaju: stanowych, lokalnych i osobistych kosztem dobra całości, a nawet mimo dobra Rzeczpospolitej. Był świadom zwarcia dwóch tendencji: ku utwierdzeniu dominacji interesu partykularnego wobec wszelkiego ładu normatywnego, zakorzenionego w dziedzictwie wspólnoty, i ku uznaniu władzy za czynnik narzucający i wymuszający respektowanie norm powszechnie obowiązujących w imię przetrwania elementarnego ładu, który umożliwiał współżycie w obrębie pewnej jednostki politycznej. Widział, że istnienie całości wymaga przekroczenia partykularyzmów, ustalenia norm lub zasad powszechnie wiążących, a nawet wzmocnienia owej całości jako warunku wolności jej składowych. Nie wahał się podjąć namysłu nad tym zagadnieniem i odnieść do kwestii: jednostka czy władza, sięgając po dorobek rodzimej myśli politycznej XVI w. Jego stanowisko było wyważone: ani jednostka, ani władza, i choć bardziej jednostka niż władza, jednostka nie abstrakcyjna jednak, lecz zakorzeniona w małych i większych wspólnotach naturalnych i tradycyjnych, to przecież konieczność istnienia i mocy drugiego czynnika – jak dla każdego konserwatysty – miała znaczenie decydujące dla istnienia i stabilności całości. Polskie doświadczenie dostarczyło mu wielu przykładów, że dominacja racji jednostkowych zagraża istnieniu całości; że ciągła obawa o zaprowadzenie absolutum dominium była przesadzona albo nieprzemyślana, oparta na błędnej przesłance przeciwstawiającej władzę i jednostkę lub stany, wykluczającej możność uchwycenia obu elementów jako składających jedną całość. W jego przekonaniu, któremu wielekroć dał wyraz na kartach Pisarzy politycznych XVI wieku, nie alternatywa, lecz koniunkcja była rozwiązaniem właściwym; rozwiązaniem, którego szukało wielu polskich myślicieli XVI wieku, usiłując ustalić zasady równowagi między reprezentacją interesów partykularnych i rządem dbającym o to, co przekracza wszelkie partykularyzmy i odnosi się do całości. Analizując ich propozycje, wciąż wskazywał, że ustalenie stanu równowagi jest konieczne dla istnienia wspólnoty politycznej, że jego brak prowadzi do „zmarno-wania wszystkiego, co ma” wspólnota polityczna, że jednak – póki żyje – winna starać się odzyskać to, co straciła, przekonać się, że „dopóki życie jest, jest i możność naprawienia, odrobienia, odzyskania, a w tej możności mieści się i nadzieja”; że jednak warunkiem „naprawy i odrobienia” jest właściwa, a rzeczywista chęć[28]; chęć nie tyle po stronie wspólnoty politycznej jako swoistej całości, jak u wielu konserwatystów, ale chęć po stronie możliwie wielu jednostek, co odróżniało go od innych zachowawców. Do „sumienia i rozumu” jednostek apelował tedy w przekonaniu, że możliwe jest przywrócenie poprzez nie właściwego modelu co najmniej dwuczłonowej relacji we wspólnocie politycznej (na którą składają się jednostki, ciała pośredniczące i władza), świadomości powinności moralnych, a w końcu ustalenie kierunku politycznego, umożliwiającego skuteczne starania narodu o byt polityczny, bez negowania powszechnie obowiązujących zasad.

Pozostanie przedmiotem sporu, na ile „indywidualistyczne” przekonania Tarnowskiego miały źródło w związku z liberalnymi wątkami charakterystycznymi dla środowiska Hôtel Lambert, z którym współdziałał, i na ile wątki te zapożyczał od bliskich mu myślicieli angielskich: J. S. Milla i T. B. Macaulay’a; pisma z pierwszego okresu twórczości Tarnowskiego wydają się potwierdzać pokrewieństwo jego myśli
z indywidualistycznymi tendencjami liberalnymi, krytykowanymi przez większość zachowawców XIX w., skoro projektując zasady austriackiego prawa wyborczego i wdając się w polemikę z „chrześcijańskim socjalistą” Leonem Rzewuskim, gotów był uznać za jedyny cenzus wysokość płaconego podatku, a tym samym osłabić pozycję grup zajmujących wyższe miejsca w tradycyjnej hierarchii organicznego społeczeństwa, gwarantowaną w systemie kurialnym[29]. A jednak, także u Tarnowskiego zainteresowanie obywatelem-wyborcą nie łączyło się z eksponowaniem poczucia użyteczności abstrakcyjnej jednostki, wyzutej z odniesień wspólnotowych i mierzącej swe stanowisko w życiu politycznym jedynie własnym, a uprawnionym interesem. Nie naród ani władza, zwłaszcza nie naród jako hierarchiczna i organiczna całość ani obca tej całości władza polityczna, zmierzająca do zniszczenia więzi ją spajających, lecz jednostka i apel do jej „sumienia i rozumu”, stawały się w myśleniu środowiska współtworzonego przez Tarnowskiego istotnym punktem wyjścia. Apel do jednostkowego sumienia był istotny w czasach Tarnowskiego, gdy – jak stwierdzał – rzeczywistością stała się „władza świecka bez granic, hamulca i wędzidła”, gdy „państwo [stało się] jedyną zasadą i jedynym prawem”, gdy „jego korzyść [była już jedyną] miarą i próbą godziwości”, gdy w końcu zapowiadany od XVI w. „absolutyzm państwa względem sumienia ludzi i prawa narodów [zrodzony] po reformacji i przez nią, po połączeniu władzy duchownej i świeckiej w ręku świeckiego władcy”, atakował już nie tylko ciała pośredniczące w rodzaju Kościoła, ale wręcz odmienność obywateli. Ani prymat Kościoła wobec państwa, ani prymat państwa wobec Kościoła; ani dyktat jednego wyznania, dającego podstawę normom etycznym, a poprzez nie normom prawnym, ani dyktat suwerena stanowiącego normy przez wzgląd na interes państwa, lecz tolerancja dla zwolenników wyznań, które nie uzasadniają buntu wobec państwa, świadomość odmienności poszczególnych religii i konieczność uwzględniania w prawodawstwie i zachowaniach w świecie politycznym zasad etycznych honorowanych przez większość poddanych, jest – zdaje się mówić Tarnowski – bazą nowożytnego państwa; państwa, które ma podstawy normatywne głębsze, niż ustalane w grze politycznej, dostarczające kryteriów pozwalających oceniać, czy ustalenia uczestników gry są właściwe. Bo chociaż „zło”, wynikające z zaprzeczenia owych kryteriów, „działo się i przedtem – zauważa – ale się działo jako zło, znało się na sobie, [skoro nawet] najgorszy, najokrutniejszy mógł być trzymany na wodzy, w szczęśliwej chwili doprowadzony do opamiętania przez uczucie religijne, przez moc, jaką wiara miała nad sumieniem”, w chwili, gdy religijno-etyczne podstawy normatywne zostały odrzucone, „kiedy ten sam zwierzchnik, zarazem duchowny i świecki, sam sądzi i rozstrzyga o interesie i godziwości zarazem, trzyma w swoim ręku politykę i sumienie, jednoczy, identyfikuje swój pożytek z godziwością, głos sumienia zostaje stłumiony, otumaniony”, najpierw w nim, a następnie w jego poddanych; wówczas, mocą konieczności, zaczyna się „epoka, której cechą jest raison d’état, interes państwa jako jedyna zasada, a której skutkiem jest negacja i upadek prawa narodów i wolności”[30]. Prawdziwą „tajemnicą zdrowia i długiego życia politycznego” każdej wspólnoty politycznej jest tedy „zdrowie moralne wszystkich”, zdrowie będące u „indywidu-alisty” Tarnowskiego „w ręku każdego”[31]; każdy, we własnym imieniu i na własną odpowiedzialność, winien pamiętać, że jest nad nim coś – Bóg i Ojczyzna – co trzeba „szano-wać, czego się bać i w co wierzyć”[32]; każdy winien być świadomy, że jego indywidualna wolność nie jest identyczna z dowolnością działania, nie jest możnością spełniania własnego jedynie „interesu”, choćby kosztem drugich lub naturalnych albo tradycyjnych wspólnot; każdy winien czuć respekt dla Boga i ustanowionego przez Niego „ładu zasad prostej moralności” oraz szacunek dla władzy sprawowanej w porządku doczesnym. Każdy winien był uznać, że „władza nie jest przeciwniczką wolności, [lecz] wrodzoną koniecznością ludzkich społeczeństw; że na boskim porządku i prawie” opierają się atrybuty króla albo innego organu będącego „wyobrazicielem i naczyniem” wspólnoty jako całości, a nie uprawnienia jednostek lub warstw, przeciwstawiane i bronione zarówno przeciwko normom Bożym, jak i normom władcy świeckiego[33].

  1. Zmiana akcentów raczej niż treści głoszonych przez myślicieli politycznych, zwanych częściej „umiarkowanymi” niż zachowawczymi, nie łączyła się przecież z deprecjacją znaczenia ciał pośredniczących; coraz większe znaczenie zyskiwała w ich myśleniu kwestia odpowiedzialności nie tylko elit, ale wszystkich członków narodu za podejmowane działania; coraz większą wagę miał stan wykształcenia członków zniewolonego narodu, mającego własne tradycje polityczne i oryginalny dorobek w dziedzinie myśli politycznej, który wskazywał na konieczność uwzględniania powinności wobec wspólnoty przez każdego, kto uczestniczy
    w życiu politycznym. Jak się wydaje z tego powodu wielu współczesnych Tarnowskiemu autorów konserwatywnych podejmowało trud przywracania zbiorowej pamięci Polaków autorów wieków minionych, zapomnianych a znamienitych, podejmujących refleksję nad stanem państwa i wskazujących środki zaradcze wobec stwierdzanej słabości Rzeczpospolitej, wynikającej z zapoznania powinności wspólnotowych. Autorów włączających się w oryginalny sposób do toczącej się debaty politycznej w Europie, zdolnych opisać niebezpieczne tendencje właściwe ich życiu politycznemu, zapoczątkowane w wieku reformacji[34], przewidzieć ich następstwa i wskazać kategorie właściwe „rozumowi politycznemu”, który miał kiełznać „polityczne uczucie” i narzucać „woli politycznej” właściwe wybory.

Uwagi o doktrynach porządkujących stosunki między Kościołem i państwem, bronionych przez polskich myślicieli XVI w., uzupełniał Tarnowski refleksją o relacji między obyczajem i prawem oraz analizą koncepcji człowieka, które w ich pismach wyznaczały podstawy poszczególnych stanowisk politycznych. Podejmując próbę prezentacji również tej warstwy ich wypowiedzi, dawał on nie tylko świadectwo wielkiej erudycji, ale i głębi analizowanej myśli zawartej w „literaturze politycznej”, zajmującej jego zdaniem „naczel-ne miejsce w ogólnej naszej literaturze tego czasu”[35]. Myśli, która uwzględniała dorobek Greków i Rzymian, dostrzegała treść i znaczenie refleksji chrześcijańskiej, eksponowała specyfikę poszukiwań „wzoru władcy chrześcijańskiego”, podejmowanych w XVI w. mimo tendencji opisywanych mianem „realizmu politycznego”, które redukowały podobne poszukiwania do katalogowania rozmaitych przykładów historycznych skutecznych politycznie działań i formułowania sądów ogólnych, wolnych od etycznego kontekstu; myśli, która władna była uchwycić procesy potęgujące znaczenie teorii opartych na prostych aksjomatach, uchodzących za racjonalne, bo wywiedzione z wyzutego z kontekstu metafizycznego ludzkiego rozumu. Myśli, która – zdaniem Tarnowskiego – sięgała głównie do dziedzictwa Arystotelesa, będącego dla wszystkich omawianych, „od najstarszego Ostroroga aż do Warszewickiego”, źródłem stosowanych pojęć, definicji, wręcz „filozoficzną stroną polityki” uznawanej przez nich za powinną. „Spekulacje” tego myśliciela, od których odchodziła ówczesna refleksja na Zachodzie na rzecz zainteresowania wątkami stoickimi i epikurejskimi, wyznaczały w ich przekonaniu miary „stanu faktycznego Rzeczypospolitej”. Jego ustalenia dotyczące „państwa, władzy, formy rządu, stosunku poddanych do rządzących, granic i natury posłuszeństwa, granic i natury buntu, pojęć i zakresu wolności i anarchii, istoty i celu sprawiedliwości, sądów, urzędów etc.” stanowiły dla twórców szesnastowiecznej myśli polskiej „studnię mądrości”, w większej lub mniejszej mierze pogłębianą przez chrześcijańską interpretację daną arystotelizmowi przez św. Tomasza z Akwinu[36]. Tradycja ta pouczała, że za punkt wyjścia refleksji o dobru Rzeczypospolitej jako państwa, a nie zbioru partykularnych opinii politycznych, jako wspólnoty mającej cele od partykularnych różne, rządzonej przez polityków stanowiących prawo nie dla zyskania poklasku, należy przyjąć słowa Modrzewskiego, by politycy „nigdy nie odłączali dobra swego od dobra ludu” jako całości raczej niźli zbiorowiska skonfliktowanych, partykularnych grup[37]. Rządzący winni przecież pamiętać, że działając w imieniu i na rzecz państwa mają uwzględniać granice swych uprawnień jako piastunów ograniczonej wszak władzy państwa. Tarnowski uczył bowiem, że „osławione ciemne wieki średnie miały o zasadach prawa publicznego pojęcia proste, a zdrowe i sprawiedliwe, jakimi my oświeceni pochwalić się nie możemy”; były one wówczas na tyle utwierdzone, że żyjący w tym czasie nie byliby „w stanie uwierzyć, że państwu wolno jest robić wszystko, co mu na korzyść wychodzi”[38], jakby nie istniało dobro przekraczające polityczne partykularyzmy, których nie wolno gwałcić, bo wymiar polityczny nie jest jedyny i nie on jeden decyduje o miarach właściwych człowiekowi. Wówczas żyjący mieli być przeświadczeni, że filozofia polityki jest konieczna dla politycznej praktyki; pierwsza szukała bowiem „prawdy, szukała ostatnich przyczyn rzeczy i wskazywała je, druga [zaś] z odkryć tych w kierowaniu sprawami publicznymi korzystała”[39] i uwzględniała jej wskazania. Tak rozumiana filozofia polityki wskazywała w szczególności „ukrytą w duszy narodu, a dojrzewającą świadomość politycznej potrzeby rządu”[40]. Praktyka XVI w. nie uwzględniała jednak tej potrzeby. Zabarwiona typowo polskim „pierwiastkiem istotnie idealnym, wyobrażeniem poetycznym i młodzieńczym, wiarą w dobrą wolę i w szlachetną naturę każdego i wszystkich”, odciskającą się w „instytucjach i w dziejach polskich”, powodującą nawet tymi, którzy znając „gruntownie swój wiek i naród” i sądząc je „trzeźwo i surowo” chcieli ratować państwo, prowadziła do wskazywania tylko „środków najczystszych, idealnych, [wręcz] nadludzkich”. Nawet wówczas, gdy w sytuacji nadzwyczajnej, zagrożenia bytu istniejącego państwa, wspominano o konieczności ustanowienia dyktatury, wciąż rojono o dokonaniu tego „wolnymi, zgodnymi głosami”, zupełnie, jakby rzecz dotyczyła elekcji króla w sytuacji, gdy byt państwa nie był zagrożony.

Mimo dorobku pozostawionego następnym generacjom, myśliciele polityczni XVI w. nie dostrzegali nie tylko potrzeby wskazania nadzwyczajnych rozwiązań na wypadek zagrożenia bytu państwa, ale i trwałej, a nie przejściowej słabości państwa; nie zauważali, że ich państwo zaczyna się coraz bardziej różnić od państw, których pozycja ulega wzmocnieniu, że słabnie, nie wzorując się na potężniejących monarchiach europejskich, a tym samym – bezwiednie zapewne – przyczyniali się do jego upadku. Tarnowski, związany w środowisku „stańczyków” z czołowymi przedstawicielami krakowskiej szkoły historycznej, gotów był eksponować w swych analizach propozycje wzmocnienia stanowiska monarchy nie tyle jako ewentualnego, co naturalnego, dyktatora, jako stałego ośrodka jedności państwa, którego trwanie nie chwilowo, lecz stale zagrożone było przez absolutnych władców państw sąsiednich. Gotów był łączyć uwagi dotyczące władcy jako organu spajającego wspólnotę polityczną z uwagami o nader niebezpiecznej tendencji anarchicznej obecnej w każdej jednostce ułomnej moralnie i intelektualnie. Jego konserwatyzm miał w tym względzie niemałe znaczenie; nie w tym sensie, by decydował o „klasowym” spojrzeniu na rzeczywistość, ani w tym, by wywoływał bezrefleksyjne dążenie do umocnienia władzy w każdych okolicznościach, lecz w tym, że wymagał z jednej strony dostrzeżenia wagi sprzężenia indywidualnej i zbiorowej wolności z władzą polityczną jako jej warunkiem, z drugiej wzięcia pod uwagę okoliczności, w jakich ona działa i jakie musi uwzględnić, by wolność mogła zostać ocalona, z trzeciej wreszcie uwzględnienia następstw słabości moralnej i intelektualnej człowieka. Dla historyka spojrzenie z wszystkich perspektyw na „pierwiastek istotnie idealny polskich politycznych urządzeń i pojęć” skłaniało do porzucenia w sytuacji uznanej za wyjątkową nieskutecznych apeli do „dobrej woli, rozumu i publicznego ducha wszystkich”; wymagało od nieświadomych zagrożeń podjęcia poszukiwań „środków i siły dla zaprowadzenia rządu”, zdolnego zapewnić trwanie Rzeczpospolitej, wolność wspólnoty politycznej jako całości, a dzięki niej także wolność każdego jej obywatela; obywatela jednak, a nie człowieka, gdy bowiem pierwszy czerpał uprawnienia ze stosunku do państwa, drugi mógł być różnym od tamtego, nie znajdować powinności wobec wspólnoty, zamykać się w swym partykularyzmie jednostkowym lub stanowym, a tym samym osłabiać poczucie przynależności do wspólnoty politycznej, a nawet przeciwstawiać jej wolność jako prywatność i tracić wzgląd na wolność jako stan zależny od wolności całej wspólnoty.

„Pięknie by było – zauważał Tarnowski – gdyby władzę dawała i utrzymywała obywatelska cnota wszystkich”, o co zabiegali myśliciele późnego średniowiecza, niektórzy polscy autorzy XVI w. i on sam, wzywając do podjęcia poważnej akcji edukacyjnej, przypominającej polskie dziedzictwo i polskie doświadczenia, oraz akcji wychowującej warstwy aspirujące w drugiej połowie XIX w. do udziału w życiu publicznym. Apele te mogły być skuteczne i wystarczające w sytuacji, gdy państwo istniało, a jego byt nie był zagrożony; gdy sąsiedzi honorowali normy zakorzenione w dziedzictwie chrześcijańskim albo gdy – jak w czasach Tarnowskiego – usiłowano przechować poczucie wspólnotowe zniewolonego narodu pod opieką rządu honorującego analogiczne do jego zasady kulturowe. Apele traciły jednak ten walor, gdy „w rzeczywistym świecie” władzę dawała nie „obywatelska cnota wszystkich”, lecz, „niestety, rzecz nierównie mniej piękna: siła”[41].

Głos „realisty politycznego”, wołającego – jak inni konserwatyści – o podjęcie „polityki rozumu” miast „polityki serca”, brzmiał w tym przypadku niezwykle mocno: nakazywał odczytywać dzieje rodzimej myśli politycznej jako zbioru negatywnych wizji, opartych na przechodzącym wszelkie miary założeniu o „obywatelskiej cnocie wszystkich”. Zarazem jednak wymagał brania pod uwagę innej ich warstwy: mimo pesymizmu, tak często przypisywanego stylowi myślenia, któremu hołdował, daleko bardziej niż warstwę negatywną Tarnowski-„realista” eksponował pozytywne drogowskazy i argumenty na rzecz koniecznych reform instytucjonalnych i kierunków polityki zagranicznej, wciąż podkreślając perspektywę współcześnie niemal niedostrzeganą, obecną i w jego stylu myślenia, i w stylu myślenia wielu żądających reformy w XVI w.; perspektywę powinności jednostki wobec niej samej, wobec wspólnot i wobec Boga, powinności zapoznawanych przez Polaków, którym wciąż – jak Skarga w XVI w. – należało przypominać o łączności kilku rodzajów obowiązków, które miały oparcie w niezależnym od człowieka porządku; porządku, którym Polacy „wzgardzili”, mimo że warunkował on „bezpieczeństwo, o które nie dbali”; porządku jednak, który dawał podstawę „obowiązku nie tylko moralnego i patriotycznego, ale i religijnego, nie tylko względem siebie, rodziny, ojczyzny, ale i względem Boga”[42].

Tłumacząc swoisty „brak” w refleksji polskich myślicieli politycznych XVI w., polegający na niedostrzeganiu stałego, nie tylko tymczasowego, zagrożenia, „wstrząśnienia i zachwiania” bytu państwa, wynikający z błędnego przekonania, że „stan wewnętrzny Rzplitej nie potrzebuje naprawy, ale jest normalny, że dobre i słuszne, takie, jakie być powinny, [są] stosunek sił i wpływów w rządzie państwa, ich zakres i natura”, Tarnowski wskazywał na ich „przywiązanie do formy rządu, przy której byli szczęśliwi”. Siła, która zaczęła dominować w życiu politycznym XVI w. i którą wzmacniali w swych państwach sąsiedzi, ujawnić się mogła także w ówczesnej Rzeczpospolitej. Błędna, bo niedostosowana do zmienionych okoliczności, forma polityczna znakomicie to utrudniała, jeśli nie czyniła niemożliwym. Forma rządu mieszanego była dla ówczesnych myślicieli „ze wszystkich najlepszą, najbardziej zgodną z naturą ludzi i rzeczy i do tej zastosowaną, najpewniej ubezpieczającą wolność i sprawiedliwość, posiadającą potrzebne warunki i rękojmie do utrzymania porządku i potęgi”, o czym przekonywała „średniowieczna tradycja katolicka” i co potwierdzali „pisarze starożytni”, po których pisma sięgali i na których się wzorowali. Niemożność jej zmiany, wynikająca z przeświadczenia o adekwatności formy politycznej do niezmieniających się jakoby okoliczności, spotykała się w ich myśleniu z innymi jeszcze trudnościami, wynikającymi z połączenia sprawy politycznej „ze sprawą religijną”[43] oraz zmonopolizowania przez szlachtę praw politycznych i praw posiadania ziemi. Partykularyzm w pierwszym zakresie spowodował osłabienie ruchu egzekucyjnego, promowanego głównie przez protestantów, którzy straciwszy nadzieje na zerwanie związku Kościoła polskiego z Rzymem z coraz mniejszym przekonaniem argumentowali na rzecz wzmocnienia rządu. Partykularyzm w drugim zakresie łączył się natomiast z błędnym ujęciem wolności, budowanej niejako mimo państwa, a nie w nim, kojarzonej nie z powinnościami i respektem dla norm powszechnie wiążących, nawet nie z próbą przejęcia władzy i jej wykonywania względem innych stanów, lecz z niezależnością od czyjejkolwiek władzy, z tym, by „nikt nie wykonywał nad szlachcicem władzy”. Wolność stanu szlacheckiego i wolność jego członków w państwie, a raczej mimo państwa, była – w opinii Tarnowskiego – rodzajem „partykularyzmu posuniętego do ostatnich granic”; wymagała bowiem uznania, że „dla Rzplitej [można robić to, co się] zechce i kiedy się zechce”, że nie ma „żadnych obowiązków” i „stałych przepisów”, że nie ma i być nie może żadnej „kontroli w wykonywaniu obowiązków publicznych” skoro tych w istocie brak, bo żaden organ państwa nie jest w stanie narzucić i wymusić respektu dla jakichkolwiek powinności publicznych[44]. W tym stanie, w sytuacji zagrożenia bytu państwa, nie honorowania powinności publicznych i braku organu zdolnego wymusić respekt dla elementarnych norm warunkujących pokój wewnątrz wspólnoty, nie można było poprzestać na apelach. Ze względu na zmieniające się położenie państwa i potężniejący partykularyzm w myśleniu jego obywateli, należało podjąć trud wykorzeniania błędnych przeświadczeń i przyzwyczajeń, wskazać konieczne reformy instytucjonalne, by zachować państwo, by wzmocnić je nie kosztem innych, ale wespół z innymi. By jednak pojawiła się moc pozwalająca na przeciwstawienie się innym, by państwo ujawniło swą siłę, konieczne było porzucenie dawnej formy politycznej, zmiana konotacji pojęcia wolności i reorientacja myślenia o relacjach międzynarodowych.

Tarnowski był zafascynowany bogactwem polskiej refleksji politycznej wieku XVI, mającej co najmniej dwa wymiary. Pierwszy z nich, jedyny dla wielu badaczy dziejów myśli politycznej, wyznaczało pole działania „politycznego zmysłu”, wymagającego w tamtym czasie stanowczego dążenia „do poprawy Rzeczyspospolitej” zarówno „w najsłabszym punkcie wewnętrznego jej stanu”, jak i w odniesieniu do relacji zewnętrznych, wówczas skoncentrowanych na „kwestii wschodniej”. Miarą dojrzałości polskiej refleksji politycznej schyłku XVI w. był w tym wymiarze poważny namysł nad problemem „braku władzy” i „braku polityki zagranicznej”, namysł podejmowany przez tych, którzy mieli „oczy otwarte lepiej aniżeli ludzie od nich sławniejsi i zapewne zdolniejsi, ale mniej od nich nauczeni doświadczeniem”, jak Frycz Modrzewski czy Orzechowski; tych, którzy nie aspirowali do tworzenia nowych teorii, ale podejmowali refleksję w porządku „mądrości praktycznej”, opartej na doświadczeniu, poszerzającej horyzont i pogłębiającej widzenie rzeczy wprost odnoszących się do sfery instytucjonalnej i relacji zewnętrznych. Refleksję wieńczoną jednak albo nabudowywaną na refleksji podejmowanej w drugim, „głęb-szym” lub bardziej podstawowym wymiarze, dostarczającym fundamentu wymiarowi politycznemu; refleksji o powinnościach miarkujących partykularne dążności, o tym, co powszechne i przekraczające wszelkie konkretne, indywidualne i grupowe interesy. Zwłaszcza w myśli Skargi owa „dwuwy-miarowość” stała się łatwo uchwytna: przy jego „wyjątkowej, fenomenalnej sile” refleksja z „pierwszego wymiaru”, „ro-zumna i szlachetna”, stawała „na szczycie swojego wzniosłego powołania”, spełniała swe zadanie, czyniła „bardzo wiele, nie dostrzegając lub zaniedbując mało”, była atoli oparta na przekonaniu o istnieniu powszechnych powinności, wyczulała na istnienie sfery niepoddającej się kompromisowi partykularnych sił, ustalając tym samym podstawy, kierunek i treść powinnych reform wewnątrz i działań na zewnątrz. Dojrzała, „szlachetna i rozumna” myśl polityczna schyłku XVI w. „nie sprawiła skutku, [jej] nauk i wróżb nie słuchano”. Czas, uczył Tarnowski, wyjątkowy czas „stanu wewnętrznego rozstroju”, był bowiem taki, że „żadne słowo” nie mogło poradzić, że „uleczyć mógł tylko fakt [albo] szereg faktów zwracających pojęcia i siły w odmienne kierunki, wstrząsających, ale i odradzających samą duszę”[45]. Fakt lub szereg faktów musiał wstrząsnąć „zbiorową duszą”, jej poruszenia miały jednak zostać przygotowane, a cele i środki wskazane przez myśl, przekraczającą wszelką partykularność, kierunkującą zarówno tych, którzy piastowali urzędy, jak i – w miarę możności – poddanych im obywateli ku dobru Rzeczpospolitej, zwłaszcza Niepodległej, której Tarnowski nie dożył.

 

Myśl polityczna Stanisława Tarnowskiego, tekst przygotowany na konferencję naukową poświęconą refleksji Stanisława Tarnowskiego, zorganizowaną w dniu 21 stycznia 2008 r. w Tarnobrzegu przez Państwową Wyższą Szkołę Zawodową im. prof. Stanisława Tarnowskiego w Tarnobrzegu; przedrukowany w wydanym przez OMP zbiorze tekstów Bogdana Szlachty „Szkice o konserwatyzmie”.

[1]   F. Hoesick, Stanisław Tarnowski. Rys życia i prac, Warszawa-Kraków 1906, t. I, s. 209. Wedle relacji autora, uznanie Tarnowskiego dla Kajsiewicza graniczyło niemal „z uwielbieniem dla jego działalności patriotycznej i religijnej” (tamże).

[2]   S. Tarnowski, Józef Kasznica. Wspomnienie pośmiertne, Kraków 1887, s. 20. Jak się wydaje, od Kasznicy mógł przejąć Tarnowski przekonanie, które wyrażał znacznie później, po doświadczeniach powstańczych i pierwszych krokach „liberalnych”, że – wbrew popularnym w jego czasach „teoriom Hobbesa i Herbarta” – państwo i prawo „nie zasadzają się na walce i sporze”, nie opierają na konflikcie interesów, lecz na poszukiwaniu ładu niesprzecznego z „bytem wszechświata”, wyprzedzającego wolę „państwa jako takiego” i wyznaczającego miary zachowań rządzących i rządzonych (stanowisko takie prezentował również Józef B. Oczapowski, związany ze współtworzonym przez Tarnowskiego środowiskiem „stańczyków”, w pracy Władza i układ Państwa. Zarysy Polityki i porówn. Prawa Konst., Kraków 1875, s. 6-7 i 101).

[3]   W. Łazuga podkreśla fascynację Tarnowskiego szczególnie Klaczką, pisze bowiem, że choć „u Kalinki nieraz zapożyczał się [on] ideowo, dla Popiela miał niemało podziwu, Szujski nieraz go inspirował, to jeden Klaczko zajmował miejsce wyjątkowe, stał ponad nimi, i to o całe piętro wyżej. W opinii Tarnowskiego górował nawet nad najtęższymi umysłami politycznymi dawnej Polski, nad Andrzejem Fryczem Modrzewskim, mistrzem cyceronizmu, Stanisławem Orzechowskim i nadinteligentnym aż do destrukcji Maurycym Mochnackim” (Stanisław Tarnowski – publicysta, [w:] Stanisław Tarnowski 1837-1917. Materiały z Posiedzenia Naukowego PAU w dniu 14 listopada 1997 r., Kraków 1999, s. 19).

[4]   Na polu bitwy poległ brat Stanisława, Juliusz, z którym w poprzedzającym roku uczestniczył w audiencji u papieża Piusa IX.

[5]   Ks. M. Gawlik CR, Kształtowanie postawy religijnej Stanisława Tarnowskiego, [w:] Stanisław Tarnowski 1837-1917…, s. 36.

[6]   S. Tarnowski, O adresie sejmu galicyjskiego, [cyt. za:] M. Bobrzyński, W. L. Jaworski, J. Milewski, Z dziejów odrodzenia politycznego Galicji 1859-1873, Warszawa-Kraków 1905, s. 280.

[7]   Stanisław Tarnowski w Sejmie Krajowym Galicyjskim, [w:] Stanisław Tarnowski 1837-1917…, s. 27.

[8]   Przypomnijmy, że wbrew stanowisku tzw. stronnictwa „demokratycznego”, utworzonego we Lwowie, a skupionego wokół Franciszka Smolki, uzasadniającemu przejście do biernej opozycji na podobieństwo Czechów i wyparcie się udziału delegacji polskiej w uchwaleniu konstytucji austriackiej, „większość przeważna kraju”, nazywana niekiedy większością nie federalistyczną na podobieństwo „demokratów”, lecz autonomiczną, „nie chciała wejść na drogę polityki tak niebezpiecznej, ale postanowiła nie zadowolić się wywalczaniem stopniowym ustępstw, lecz zażądać na drodze legalnej przez Radę państwa przyznania dla Galicji podobnego stanowiska, jakie od Węgrów uzyskała Kroacja. Sejm galicyjski zwołany na 22 sierpnia 1868 r. […] nie zadowolił się też uchwaleniem projektów ustaw o języku urzędowym władz administracyjnych, skarbowych i sądowych oraz projektu ustawy o języku wykładowym w uniwersytecie lwowskim i krakowskim, lecz uchwalił tzw. rezolucję galicyjską. Sejm, odrzucając wniosek Smolki o zerwanie z Radą państwa, wybrał do niej delegację, ale […] postawił jej program sformułowany w rezolucji, [która obejmowała] rozszerzenie ustawodawstwa krajowego idące tak daleko, że dla Rady państwa pozostawiała tylko najważniejsze sprawy ogólnopaństwowe, a następnie obejmowała oddanie całej administracji w tym zakresie rządowi krajowemu odpowiedzialnemu przed Sejmem, czyli samorządowi krajowemu i ustanowienie osobnego najwyższego sądu. Wystąpił przeciw temu rząd, a w szczególności namiestnik Gołuchowski […], ale większość sejmowa, w której zorganizował się osobny klub rezolucjonistów, nie ustąpiła przed tym naciskiem, nie dała się nawet nakłonić […] do złagodzenia adresu potępiającego ostro konstytucję”. W wiedeńskiej Radzie Państwa 1868/1869 delegacja polska – wobec sprzeciwu rządu i wspierającej go większości niemieckiej – toczyła bezskutecznie tzw. pierwszą kampanię rezolucyjną, niemniej w 1869 r. wprowadzono w Galicji język polski jako urzędowy i usunięto biurokratów niemieckich, zaś jej Sejm krajowy – raz jeszcze nie godząc się na wnioski Smolki – ponowił rezolucję. Następna Rada Państwa 1869/1870 stała się areną tzw. drugiej kampanii rezolucyjnej, tym razem toczonej w sytuacji sporu wewnątrz gabinetu: m.in. kierujący jego pracami hr. Taaffe, „widząc nieugięty opór Czechów przeciw konstytucji, widząc wzmagającą się opozycję Polaków i Niemców konserwatywnych przeciw polityce centralistycznej a liberalnej na polu wyznaniowym”, chciał już wstąpić „na drogę koncesji układów”, a wobec niepowodzenia ustąpił. Nowy, „ściśle centralistyczny” rząd Hasnera, dążąc do ostatecznego złamania opozycji, odebrał sejmom krajowym prawo wysyłania delegatów do Rady Państwa i wprowadził wybór bezpośredni, korzystając z większości, którą współtworzyć mieli także delegaci polscy, o ile uzyskaliby ustępstwa wskazane w rezolucji. Uchyliwszy się od głosowania w komisji pracującej nad zmianami konstytucyjnymi, a następstwie złożywszy mandaty, posłowie polscy przyczynili się do upadku gabinetu Hasnera i utworzenia w kwietniu 1870 r. rządu Alfreda hr. Potockiego, który w projekcie ustawy przyjmował niektóre żądania rezolucji. Wkrótce jednak monarcha rozwiązał Radę, zapowiadając w reskrypcie do galicyjskiego Sejmu Krajowego „uwzględnienie życzeń kraju z uwzględnieniem warunków jedności państwa i stosunków jego politycznych”. Sejm 1870 r. po raz kolejny ponowił więc rezolucję z 1868 r., a nowo powstały gabinet hr. Hohenwartha miał już w swym składzie ministerium dla Galicji (z Kazimierzem Grocholskim na czele), postulowane w rezolucji. Jednak również tzw. trzecia kampania rezolucyjna zakończyła się niczym, rychło też upadł rząd Hohenwartha, a jego miejsce zajął centralistyczno-liberalny rząd ks. Adolfa Auersperga. W Radzie Państwa 1871/1872 po raz kolejny ponowiono rezolucję galicyjską, galicyjski Sejm Krajowy u schyłku 1872 r. uchwalił też adres do Korony, w którym „zastrzegał się przeciw bezpośrednim wyborom i rezolucję Monarsze polecał”, mimo że przeważało już w nim „przekonanie, że sprawa rezolucji jest ostatecznie przegraną”. Wiosną 1873 r. rząd – mimo uchylenia się od głosu autonomistów – przeprowadził w Radzie Państwa ustawę o bezpośrednich wyborach (M. Bobrzyński, W. L. Jaworski, J. Milewski, Z dziejów odrodzenia politycznego Galicyi…, s. 20-30).

[9]   W 1874 r. Tarnowski opublikował w „Przeglądzie Polskim” artykuł zatytułowany Porcje, który sprowokował ożywioną dyskusję na temat położenia galicyjskiego chłopa; krytykując zjawisko udzielania pożyczek uwolnionym z pańszczyzny chłopom na procent w postaci odrobku uznał je za „krzywdę ciężką, a prawie wołającą o pomstę do Boga”.

[10]  J. Dybiec, Stanisław Tarnowski – autorytet, polityk, uczony (Głos w dyskusji), [w:] Stanisław Tarnowski 1837-1917…, s. 64-65.

[11]  Zestawiając wiadomości o życiu Tarnowskiego posiłkowałem się w pierwszej kolejności pracami: F. Hoesicka (Stanisław Tarnowski. Rys życia i prac, 2 t., Warszawa 1906), F. Kabego (Stanisław Tarnowski, Sandomierz 1929), ks. T. Misickiego (Stani-sław Tarnowski. Studium, Buffalo 1918), I. Chrzanowskiego (Stani-sław Tarnowski, biogram w pracy zbiorowej Portrety uczonych polskich, Kraków 1974) i H. Markiewicza (Stanisław Tarnowski – po stu latach, [w:] tegoż, Przekroje i zbliżenia, Warszawa 1967).

[12]  Był wśród nich Hieronim Jan (1884-1945), przywódca międzywojennych ugrupowań konserwatywnych: Stronnictwa Zachowawczego (1922-1926), a po jego rozpadzie – wraz z innymi założycielami ugrupowania: K. M. Morawskim i K. Broël-Platerem – Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego (1926-1928).

[13]  K. Chłędowski, Pamiętniki, Wrocław 1951, t. I, s. 130-131.

[14]  Odpowiadając na zarzut, że sądzi wszystko „z jednego tylko stanowiska, to jest czy to mogło, czy nie mogło przydać się Rzeczypospolitej na wzmocnienie i ratunek, że jest publicystą, który o rzeczach naukowych pisze, ale ich naukowym sposobem nie traktuje”, odpowiadał Tarnowski we wstępie do Pisarzy politycznych XVI wieku: „Przyznaję, że w przeszłości, jak w teraźniejszości, podług tego ludzi sądzę, cenię i lubię, czy rzeczy pospolitej służą lub jej szkodzą” (Pisarze polityczni XVI wieku. Studja do historyi literatury polskiej, Kraków 1886, t. I, s. V). W podsumowaniu dzieła Tarnowski zwracał bowiem uwagę, że przyczyn upadku Rzeczpospolitej należy poszukiwać w okresie, gdy senat przestał stanowić jedność i stał się zbiorowiskiem partykularnych opinii rodów i gdy izba poselska, zdominowana rojeniami o „jakimś idealnym republikanizmie greckim i rzymskim, źle pojętym, gorzej jeszcze zastosowanym”, czyniącym ze szlachty „jakiś populus”, z jej „posłów trybunów”, nie tylko dla szlachty „skonfiskowała prawa polityczne i prawo posiadania ziemi”, ale i zakwestionowała wszelką nad tym stanem władzę; gdy, słowem, wolność pojmować poczęto „jako partykularyzm posunięty do ostatnich granic”, gdy uległy zakwestionowaniu „wszelkie obowiązki publiczne” właśnie w imię wolności jako partykularności. Partykularyzm ten ułatwiał „działanie agitatorów” i prowadził do „takich nowości w prawie publicznym, jak elekcja viritim i liberum veto”, jego skutkiem była w istocie „negacja państwa”, nierozumiejącego lub niechcącego „dopiąć potrzeb stanu rycerskiego”; w końcu zatem, „interes państwa nie miał się na kim oprzeć i kim bronić, [bo] skądkolwiek wiatr zawiał, skądkolwiek prąd płynął, interes własny nakazywał iść z wiatrem, prądowi się nie opierać, a zręczność nakazywała owszem chwytać go, chwytać każdorazowe popularne hasła opinii i powtarzać je najgłośniej”. U tych nawet, którzy winni byli dbać o dobro państwa, a nie o zyskanie poklasku, u arystokracji, „wyrodziła się więc sztuka pochlebiania opinii, żeby przez nią dojść do znaczenia, wyrobiła się w domach możnych i senatorskich tradycja, szkoła ludzi, którzy byli demagogami szlacheckiego demosu”, wzmacniającymi raczej niż osłabiającymi partykularyzmy, dzielącymi raczej niż łączącymi, dbającymi o spełnienie grupowych pretensji, a nie miarkowanie ich dobrem państwa jako całości. To miało zadecydować o odmiennych losach Polski i mocarstw europejskich. „U nas bowiem – konkluduje Tarnowski – idea ojczyzny i głównego interesu nie skupiała się w królu ani w dynastii, ani w żadnym najwyższym punkcie rządowej wykonującej władzy”, jak nie skupiała się w senacie, który mógł był stać się punktem oparcia ustroju arystokratycznego; idea i główny interes nie skupiał się w czynniku władczym, osadził się natomiast „w idei wolności”, która „nie skupiła ojczyzny”, ale raczej ją „rozlewała. Pierwszym interesem ojczyzny [stała się bowiem] wolność wewnętrzna: tej wolności sędzią i obrońcą musiał z natury rzeczy mniemać się każdy i każdy logicznie mógł, a prawie musiał, brać zupełną swoją wolność osobistą za warunek i miarę wolności Rzplitej. Środkowego punktu ciężkości (jakim we Francji był król, w Anglii, nawet w rewolucjach, prawo i wyobrażający je rząd) u nas zabrakło: każdy mógł uważać siebie samego za ten środek ciężkości, za reprezentanta i arbitra interesu państwa” (tamże, t. II, s. 479-481).

[15]  Cyt. za: S. Tarnowski, O literaturze polskiej XIX w., wybór i opr. H. Markiewicz, Warszawa 1977, s. 332.

[16]  S. Tarnowski, S. Koźmian, Pożegnanie Przeglądu Polskiego, „Przegląd Polski” 1914, t. 192, s. 369-370. Jak się wydaje, należy uwzględniać stanowisko Tarnowskiego wobec wspominanych w tekście zagrożeń, by pojąć we właściwym świetle sądy historyków literatury polskiej, uznających – jak Henryk Markiewicz – że w swych pracach, „w odróżnieniu od pozytywistów Tarnowski mało poświęcał uwagi biografii, dążył natomiast do uzyskania uogólnionego portretu psychologicznego pisarza – charakterystyki wyobraźni, inteligencji, uczuciowości, wywnioskowanej z jego twórczości i uczestnictwa w życiu publicznym. Opowiadał się za poezją, która zachowuje równowagę między ideałem a rzeczywistością i dąży do wydobycia uniwersalnych pierwiastków psychiki ludzkiej [uznając, że] powszechna natura ludzka powinna jednak przebijać przez odrębną fizjonomię narodową. (…) Postulat uniwersalnych uogólnień, umiaru i harmonii, a jednocześnie dezaprobata dla brzydoty i pospolitości w literaturze powodowały niechętny stosunek Tarnowskiego do realizmu. Estetykę tę uzupełniał kanon ideowo-moralny”, tak ważny przecież także w refleksji politycznej autora Pisarzy politycznych XVI wieku. Tarnowski miał bowiem oceniać „utwory z punktu widzenia konserwatywnie pojmowanego patriotyzmu, a zarazem rygorystycznych kryteriów religijności i „zdrowia moralnego”. W granicach nakreślonych przez te zasady i upodobania umiał jednak sugestywnie ewokować tonację uczuciową i estetyczną omawianych autorów, pokazać i żywo uprzytomnić czytelnikowi nie dostrzegane dotąd ich walory”. Dodajmy jeszcze za historykiem literatury, autorem wyboru i wstępu do jedynego wydanego po II wojnie światowej dzieła Tarnowskiego, O literaturze polskiej XIX wieku (Warszawa 1971), że „w pokoleniu Młodej Polski”, którego literaturę „z niewielkimi wyjątkami gwałtownie potępiał”, był Tarnowski „bardzo niepopularny”, że „ostro atakował go Żeromski, ośmieszali Nowaczyński i Boy oraz Brzozowski”, natomiast W. Feldman, historyk polskiej myśli politycznej XIX w., inaczej pojmowanej niż przez Tarnowskiego, piętnował go „jako jednego z «pomniejszych olbrzymów»” (Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, Warszawa 1991, t. II, s. 464-465).

[17]  S. Tarnowski, W trzechsetną rocznicę śmierci Skargi (odczyt przy obchodach w Krakowie 27 IX 1912), „Przegląd Polski” 1912, t. 186, s. 19.

[18]  S. Tarnowski, Obrachunek „Przeglądu Polskiego” po dziesięciu latach jego istnienia, („Przegląd Polski” 1 VII 1876), [w:] tegoż, Studya polityczne, Kraków 1895, t. I, s. 200.

[19]  S. Tarnowski, O adresie sejmu galicyjskiego, „Przegląd Polski” 1867, t. I. Spór o federalizm nie tylko dzielił ówczesnych konserwatystów od „podolaków” kierowanych przez Grocholskiego, ale także od ugrupowania „mameluków”, politycznych utylitarystów, bezwzględnie popierających sojusz z Niemcami monarchii austriackiej, a pozostających pod przemożnym wpływem stronnika „wiedeńskiego liberalizmu” Floriana Ziemiałkowskiego (por. szerzej L. Dębicki, Portrety i sylwetki z dziewiętnastego stulecia, seria II, t. II, Kraków 1906, s. 196 n.); skądinąd, jak zauważa Dębicki, stanowisko konserwatystów gdy idzie o program federacyjny podziela w tym czasie zwolennik demokracji Stanisław Smolka, który za podstawę obierał „życie zbiorowe, historycznie wytworzone, streszczające się w fakcie narodowości”, a co za tym idzie równał prawa narodowe i w ten sposób dochodził do federalizmu; postępował tedy inaczej niż Ziemiałkowski, który wizję demokracji opierał na indywidualistycznej koncepcji praw człowieka i żądał bezwzględnej równości praw osobistych, w konsekwencji wiążąc się „z obozem liberałów, a w uznaniu przewagi państwa z centralizmem” (tamże, s. 203-204).

[20]  Słynny zapis w adresie sejmowym z 10 XII 1866 r. oddawał, naturalnie, nie myśl wypracowaną dopiero po klęsce pod Sadową, ale formułowaną znacznie wcześniej tak w opisanych wyżej działaniach Adama Potockiego i związanych z nim zachowawców, jak i w artykule wstępnym pierwszego numeru „Przeglądu Polskiego”, napisanym przez Floriana Ziemiałkowskiego (Nasze zadanie w obecnym położeniu, VII 1866); w tekście tym krytyce scentralizowanego państwa biurokratyczno-policyjnego towarzyszy deklaracja lojalności monarsze oraz uwaga, że cierpliwość jest mądrością ludów dobijających się wolności: „umieć znosić to, co się nie podoba, aby zachować dobro, które się posiada, i osiągnąć to, czego się pragnie”, choćby nie miała tym być niepodległość, a jedynie autonomia, pozwalająca na swobodny rozwój narodowego bytu. Warto jednak przytoczyć szerszy cytat z tego adresu, by ukazać racje powodujące konserwatystami wypowiadającymi słowa pozornie jedynie przeczące wszystkiemu, co Polacy dotąd publicznie głosili. W stosownym ustępie adresu czytamy: „Mamy podnoszącą serca wiarę, że w moc opatrznego przeznaczenia i wiedziona dziejów koniecznością, Austria, aby być i silniej niż kiedykolwiek zakwitnąć, będzie w wewnętrznym swym ustroju najmocniejszym wyrazem poszanowanej wolności, a na zewnątrz tarczą cywilizacji Zachodu, praw narodowości, ludzkości i sprawiedliwości. Posłannictwo takie było naszym przez wieki. Bez obawy więc odstępstwa od myśli naszej narodowej, z wiarą w posłannictwo Austrii i z ufnością w stanowczość zmian, które twoje monarsze słowo jako niezmienny zamiar wyrzekło, z głębi serc naszych oświadczamy, że przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy” (za: H. Lisicki, Antoni Zygmunt Helcel…, t. II, s. 245).

[21]  S. Tarnowski, O adresie sejmu galicyjskiego, „Przegląd Polski” 1867, t. I, s. 122; dyskusję, czy przyszli „stańczycy” kontynuowali po roku 1866 idee emigracyjne, nieszczerze układając się z monarchą i upatrując w Austrii jedynie narzędzie politycznej zemsty, a nie państwo, którego interesy i prawa Polacy winni uwzględnić, na dalszy plan odsuwając niespełnialną tymczasem ideę niepodległości, przeprowadza H. Lisicki, Antoni Zygmunt Helcel…, t. II, s. 244 i n. Gdy idzie o stosunek „stańczyków” do katolicyzmu i Kościoła zob. polemiczne względem nich, zarzucające im „moderantyzm”, teksty ks. Zygmunta A. Goliana (por. szerzej B. Szlachta, Ład – Kościół – Naród…, passim).

[22]  S. Tarnowski, Zygmunt Krasiński…, s. 194-195.

[23]  Tamże, s. 199-200.

[24]  Tamże, s. 167-168.

[25]  Zob. choćby S. Tarnowski, Sumienność dzienników i dziennikarzy, „Przegląd Polski” 1869, t. VII.

[26]  S. Tarnowski, Zygmunt Krasiński…, s. 192-193. Zob. szerzej B. Szlachta, Kilka uwag o stosunku polskich konserwatystów do dziedzictwa romantycznego, [w:] Narody i historia, red. A. Rzegocki, Kraków 2000, s. 79-105, przedruk w niniejszym tomie.

[27]  Konserwatyzm „stańczyków”, zmierzający do zachowania „resztek narodowego życia strwonionego w nieudanych powstaniach”, jednoznacznie odrzucający „stale jątrzący” irredentyzm, za „polityczny samogwałt” mający wystąpienia prowadzące do „płonnego wyzucia się sił żywotnych i grzesznego marnowania szpiku własnych kości”, miał się stać przykładem negacji polityki uczuciowej i szczepienia w jej miejsce poczucia powinności kierowanych politycznym rozumem (S. Tarnowski, Sumienność dzienników i dziennikarzy…).

[28]  S. Tarnowski, W trzechsetną rocznicę śmierci Skargi…, s. 20.

[29]  Zob. szerzej B. Szlachta, Polscy konserwatyści wobec ustroju politycznego (do 1939 roku), Kraków 2000, s. 265-270.

[30]  Tamże, s. 307.

[31]  S. Tarnowski, Pisarze polityczni XVI wieku…, t. II, s. 452.

[32]  Tamże, s. 449.

[33]  Tamże, s. 440

[34]  Reformacja, pisał Tarnowski, „wprawiła w ruch gwałtowny i często nieregularny, nieprawidłowy, umysły już i bez niej wyparte z równowagi nagłym przybytkiem pojęć, wiadomości, nauk i kwestii w masie większej niż ludzie na raz przyjąć i objąć są zdolni. Z tych wpływów zapewne poszła niesłychana bujność i rozmaitość tego wieku, wielka liczba i wielka siła ówczesnych inteligencji, ale zarazem z tych samych wpływów poszła i jego [tj. XVI wieku] wielka niestałość. Natury bardzo jednolite, przekonania bardzo silne, ludzie z jednej sztuki, ci poradzili sobie najłatwiej: oparli się całą siłą o katolicyzm albo z całą namiętnością przeszli do Reformacji. Ale obok takich była większa nierównie liczba tych, którzy nie wiedzieli co przyjmować, a co odrzucać, którym imponowała powaga starożytnych, którzy wierzyli w dawną wiarę, a jednak widzieli coś słuszności po stronie przeciwnej, którzy wszędzie we wszystkim uznawali część prawdy, a część nieprawdy: i jedni myśleli w dobrej wierze, że to wszystko da się pogodzić i zmienić w jakiejś wygodnej elastycznej formule prawdy, którą starali się wynaleźć; inni, jak Erazm na przykład, milczeli roztropnie nie chcąc się pomylić ani na szwank narazić; jeszcze inni, najwięcej we Włoszech, nie wierzyli w nic; inni wierzyli we wszystko po trosze: stąd to babilońskie prawdziwie pomieszanie pojęć w ówczesnych pismach, te coraz nowe systemy religijne, te próby kompromisu pomiędzy różnymi wyznaniami, to mnóstwo teorii religijnych i politycznych pod powagą filozofów starożytnych, stąd wreszcie ta mieszanina wyobrażeń starożytnych z chrześcijańskimi w polityce, w literaturze, w poezji, nawet w poezji religijnej. A w ostatecznym rezultacie wiek, który zakwestionował wszystko i sam nie wiedział czego się ma trzymać w wierze i w pojęciach, musiał zakwestionować i kodeks moralny, musiał nie wiedzieć czego się ma trzymać w życiu, co mu wolno a co nie, co się godzi, co nie” (Pisarze polityczni XVI wieku…, t. I, s. 320-321).

[35]  Tamże, t. II, s. 461.

[36]  Tamże, t. I, s. 321. Gwoli uzupełnienia, zwróćmy za Tarnowskim uwagę, że dokonany przez Arystotelesa podział w obrębie społeczności miasta-państwa greckiego, odczytywany bywał bezkrytycznie przez jego polskich naśladowców, co miało szczególne znaczenie w dziele wzmocnienia istniejących podziałów. „Powaga Arystotelesa – zauważa Tarnowski – mogła przyczynić się do utwierdzenia nas w tym nieszczęsnym mniemaniu, że jesteśmy jedni synami ojczyzny, a drudzy tylko jej żywym inwentarzem”. Takie mniemanie szlachty, wzmacniane przez dziedzictwo Arystotelesowe, było jednak w istocie „cofnięciem się wstecz od pojęć chrześcijańskich i cywilizacji z nich powstałej, która uczyła, że w różnicy powołań, czynności, majątków i rozumów jest równość ludzi jako synów Bożych i synów ojczyzny” (tamże, s. 348).

[37]  Analizując stanowisko Skargi pisał Tarnowski znacząco, że powodem „niemocy organizmu politycznego [jest] rozprzężenie moralne, negacja wszystkiego, niewiara we wszystkie wiary i zasady, chciwość zysków nagłych a łatwych, wiodąca do oszukaństw i nieuczciwości, przywiązanie serc i myśli do skarbów swoich”. W taki sposób dokonuje się bowiem „to moralne zepsucie, które się objawia jako brak publicznego ducha i patriotyzmu, jako łakoma żądza pieniędzy choćby jak wstydliwie nabytych, jako zbytek zniewieściały i denerwujący tych, którzy go mają, a urągający nędzy tych, którzy go nie mają, (…) to wszystko, co człowieka z uczciwego robi nieznacznie brudnym, ze szlachetnego podłym, z odważnego i dzielnego miękkim i niedołężnym, z dobrego obywatela egoistą, co w nim tępi znajomość, pragnienie i miłość dobrego, pojęcie ideału wszelkiego, Boga, ojczyzny, honoru, rodziny, siebie samego wreszcie, a nie można być człowiekiem jeżeli się nie ma takiego ideału siebie samego w odniesieniu do wszystkich tamtych: to wszystko, co niszczy i tępi wiarę i honor w mężczyznach, wiarę i wstyd w kobietach, co podkopuje za jednym zamachem wartość ludzi, cześć rodzin, równowagę społeczeństw, honor i potęgę państw, co niszczy pomału samo pojęcie ojczyzny…” (Pisarze polityczni XVI wieku…, t. II, s. 440).

[38]  Tamże, t. I, s. 13.

[39]  Tamże, s. 312.

[40]  Tamże, t. II, s. 446

[41]  Tamże, s. 278-279.

[42]  Tamże, s. 390.

[43]  Tamże, s. 466.

[44]  Tamże, s. 479.

[45]  Tamże, s. 487-488.