Maciej Zakrzewski
Konserwatyzm ofensywny. O „Buncie Młodych” („Polityce”) i krakowskich stańczykach.
Chcąc dokonać periodyzacji historii Polski nie wedle chronologii powszechnej, ale wewnętrznej dynamiki procesu wzrostu i upadku, nie trudno zauważyć okres, którego granice będą oznaczone dwiema narodowymi katastrofami: upadkiem powstania styczniowego (1864) i kampanią wrześniową (1939). Pomiędzy tymi datami rozciąga się czas dynamiczny i zmienny, ale i niewątpliwie okres rozwoju sprawy narodowej; jest to ciągły i wieloetapowy proces budowania samodzielnego bytu państwowego: od autonomii do niepodległości. W tym czasie przez ziemie polskie przeszło m.in. drżenie rewolucyjne roku 1905, front tzw. Wielkiej Wojny, najazd bolszewicki. Z trzech dawnych zaborczych monarchii wyłoniła się republika, która szybko, jak na republikę przystało, doczekała się swojego Cezara. Jednak niezależnie od gwałtowności sporów, prowadzonych czasem na śmierć i życie, proces mobilizacji i narodowej pracy ulegał ciągłemu wzmożeniu. Ten długi proces miał swoich inicjatorów i swoich świadków. Po liberalno-konserwatywnym okresie pracy organicznej, w którym prym wiodły środowiska o charakterze kadrowym, oparte bądź o mieszczaństwo lub o ziemiaństwo, od początku wieku dwudziestego ton wydarzeniom nadawały już w coraz większym stopniu ruchy masowe skupione pod sztandarami nacjonalizmu bądź socjalizmu. Ta dynamika niezależnie od okresu nie pozostawała bez odpowiedzi ze strony formacji intelektualne zakorzenionych w konserwatyzmie. Wobec stopniowo narastającej akceleracji sprawy narodowej, z czasem sprzęgniętej z „buntem mas”, pojawiają się tendencje odległe od formalnej zachowawczości. W przeciwieństwie do defensywnej postawy tzw. grona krakowskiego, rozpaczliwej rezygnacji Henryka Rzewuskiego czy późniejszego programu prorosyjskiego Aleksandra Bocheńskiego bądź Stefana Kisielewskiego z drugiej połowy lat 40., w okresie pomiędzy powstaniem roku 1863 a kampanią wrześniową konserwatyści odczytywali kierunek zmian, intuicyjnie lub świadomie odżegnywali się od wszelkich form reakcjonizmu, łagodzili, a czasem i nawet odrzucali normatywny charakter kluczowej kategorii filozofii zachowawczej, tj. tradycji. Ostatecznie wobec „buntu mas” sami podjęli w ramach własnej szkoły bunt – „bunt młodych”.
Nic dziwnego, że ofensywa konserwatywna w swym najbardziej żywotnym wyrazie uosabiana była przez młode pokolenia. To co na pierwszy rzut oka łączy krakowskich stańczyków i publicystów „Buntu Młodych”, to wiek i pokoleniowy charakter obu inicjatyw. Wszyscy redaktorzy „Teki Stańczyka” przyszli na świat pomiędzy rokiem 1835 a 1837, z chwilą zakończenia powstania byli w okolicach trzydziestki. „Buntownicy” Giedroycia to w dużej mierze roczniki pomiędzy 1904 a 1911 r., w latach 30. dochodzili do trzydziestki.
To co ich różnicuje, to nie tylko odmienność sytuacji politycznej, ale i rodzaj doświadczenia. Koźmian, Szujski, Wodzicki i Tarnowski weszli do polityki z doświadczeniem aktywnego uczestnictwa w powstaniu styczniowym[1]; krąg „Buntu Młodych” wojnę (i klęskę) miał dopiero przed sobą. To niosło dalsze konsekwencje. Droga do działalności politycznej na wielką skalę została gwałtownie przerwana 1 września 1939 r., koncepcje formułowane na łamach pism Giedroycia pozostały tylko programem i nie zdołały ani przenikać ani formować rzeczywistości (co natomiast udało się stańczykom). Szeroko rozumiani stańczycy trwali w różnych konstelacjach i różnej kondycji tak długo, póki w Krakowie wydawano „Czas”[2]. Przez dziesięciolecia nie tylko zbudowali autonomię w Galicji, ale – co nas będzie najbardziej tu interesować – stworzyli nowoczesną i ewoluującą wizję politycznego konserwatyzmu, alternatywnego wobec radykalizmu socjalnego i narodowego. W przecieraniu niezależnej programowej i również politycznej drogi pomiędzy lewicą a nacjonalistyczną prawicą posiadali najdłuższe i najpoważniejsze doświadczenie. Każda kolejna formacja konserwatywna chcąca utrzymać ten polityczny azymut, z konieczności musiała stawać się, w mniejszym lub większym stopniu, powiernikami stańczykowskiego spadku.
Natomiast niezwykle szerokie i różnorodne środowisko „Buntu Młodych” (na łamach pisma ukazywał się artykuły np. zarówno Józefa Marii Bocheńskiego, jak i Jana Stachniuka), przetrwało jedynie w nieskoordynowanych działaniach poszczególnych jednostek, które jednak niezależnie od rodzaju aktywności w większym bądź mniejszym stopniu, nosiły pierwotne konserwatywne piętno. Powstało wiele dzieł ważnych, choćby „Kultura” Giedroycia , Koło Poselskie „Znak” (w którym zasiadało dwóch współpracowników „Buntu”: Stefan Kisielewski i Stanisław Stomma), jednak nie uformowała się na tyle silna i na tyle spójna szkoła politycznego myślenia, która mogłaby lec u podstaw odnowienia się konserwatyzmu nie tyle jako siły politycznej, co pewnej nowoczesnej propozycji intelektualnej alternatywnej wobec zakorzenionych w masowości propozycji partyjnych.
Anatomia Buntu i polityczny azymut kryptonacjonalistów
Intelektualne pokrewieństwo pomiędzy Stańczykami a „Buntem Młodych” (i „Polityką”) nie tylko sprowadza się do pewnych naszkicowanych powyżej podobieństw pozycyjnych. Te związki sięgają o wiele głębiej. Zanim analizowane będzie dziedzictwo w sensie pozytywnym, należy wskazać na wymiar negatywny, który de facto sprowadza się do pytania: przeciwko komu podnieśli sprzeciw młodzi publicyści „Bunt Młodych”?
Już w 1932 r., kiedy pismo pozostawało w związku z organizacją „Myśl Mocarstwowa” i kiedy jeszcze hasłem przewodnim było: Kto nie idzie z nami, ten przeciwko nam, Ksawery Pruszyński otwarcie pisał: „Będziemy rewolucją wobec tego wszystkiego, co miało wartość ideową przed 1914 rokiem i zdeprecjonowało się samo, jak zdeprecjonowały się korony austro-węgierskie i ruble Mikołaja II. Do tej wielkiej dyskusji, która po raz pierwszy w tej prasowej formie się wywiąże, skrzykniemy po całej Rzeczpospolitej, jak długa i szeroka, zastępy tych wszystkich, którzy z nami widzą olbrzymi zator naszych zaniedbań i niedorobków w ciągu 14 lat niepodległości, Ten zator trzeba wysadzić dynamitem młodej myśli”[3]. To mało konserwatywne oświadczenie Pruszyńskiego wyrażało cały, wielokrotnie powtarzany sens tzw. buntu młodych.
Wedle zamiarów autorów, bunt miał mieć charakter nie tyle określonej formacji politycznej, ale w dużej mierze pokoleniowy. Ten poziomy, a nie pionowy kierunek niósł ze sobą określone konsekwencje. Po pierwszym etapie walki i rywalizacji z młodzieżą narodową, widać ewidentny kierunek pisma zmierzający ku porozumieniu z narodowcami (do 1936)[4]. Temu służyło np. przyjmowanie autoidentyfikacji nacjonalistycznej, czasem dodawano, że chodzi o nacjonalizm państwowy. Na łamach „Buntu Młodych” wskazywano, iż pomiędzy mocarstwowcami (potem inteligencją skupioną wokół pisma) a młodzieżą narodową istnieją tylko dwa punkty napięcia: orientacja geopolityczna oraz stosunek do mniejszości[5]. Reszta jest wynikiem podziałów politycznych i historycznych pomiędzy liderami partyjnymi, rezultatem polityki i doświadczenia „starych”. Stąd mocarstwowcy z dużym zainteresowaniem śledzili wszelkie akcje rozłamowe o podłożu pokoleniowym w obozie narodowym, chętnie podkreślali wszelkie ewolucje programowe narodowców mogące dać zalążki wspólnego frontu prawicy. Jednak to kibicowanie politycznemu „ojcobójstwu” młodych endeków spod znaku Związku Młodych Narodowców czy Obozu Narodowo-Radykalnego miało sens o ile było poprzedzone tym samym czynem wobec swoich korzeni politycznych i ideowych.
Łatka młodych konserwatystów przylgnęła do środowiska od samego początku. Mieczysław Niedziałkowski na łamach „Robotnika” w 1933 r. dość sympatycznie, jak na socjalistę pisał: „Na czoło czasopism wydawanych przez młodsze pokolenia obozu sanacyjnego wybija się bez kwestii Bunt Młodych – niezależny organ młodej inteligencji, reprezentujący poniekąd kierunek konserwatywny pod względem ideologicznym, ale obcy psychicznie całej polityce urzędowej konserwatyzmu…”[6]. Z tą kwalifikacją jeszcze bezskutecznie walczył Giedroyć w Autobiografii na cztery ręce[7]. W „Buncie Młodych” i „Polityce” ukazały się dwa teksty, które manifestacyjnie miały odciąć środowisko od desygnatu konserwatywnego. Już w 1932 r. Ksawery Pruszyński podjął to zagadnienie próbując przedstawić stosunek „Buntu” do konserwatyzmu na trzech płaszczyznach: „jako idei, konserwatyzmu polskiego jako przeszłości, konserwatyzmu jako dziś pracującego w Polsce kierunku”[8]. Autor pojmował konserwatyzm niezwykle wąsko, jako „szkołę stańczyków krakowskich i epizod Wielopolskiego”, ignorował całkowicie materialny zespół konserwatywnych idei, sprowadzając całość zagadnienia do stosunku zachowawców do niepodległości. Sformułował radykalną tezę: „szkoła polityczna bazowana na warunkach, które przestały istnieć, straciła sens życiowy. Pozostali ludzie. Tak – ale ci ludzie nie stworzyli nowej koncepcji polskiego konserwatyzmu”[9]. To co pozostało z konserwatyzmu po 1918 r. to jedynie ludzie i pewien „konserwatywny odruch”[10] z programem politycznym nie mający nic wspólnego; zachowawcy wyłaniali z siebie polityków (opierając się na wyrobieniu politycznym, którego brakuje w kraju), ale szkoła ta „nie wydała teoretyka”[11]. Brzemię nowego programu miało wziąć na siebie młode pokolenie, które chciało utrzymać via media pomiędzy młodą skrają prawicą, a komunizującą lewicą[12]: „Myśl Mocarstwowa – organizacja, w której łonie trwa dyskusja na temat ustroju społecznego i gdzie krytyka kapitalizmu nie przeszła jednak po linii wzorów z ZSRR, stojąca na gruncie etyki katolickiej jako wskaźnika społecznego”[13].
Jednak mimo swojego deklaratywnego nie tyle anty, co akonserwatyzmu (zachowany zostaje szacunek dla osiągnięć doby zaborów) tekst w dużej mierze wpisuje się w schematy wypracowane przez stańczyków. Po pierwsze, widać podobną chęć utrzymania kursu umiarkowanego pomiędzy radykalizmami. Dwa pokolenia stańczyków zmagały się na lewo od siebie z siłami tzw. postępu (liberałowie, demokraci, socjaliści) i częścią środowisk prawicy spod znaku „reakcji” (tzw. podolacy, ultramontanie) jak i nacjonalizmu. Ten formalny azymut w pewnym zakresie będzie determinował program materialny. Po drugie, powyżej opisane oświadczenie Pruszyńskiego, nie jest niczym innym jak wyciągnięciem konsekwencji z nauk samych krakowskich zachowawców. Stanisław Koźmian wyraźnie stwierdził, że polityka narodu bez państwa i polityka państwowa mają się do siebie jak pies do lwa[14]. Tezę artykułu Pruszyńskiego można bez wątpienia sparafrazować słowami Koźmiana. Sami Stańczycy zakładali, co nie oznacza, że realizowali, konieczność przewartościowania swojej polityki. Po trzecie, na zakończenie tekstu Pruszyński, zaraz po słowach o przekreśleniu konserwatyzmu, podsumował główne punkty programu mocarstwowców: „katolicyzm zawierający się w programie nie tylko kwestii religijnej, ale i kwestii społecznych (…), oparcie się na zasadach własności prywatnej, nastawienie antyrosyjskie w polityce zagranicznej, dążenie do pojednania się z «mniejszościami narodowymi słowiańskimi» przede wszystkim. A nurtująca świadomość, że obecna polityka żydowska w Polsce, a raczej jej brak, jest dla samego państwa rzeczą ogromnie szkodliwą (….) wreszcie przyjęcie się wielkomocarstwowymi tradycjami Polski jako państwa unii Jagiellońskiej”[15]. Sam Pruszyński twierdził, że z tych względów mocarstwowcy będą budzić przychylność liderów konserwatywnych, ale prawdę mówiąc, nie chodziło tylko o przychylność. Pruszyński de facto streścił ogólnikowo dawnych program Stańczyków, jedynie inaczej rozmieszczając akcenty.
Gwałtowniej na próby identyfikacji z konserwatyzmem zareagowano z końcem 1937 r. W artykule redakcyjnym pt. Zachowawcy i my mocniej odcięto się od polityki obozu konserwatywnego[16]. Podsumowując zjazd zachowawców sarkastycznie stwierdzono: „Najbardziej charakterystycznym dla nas faktem na zebraniu zachowawców w Warszawie było oklaskiwanie mówców wygłaszających najbardziej sprzeczne nawet zdania. Oto do czego doprowadził oportunizm i brak wyraźnego programu, a nawet wyraźnej ideologii”[17]. W postawie zachowawców najbardziej mierziło młodych niezdecydowanie, stąd przypomnieli swoje założenie programowe, które przez kilkuletnią działalności nabrały konkretności[18]. O ile dystans pomiędzy organizacjami konserwatywnymi a grupą Giedroycia wyraźnie się zarysował, nie oznaczało to odcięcia się od własnego zakorzenienia ideologicznego.
Młodzi neokonserwatyści w imię hasła pokoleniowej rewolucji niechętnie wskazywali swoich intelektualnych przodków, nie zajmowano się na łamach pisma głębiej własną genealogią. Szczególnie, że każdy z autorów posiadał nieco inne zakorzenienie. O ile dla np. Adolfa Bocheńskiego i Ksawerego Pruszyńskiego formacja konserwatywna miała kluczowe znaczenie, o tyle np. dla samego Giedroycia większe znaczenie miała zdecydowanie twórczość Stanisława Brzozowskiego niż Michała Bobrzyńskiego. Jednak w tej niechęci do wskazywania antenatów znajduje się jeden wyjątek: szkoła krakowska. Jeszcze we wspominam powyżej artykule redakcyjnym padło stwierdzenie o byciu wiernym „doktrynie szkoły krakowskiej”[19]. W najważniejszej pracy wydanej pod patronatem pisma, tj. Między Niemcami a Rosją Adolf Bocheński pisał: „Nie chciałbym zakończyć tego wstępu nie stwierdziwszy, że w wywodach moich usiłowałem nawiązać do wielkiej szkoły politycznej, której dziełom zawdzięczam w dużej mierze mą formację polityczną. Przypuszczam, że czytelnik domyśli się, iż chodzi tu o stańczyków krakowskich. Myśl publicystów tej szkoły, Juliana Klaczki, Stanisława Tarnowskiego, a zwłaszcza Stanisława Koźmiana, zapłodniła niejedną kartę tej broszury”[20].
Kim byli stańczycy?
Zestawienie środowiska „Buntu Młodych” (i „Polityki”) ze stańczykami wymaga podkreślenia, iż krakowscy zachowawcy dalecy byli od dogmatycznej jedności. Zasadnicze podziały szły po linii podziałów pokoleniowych, ale również – co zauważył Michał Jaskólski – miały swój kierunek poziomy. Autor Kaduceusza polskiego wskazywał na dwa równoległe i w pewnym zakresie komplementarne nurty, „w ramach których kształtowała się ideologia tegoż stronnictwa”[21]. Głównymi przedstawicielami – pisał Jaskólski – „pierwszego z nich i chronologicznie starszego są Kalinka, Szujski, Tarnowski i Jaworski. Drugiego zaś: częściowo Koźmian, a w pełni Bobrzyński oraz S. Estreicher”[22]. Główne linie napięcia nie dotyczyły rzeczy błahych. Po pierwsze różniło ich pojmowanie historii; twórcy szkoły krakowskiej operowali częstokroć, paradoksalnie zakorzenionym w romantyzmie, umoralniającym i prowidencjalistycznym postrzeganiem historii. Z kolei druga grupa szczególnie Bobrzyński i Estreicher odchodziła od powyższych pozycji w kierunku perspektywy pozytywistycznej i kategorii nie tyle moralnych, co czynników siły. Symbolem tej dychotomii stała się polemika wokół książki Bobrzyńskiego Dzieje Polski w zarysie, pracy która „spotkała się z najostrzejszym chyba przyjęciem wśród własnego obozu politycznego”[23]. Polemika skierowana przeciwko Bobrzyńskiemu ze strony przede wszystkim Szujskiego i Kalinki w dużej mierze ogniskowała się właśnie na odmiennym postrzeganiu historii przez autora, który miał skłonności podążania za naukami społecznymi i politycznymi niż wskazaniami etyki chrześcijańskiej[24]. Apoteoza silnego rządu ocenianego przede wszystkim przez kryterium zdolności tworzenia siły politycznej nie spotkała się z uznaniem ze strony stańczyków zakorzenionych w dużej mierze w propozycjach formułowanych w środowisku tzw. grona krakowskiego (Paweł Popiel, Aleksander Wielopolski i Antoni Helcel), którzy raczej poszukiwali instytucjonalnych, a przede wszystkim etycznych ograniczeń dla działań państw zaborczych. Kalinka otwarcie zarzucał Bobrzyńskiemu zbytnie zbliżanie się do szkoły niemieckiej, w której jedynym kryterium oceny państwa jest jego potęga[25].
To napięcie w ramach obozu istniało jeszcze w XX wieku i reprezentowane było przez nawiązującego do tradycji romantycznej Władysława Leopolda Jaworskiego (symbolicznym wyrazem tej postawy jest słynny zapis z projektu konstytucji o moralności Chrystusowej) pozytywizującego Stanisława Estreichera. Słusznie Jaskólski podkreślił uzupełnianie się powyższych nurtów. Zgodnie z konserwatywną perspektywą teoretyczne napięcia nie musiały automatycznie się przekładać na spory w zakresie programu czy politycznej praktyki, a wręcz przeciwnie, mimo tych różnic dotyczących pojęć rudymentarnych, stańczycy zdołali wypracować spójny program polityczny, u podstaw którego leżała diagnoza zasadniczego defektu narodowego, tj. brak dojrzałego instynktu państwowego. Jeśli szukać klamry spajającej pokolenia krakowskich zachowawców skupionych wokół „Przeglądu Polskiego” i „Czasu” to tę rolę będzie pełniło węzłowe zagadnienie relacji narodu i państwa. Esencją krytyki krakowskiej szkoły historycznej, wyrażaną radykalnie w Dziejach Polski w zarysie, było wskazanie na przyczyny wewnętrzne upadku I Rzeczpospolitej, a przede wszystkim na szlachecką anarchię. Esencją trójlojalizmu było przekonanie, że czas niewoli można spożytkować na narodową naukę instynktu państwowego. Czas niepodległości z perspektywy krakowskich zachowawców, takich jak Jaworski, Estreicher czy Kumaniecki[26], to wyzwanie do rzeczywistej pracy państwowej i odpowiedzialności. Mimo, że obierano różnych adwersarzy polemicznych czy to konspirację, emigrację czy to partyjniactwo, to zawsze głównym przedmiotem zainteresowania była cywilna kondycja narodu.
W poczuciu realizmu (rozumianego jako pesymizm) sprawy polskiej i poziomu społeczeństwa budowano i czasem realizowano szczegółowy program budowy autonomii jako namiastki państwa, geopolitycznej orientacji opartej o państwa centralne i aktywnej polityki społecznej mającej na celu właściwe ukierunkowanie oddolnej aktywności społecznej (kwestia chłopska i ruska). W dobie II Rzeczpospolitej stawali się orędownikiem praworządności zagrożonej ze strony rządów woli – czy to woli większości czy też jednostki.
„Bunt Młodych” – stańczycy tyle że młodsi
Jak powyżej wspomniano pokolenia krakowskich zachowawców wypracowały program, który stawał się z konieczności inspirujący dla nieendeckiej prawicy. Wyciągając konsekwencje ze stwierdzenia Koźmiana, młodzi konserwatyści bez oporów rozpoczęli formułowanie polityki lwa – polityki mocarstwowej (porzucając politykę psa), deklarując jednocześnie wierność „doktrynie szkoły krakowskiej, doktrynie przejętej, a nie wynalezionej przez piłsudczyków, że słabość ustrojowa Polskę zgubiła”[27]. Na tę relację pomiędzy obozem sanacyjnym, tradycją konserwatywną i „Buntem Młodych” zwrócił uwagę Marcin Król, twierdząc, że wszystkim trzem grupom wspólne było przeświadczenie, iż „los Polski przede wszystkim zależy od zewnętrznych walorów, w najmniejszej zaś mierze od danych zewnętrznych”[28].
Budowanie wewnętrznej i państwowej podmiotowości było głównym wyznacznikiem działań konserwatywnych mocarstwowców. Podążając szlakiem szkoły krakowskiej musieli oni dokonać rewizji polegającej w głównej mierze na innym rozłożeniu akcentów. Fundamentalnym obszarem zainteresowania stały się relacje międzynarodowe, to one stanowiły punkt politycznej ciężkości z perspektywy której oceniane są wszelkie inne dziedziny życia narodowego. Z obiektywnej racji braku własnego państwa perspektywa geopolityczna stańczyków była zredukowana. Ich rozważania odnośnie spraw międzynarodowych szły przede wszystkim w dwóch kierunkach: analiz historycznych oraz poszukiwania normatywnych ram, poza prawem siły, działań międzynarodowych. Polityka zagraniczna bez własnego państwa jest wyłącznie słowem, a granicę pomiędzy słowem a realnym działaniem stańczycy pojmowali znakomicie[29].
Adolf Bocheński tworząc program polityki zagranicznej całego środowiska nie poruszał się jednak w próżni. Jego zakorzenienie w myśleniu stańczykowskim jest wyraźne, jednak należy zaznaczyć, że znacznie więcej go łączy z nurtem reprezentowanym przez Bobrzyńskiego niż z Szujskim i Kalinką. Już w młodości, pisząc wraz z bratem Aleksandrem krytykę pracy Antoniego Chołoniewskiego w broszurze Tendencje samobójcze narodu polskiego wykazuje niemal intelektualne synostwo wobec Bobrzyńskiego[30]. Tendencje samobójcze…. nie operują kategoriami moralnymi, ujęciem prowidencjalistycznym czy kategorią harmonii. Przeciwnie, narażając się na powtórzenie zarzutu Kalinki zbliżania się do szkoły niemieckiej, Bocheńscy epatują kategorią racji stanu (nie odnoszonych do żadnego zewnętrznego momentu normatywnego), która rywalizuje z racjami innych państw. Pisali otwarcie, „iż naród, który nie bierze udziału w walce o byt, upaść musi”[31]. Pod zagadkowymi „tendencjami samobójczymi” skrywał się zwyczajny pacyfizm – kojarzony raczej nie tyle z ideologią co z biernością, tak mocno wytykaną przez Bobrzyńskiego w jego analizie historycznej.
W późniejszej publicystyce Bocheński konsekwentnie trzymał się szkoły autora Dziejów Polski w zarysie oddzielając, jak i sam Bobrzyński, swój osobisty katolicyzm od makiawelowskiej doktryny racji stanu[32]. Bocheński odrzucał, jak Bobrzyński i Estreicher, ważną dla pierwszego pokolenia stańczyków kategorię harmonii na rzecz nowożytnej wartości równowagi i odnosił ją, jak wspomniani autorzy, zarówno do relacji zagranicznych, jak i spraw ustrojowych[33]. Jednak wychodząc z tego ogólnego założenia Bocheński i większości środowiska budowali konkretne założenia polityczne, które w dużej mierze są kontynuacją i rozwinięciem dawnych ujęć.
Przede wszystkim, zgodnie perspektywą krakowskiej szkoły historycznej utrzymano wschodnią orientację w polityce zagranicznej. Wynik rywalizacji z Rosją miał kluczowe znaczenie dla pozycji Rzeczpospolitej w europejskim układzie geopolitycznym. O ile usadowienie się Rosji za panowania Piotra I nad Bałtykiem i Morzem Czarnym było początkiem imperium Romanowów, a końcem Rzeczpospolitej, to mocarstwowcy kładli daleko idący nacisk właśnie na ograniczenie i ostateczne odepchnięcie Rosji od tych dwóch strategicznych punktów. Wbrew nowożytnym nurtom słowianofilskim czy narodowym spod znaku Dmowskiego, stańczycy i mocarstwowcy konsekwentnie wskazywali Kresy jako obszar strategiczny. Rosja niosła ze sobą zagrożenie nie tylko na płaszczyźnie politycznej, ale i ideologicznej. U zachowawców krakowskich Rosja była uosobieniem ducha wschodniego obcego cywilizacji Zachodu. Paradoksalnie ten aspekt winien być jeszcze wzmocniony na łamach „Buntu Młodych” i „Polityki”, których autorzy spoglądali już na Rosję bolszewicką, jednak widzimy proces odwrotny: Rosja była traktowana przede wszystkim jako ośrodek siły posługujący się ideologią w sposób instrumentalny. Krytyka komunizmu jako ideologii, być może z racji oczywistej i jednoznacznej postawy autorów, nie zajmowała zbyt dużo miejsca w obu pismach[34].
Z tego założenia wynikały następujące konsekwencje. Po pierwsze stańczycy stopniowo dostrzegali strategiczne znaczenie kwestii ruskiej potem ukraińskiej dla pozycji Rosji, mocarstwowcy już w innych warunkach rozwinęli ten element w postulacie budowy niepodległego państwa ukraińskiego, a przede wszystkim prowadzenia polityki porozumienia z ludnością ukraińską upatrując w niej przyszłego sojusznika antyrosyjskiego. Po drugie, oba środowiska polityczne, mimo wielkiej sympatii i przywiązania dla kultury romańskiej, z racji pozycji Rosji jak i tradycji insurekcyjnej, sceptycznie podchodziły do politycznej roli Francji w polityce Polskiej. Z obu perspektyw, szczególnie dla Bocheńskiego, był to element ważny, ale który w żadnym wypadku nie mógł pełnić roli punktu oparcia dla polskiej dyplomacji, czy też dla sprawy polskiej. Po trzecie, w związku z powyższymi uwagami, sojusznika czy protektora antyrosyjskiego poszukiwano w państwach centralnych. Stańczycy podkreślając ponadto bliskość kulturową z Niemcami austriackimi (wiązaną z katolicyzmem) wskazywali na oparcie się na Habsburgach; praktycznie tę ideę najpełniej realizowano przez Naczelny Komitet Narodowy pod kierownictwem Władysława Leopolda Jaworskiego w czasie I wojny światowej. Natomiast Bocheński i jego środowisko wychodząc z analogicznych przesłanek formułowali po 1934 r. (do wiosny 1939 r.) koncepcję sojuszu z III Rzeszą o wybitnie antyrosyjskim charakterze. Nie przypadkiem we wstępie głównego geopolitycznego tekstu Adolfa Bocheńskiego Między Niemcami a Rosją znajduje się (przywołane powyżej) konkretne wskazanie na „ojców chrzestnych” traktatu czyli wielkiej szkoły politycznej krakowskich zachowawców[35].
Nie przypadkiem wszystkie te punkty, w zależności od okoliczności historycznych i z różnym natężeniem były związane z aktywną polityką Józefa Piłsudskiego. Symbolicznie wskażmy: czyn legionowy, wojna 1920 r. i pakt ze stycznia 1934 r. – wszystkie te działania pokrywały się w dużej mierze z programami politycznym późnego pokolenia stańczyków i mocarstwowców, ci ostatni w traktacie z III Rzeszą otwarcie upatrywali dokończenia programu z 1919 i 1920 roku przekreślonego przez traktat ryski.
Kolejnym aspektem, pod kątem którego należy rozpatrzyć zagadnienie intelektualnego powinowactwa obu grup, jest kwestia polityki wewnętrznej. Marcin Król spostrzegł, iż w II Rzeczpospolitej konserwatyści skupieni wokół „Czasu” i Stronnictwa Prawicy Narodowej porzucili krytykę historyczną na rzecz rozważań ustrojowych[36]. Autorzy „Buntu Młodych” i „Polityki” nie byli bezpośrednio związani z gwałtownością polemik konserwatywnych wokół zamachu majowego, których symbolem był tytuł tekstu Estreichera – Rokosz[37]. Jednak byli już aktywnym uczestnikami dyskusji ustrojowej związanej z pracami nad konstytucją oraz wydarzeniami politycznymi, które znacznie nadwyrężały zachowawczą wrażliwość, jak np. proces brzeski czy obóz w Berezie Kartuskiej.
W aspekcie ustrojowym mocarstwowcy w swoim dojrzałym okresie nie wychodzili zanadto poza ramy wyznaczone przez ówczesne postulaty środowiska zachowawczego. Szczególnie było to widoczne w typowo konserwatywnej tendencji, aby hasło wzmocnienia władzy wykonawczej kojarzyć z jednoczesnym ugruntowaniem podmiotowości samorządów i gwarancji praw jednostek[38]. Paradoksalnie „buntujący się” niezależni inteligenci, nawet w tym aspekcie lokowali się na skrzydle umiarkowanym. Mimo pewnych sympatii monarchistycznych (głównie Adolf Bocheński) z pewnymi modyfikacjami trzymano się, jak Bobrzyński a przede wszystkim Estreicher, tradycji parlamentaryzmu zakorzenionego w teorii Monteskiusza. Dalecy od związanych po trosze z romantyzmem, po trosze z normatywizmem monistycznych koncepcji Władysława Leopolda Jaworskiego jak i zbliżonej do niej wizji Walerego Sławka, podejmowali kluczową dla pozytywizujących Stańczyków kategorię równowagi[39]. W jednym z najważniejszych programowych tekstów Adolfa Bocheńskiego Monteskiusz i płk Sławek autor pisał, iż klasyczna teoria trójpodziału nie jest obecnie możliwa do zastosowania. Czysta separacja jest obecne przestarzała, jednak Bocheński wcale nie kwapił się w przyklaskiwaniu unifikacyjnej teorii Sławka. W duchu Estreichera upatrującego istoty systemu politycznego w możliwościach akomodacji i kanalizacji oddolnych prądów społecznych, Bocheński wskazywał, iż ustrój polityczny to współgranie elementów stałych i zmiennych; zbytnie usztywnienie systemu generuje sytuację rewolucyjną, zbytnie uelastycznienie powoduje ograniczenie skuteczności[40].
Środowisko skupione wokół Giedroycia sformułowało dwa naczelne postulaty ustrojowe. Oba idące w kierunku wyważenia ustroju sanacyjnego. Po pierwsze, wskazywano, że spod wpływu parlamentu powinien być wyjęty nie cały obszar władzy wykonawczej (co zazwyczaj sugerowali zwolennicy ustroju prezydenckiego), a jedynie sprawy zagraniczne i sprawy obronności[41]. Widoczna jest tutaj zapowiedź koncepcji tzw. resortów prezydenckich realizowanych w czasach prezydentury Lecha Wałęsy. Po drugie, wskazywano, iż warunkiem wzmocnienia pozycji egzekutywy winno być zachowanie podmiotowości parlamentu oraz wzmocnienie elementów kontroli praworządności. Należy pamiętać, iż dla konserwatywnych koncepcji formułowanych w latach 30. głównym punktem krytyki nie było już parlamentarne partyjniactwo, ale w coraz większym stopniu biurokratyczny autorytaryzm[42]. Zapowiedzią tego podejścia był tekst Stanisława Estreichera z 1932 r. Czy Polską należy rządzić batem?[43]. Główną praktyczną konstatacją tekstu było podkreślenie konieczności istnienia legalnych ram dla działania opozycji; ograniczenie bądź zlikwidowanie pewnej naturalnej i spontanicznej tendencji społecznej prowadzi do tworzenia form konspiracyjnych (ze swej istoty degenerujących) i przenoszenia płaszczyzny sporu z pola politycznego na obszar walki zbrojnej[44]. Tam gdzie Estreicher kończył swój skierowany do władz wywód, mocarstwowcy dopowiadali, dodając jednak innego adresata. Legalność form opozycyjnych i nawet możliwy ich wpływ na politykę państwa jest pożądany, ale winien odbywać się pod pewnymi warunkami – tj. uznania przywództwa politycznego obozu Piłsudskiego w zakresie polityki zagranicznej i polityki obronnej. W oparciu o tezy Estreichera zbudowano w dwudziestym wieku teorię opozycji koncesjonowanej. Znaczenie tej teorii przed 1939 r. było nikłe, natomiast nie przypadkiem odnowili ją w latach 50. ludzie związani z mocarstwowcami w warunkach PRL pod postacią Koła Poselskiego „Znak”.
Dla istnienia autentycznej i zdrowej opozycji konieczny jest sprawny system wyborczy oddający główne preferencje polityczne społeczeństwa. Autorzy Polskiej idei imperialnej, manifestu środowiska, akceptowali system przewidywany zapisami konstytucji kwietniowej, ale jednocześnie, wpisując się w konserwatywną narrację tego czasu, krytykowali ordynację wyborczą, która wypaczała ich zdaniem ducha konstytucji. Stąd w przywołanym tekście większość postulatów ustrojowych odnosiła się właśnie do obszaru ordynacji wyborczej[45] jako punktu strategicznego równowagi ustrojowej, równowagi pomiędzy czynnikiem władzy i czynnikiem wolności.
Te jednak w gruncie rzeczy techniczne zagadnienia ustroju zakorzenione były w refleksji nad kategorią ogólną tj. praworządnością – wskazywaną przez Marcina Króla jako fundament dla stanowiska autorów „Buntu Młodych” i „Polityki”[46]. Na stawiane przez Estreichera pytanie: Czy Polską należy rządzić batem? Odpowiadali zdecydowanie: nie. Jeden z filarów grupy Kazimierz Studentowicz pisał o konieczności zachowania ram prawa dla politycznego działania, wskazując na praworządność jako punkt równowagi pomiędzy ustrojem demokratycznym a autorytarnym[47]. Notabene należy zauważyć, że na tle stosunku do obozu internowania w Berezie Kartuskiej doszło do krótkotrwałego odejścia z „Buntu Młodych” braci Bocheńskich i Pruszyńskich oraz powołania przez nich samodzielnego pisma „Problemy”. Na stronach tego, często podlegającego konfiskacie pisma, Bocheński opublikował dwa ważne teksty, tj. Przyszłość nowej konstytucji i Celowość Berezy Kartuskiej[48]. W pierwszym z wymienionych artykułów autor wskazywał trzy warunki praworządności: zaufanie do strony przeciwnej, ustawa czy konstytucja nie faworyzuje jednej strony, ideologicznie konstytucja specjalnie nikogo nie drażni; jednym słowem jest elementem spajającym niż dzielącym. To winny być ramy dla legalnego zmagania się sił politycznych, aby ustrzec się przed rewolucją bądź totalizmem. W drugim tekście pisze o obozie tylko z politycznego punktu widzenia, stwierdzając, że aspekt prawny i moralny jest jasny, natomiast podkreśla również, że nie osiąga on celów politycznych tj. ani nie ogranicza antysemityzmu, ani tym bardziej nie pacyfikuje zagrożenia ukraińskiego[49].
Oprócz konieczności wzmocnienia autentycznej podmiotowości władz ustawodawczych poprzez wprowadzenie wolnych od nacisków biurokracji procedur elekcyjnych, pojawiły się również postulaty wzmocnienia elementów kontroli np. poprzez zwiększenie niezależności sędziowskiej, ograniczenie przepisami arbitralności decyzji urzędniczej, pełnej niezależności Naczelnej Izby Kontroli oraz, co ważne, powołania właściwego organu służącego do badania konstytucyjności ustaw[50]. Postulat powołania niezależnego sądu konstytucyjnego korespondował nie tylko z takimi stańczykami jak Estreicher czy Jaworski, ale z głosem większości środowiska konserwatywnego tamtego czasu[51].
Katolicyzm i polityka
Publicyści „Buntu młodych” i „Polityki” otwarcie deklarowali przywiązanie do religii katolickiej jak i światopoglądu odpowiadającego w dużej mierze za jego zachodnią formację. W Polskiej idei imperialnej pisali: „Nauka katolicka i tym samym katolicki ruch narodowy stawia bezkompromisowo rozwój osobowości ludzkiej na czele wszystkich celów ludzkich. Nauka katolicka określa równocześnie najwyższe prawo jednostki do rozwoju swej osobowości w sposób harmonizujący to prawo z celami wszelkiego rodzaju zbiorowości ludzkich, obojętne czy to będzie rodzina, naród, państwo, czy też w końcu ludzkość cała. Katolicki światopogląd rozwiązuje wszelkie sprzeczności, uznając w człowieku istotę nieśmiertelną, stworzoną na obraz i podobieństwo Boga, której celem jest stałe dążenie do doskonałości. Budzi on w człowieku sumienie i zmusza do unikania wszystkiego, co by to sumienie gwałciło. Tępi wyrachowany egoizm będący płodem ograniczonego rozumu ludzkiego; hartuje wolę w walce z własnymi ułomnościami; tworzy jednym słowem najdoskonalszy z punktu widzenia społecznego typ człowieka; człowieka, który sprawując jakąkolwiek władzę posiada wewnętrzne hamulce przeciwko jej nadużywaniu; podlegając zaś władzy nie ścierpi obojętnie jej nadużyć. […] Katolicki światopogląd wyłącza sprzeczność celów jednostki i społeczeństwa, ponieważ nakazuje w każdej kolizji stawiać wyżej cele społeczne, poczynając od rodziny a na ludzkości skończywszy. Podobnie jak stawia on rozwój osobowości ludzkiej jako cel najwyższy, tak samo uznaje prawo każdego narodu do własnego życia państwowego, względnie nakazuje narodowi w państwie panującemu szanować obce mu mniejszości. Katolicki światopogląd sprzeczny jest tym samym nie tylko z wszelkim egoizmem prywatnym, ale i z egoizmem narodowym i przyznając narodowi prawo do własnego państwa, nie uznaje rozszerzania własnej państwowości kosztem obcych narodów; przeciwnie pojmuje własną państwowość jako narzędzie narodowe w podnoszeniu nie tylko bytu własnego, ale i bytu całej ludzkości”[52]. To otwarcie katolickie kredo zdecydowanie znalazłoby jednomyślną przychylność obozu konserwatywnego. Jednak na stosunek młodych publicystów do religii katolickiej, a przede wszystkim jej roli w życiu społecznym i politycznym, należy spojrzeć przez pryzmat poprzedniego doświadczenia stańczyków i ich rozumienia tego zagadnienia.
Stańczycy bezsprzecznie doceniali etyczną i kulturową siłę religii katolickiej jako fundamentu cywilizacji i narodu. Jednak byli dalecy od reprezentowania opcji ultramontańskiej, sceptyczni wobec uznania politycznego autorytetu Kościoła otrzymywali zarzuty ze strony m.in. księdza Zygmunta Goliana o zbliżanie się do modernizmu. Wedle Bogdana Szlachty: „umiarkowanie konserwatystów galicyjskich, zdaniem Goliana, nakazywałoby bowiem traktować religię wyłącznie jako narzędzie realizacji celów politycznych i narodowych. Stańczycy nie byli nade wszystko katolikami, byli w pierwszym rzędzie Polakami i ta kolejność lojalności określała stanowisko wobec rzeczywistości społecznej i wobec Kościoła”[53].
Najbardziej sceptyczną postawę prezentował Bobrzyński, który nota bene zrezygnował z urzędu Namiestnika Galicji na skutek krytyki projektu ordynacji wyborczej ze strony episkopatu. Pomijając kwestię Kościoła na kartach Dziejów Polski w zarysie (co spotkało się z ostra krytyką m.in. Kalinki[54]), warto przytoczyć w tym miejscu uwagi z późniejszego tekstu tj. Dialogu o zasadach i kompromisach z 1916 r. w którym m.in. przeciwstawia się tworzeniu stronnictwa o profilu katolickim. Bobrzyński wskazywał po pierwsze, że czymś nierozsądnym jest powoływanie stronnictwa katolickiego w kraju, gdzie Kościół ma pełnię praw; po drugie – co ważniejsze – że Kościół winien być przede wszystkim czynnikiem jednoczącym, bezpośrednie angażowanie go w dziedzinę sporu, jakim jest polityka, niweczy jego rolę jako autorytetu uniwersalnego. Katolicyzm – zdaniem Bobrzyńskiego nie daje absolutnej rękojmi umiejętności politycznych[55].
Podobną postawę, która można scharakteryzować jako via media pomiędzy liberalizmem a ultramontańską skrajnością, a przede wszystkim uznanie pewnego zakresu autonomii sztuki politycznej względem religii, można odnaleźć na łamach „Buntu Młodych”. Czasami wręcz można odnieść wrażenie, że autorzy, a szczególnie zajmujący się sprawami katolickimi Jan Frankowski, szli o krok dalej nie tyle upominając się o autonomię polityczną względem episkopatu (co czynił Bobrzyński), co podejmując kwestię roli laikatu w Kościele. Józef Maria Bocheński artykuł Program aktywizacji polskiego katolicyzmu rozpoczął od cytatu ostrej wypowiedzi Stanisława Brzozowskiego na temat powierzchowności i ignorancji polskiej religijności[56]. Duch parafiańszczyzny (Frankowski używał określenia „atmosfera zakrystii”) tak radykalnie zdiagnozowany przez Brzozowskiego w Legendzie Młodej Polski, był punktem wyjścia dla młodych konserwatystów. Wyczuwając charakter wieku – jako czasu panowania ideologii, zdawali sobie sprawę, że zagrożenia cywilizacyjne wykraczają poza obszar polityczny i sprzeciw wobec materializmu winen być osadzony w nauczeniu Kościoła[57]. Jednak Kościół nie mógł podjąć zadania mobilizacji mas praktykując dziewiętnastowieczne wzorce. Duch ożywienia winien przeniknąć również instytucje Kościoła. Stawiając za wzór nowoczesności i sprawności organizacji franciszkańskiej w Niepokalanowie[58], krytykowano kościelny konserwatyzm (nie jako ideologię, ale jako zachowawczy odruch), który nie współgrał z dynamiką czasów, a przede wszystkim dynamiką mas. Frankowski postulował przede wszystkim otwarcie się Kościoła na nowoczesne przemiany, co miało się przejawiać w dwóch tendencjach: pracy z inteligencją oraz upodmiotowiem laikatu w Kościele (w ramach Akcji Katolickiej)[59]. Postulat katolicyzmu społecznego i przemodelowania polskiego katolicyzmu był jednym z ważniejszych postulatów formułowanych na łamach pisma. Można niekiedy odnieść wrażenie, że wymiar krytyczny był w tej materii niezwykle silny, a aspekt pozytywny był tylko wskazaniem drogi po przezwyciężeniu własnych słabości. W tym aspekcie mocarstwowcy Giedroycia z pewnością przekraczali wyraźnie pozycje stańczyków, ale tę relację nie tyle można ująć jako zaprzeczenie, ale raczej wyciągniecie konsekwencji z pierwotnych założeń, a przede wszystkim dynamiki czasów.
Podsumowanie
Próbując możliwie zwięźle określić relacje pomiędzy oboma wspomnianymi środowiskami konserwatywnymi można użyć słowa sztafeta. Tak jak w samym szeroko rozumianym obozie krakowskich zachowawców widzimy przechodzenie jednych pokoleń w kolejne, tak na tej ostatniej prostej pojawiło się środowisko, które podjęło na nowo wysiłek kontynuacji. Trzeba jednak zaznaczyć, że tym ostatnim związkom ideowym, nie towarzyszyły już silne relacje osobowe.
W tym oznaczonym na wstępie przedziale czasowym kolejne fale wzniecania ideologii konserwatywnej traciły z czasem własne tempo. Marcin Król trafnie stwierdził: „Jak długo można było żyć z impetu ideowego stańczyków?”[60]. Giedroyć i jego grupa diagnozowali tę utratę mocy przez ideologię konserwatywną. Zaczęto szukać nowej formy, a przede wszystkim nowego języka odpowiadającego nie tylko warunkom polityki państwowej, ale i charakterowi przemian współczesnych im czasów. Tradycję konserwatywną identyfikowano głównie ze szkołą stańczykowską (i epizodem Wielopolskiego), dodawano nowe dynamiczne wątki – choćby wywodzone z dorobku Brzozowskiego. W czasach kiedy o duszę młodzieży rywalizowały potężne ideologiczne bloki, wchłaniające często jednostki wybitne (jak Henryk Dembiński), konserwatywna tromtadracja była z góry skazana na porażkę. Odcinano się werbalnie od ruchu konserwatywnego przy jednoczesnym czerpaniu garściami z dawnej tradycji. Zachowano konserwatywny styl myślenia politycznego, o który upominał się w swojej znakomitej pracy Marcin Król, ale i podejmowano wątki programu materialnego. Definiując je na nowo, dopełniając, rozwijając, ale w dużej mierze pozostając na torach położonych w czasach autonomii galicyjskiej. Czasami był to rezultat bezpośredniej inspiracji, a czasami efekt próby zajmowania podobnej pozycji (jak stańczycy) wobec skrajnych wektorów życia politycznego.
Mocarstwowcy z „Buntu” w jakimś stopniu wyciągnęli ostateczne konsekwencje z dawnych stanowisk, przewartościowując je w detalach, zachowując je w swej istocie. Ten impet buntu młodej inteligencji trwał jeszcze w latach II wojny światowej. Po 1945 r. rzeczywistość polityczna stała się zbyt przytłaczająca dla zachowawców. Najbliższą tradycją po którą sięgnięto to już nie tyle spuścizna krakowska, co „epizod Wielopolskiego” (Ksawery Pruszyński, Aleksander Bocheński), który był bliższy tragiczności i samotności politycznych wyborów; który lepiej obrazował radykalna asymetrię pomiędzy zwycięzcą a zwyciężonym; gdzie nie tylko walczono o autonomię, o warunki życia, ale o życie samo. Paradoksalnie z ofensywnego charakteru przedwojennego konserwatyzmu najwięcej pozostało w powojennej dzielności Giedroycia[61]. Mimo różnych ideologicznych przebarwień Giedroyć kontynuował zasadniczy rys dawnych konserwatystów tj. wyższości polityki i racji stanu (narodu) ponad ideologią; dojrzały realizm w ocenie stosunków międzynarodowych i podejmował na nowo wysiłek wiązany niekoniecznie już z konserwatyzmem, ale z pewną postawą dojrzałej inteligencji, wysiłek uczynienia z Polaków narodu dojrzałego[62].
[1] Marcin Król pisał: „Tarnowski, Wodzicki, Koźmian byli przywódcami powstania styczniowego w Krakowie, Szujski we Lwowie redagował popierający powstanie „Naprzód”. Tarnowski, Wodzicki i Koźmian przed wybuchem powstania przeszli przez szkołę dyplomacji Hotelu Lambert. Po upadku powstania wszyscy byli aresztowani. Stanisław Tarnowski siedział najdłużej po półtora roku. (….) Te szczegóły biograficzne są ważne, ponieważ udział w powstaniu styczniowym, więzienie i zaświadczona odwaga umożliwiły przyszłym stańczykom przeprowadzenia z czystym sumieniem ataku na irredentystyczną politykę” (M. Król, Przedmowa, [w:] Stańczycy. Antologia myśli społecznej i politycznej konserwatystów krakowskich, wybór tekstów, przedmowa i przypisy tegoż., Warszawa 1985, s. 10-11).
[2] Przeprowadzenie redakcji „Czasu” do Warszawy w 1934 roku Michał Jaskólski nie bez racji określa jako symboliczny koniec krakowskiego konserwatyzmu (M. Jaskólski, Kaduceusz polski. Myśl polityczna krakowskich zachowawców 1866-1934, Kraków 2014, s. 20).
[3] K. Pruszyński, Skrzykniemy się po Rzeczpospolitej, „Bunt Młodych” 1932, nr 28, s. 1.
[4] Zob. np. N.N., O wspólny front, „Bunt Młodych” 1936, nr 6, s. 1-2.
[5] A. Bocheński, List do narodowców, „Bunt Młodych” 1935, nr 12-13, s. 1.
[6] Cyt. za: M. Pruszyński, Migawki wspomnień, Warszawa 2002, s. 59.
[7] J. Giedoryć, Autobiografia na cztery ręce, Warszawa 1994, s. 59-60.
[8] K. Pruszyński, „Bunt Młodych” – mocarstwowcy – konserwatyzm, [w:] Zamiary, przestrogi, nadzieje. Wybór publicystyki: „Bunt Młodych” „Polityka” 1931-1939, wybór i oprac. R. Habielski, J. Jaruzelski, Lublin 2008, s. 139.
[9] Tamże, s. 140.
[10] Na analogiczne rozróżnienie wskazuje m.in. B. Szlachta, który odróżnia postawę zachowawczą rozumianą jako pewna naturalna skłonności od ideologii konserwatywnej czyli świadomie wyartykułowanego poglądu (B. Szlachta, Konserwatyzm. Z dziejów tradycji myślenia o polityce, Kraków-Warszawa 1998, s. 19).
[11] K. Pruszyński, „Bunt Młodych” – mocarstwowcy…, s. 141.
[12] Tamże, s. 141.
[13] Tamże.
[14] S. Koźmian, O działaniach i dziełach Bismarcka, [w:] tegoż, Bezkarności, Wybór pism, red. B. Szlachta, Kraków 2001, s. 282-283.
[15] K. Pruszyński, „Bunt Młodych” – mocarstwowcy…, s.141-142,
[16] Szerzej o zjeździe zob. B. W. Gałka, Konserwatyści w Polsce w latach 1935-1939, Toruń 2013, s. 240-241.
[17] Zespół „Polityki”, Zachowawcy i my, [w:] Zamiary, przestrogi, nadzieje…, s. 373.
[18] Wskazywano przede wszystkim na kunktatorstwo OZN jako siły politycznej, wzywano do przywrócenia ducha konstytucji kwietniowej, realizacji w zakresie polityki zagranicznej i wojskowej testamentu Józefa Piłsudskiego. Domagano się w zakresie polityki agrarnej przyspieszenia realizacji ustawy o reformie rolnej, w sprawie mniejszości proponowano zerwanie z polityką asymilacji względem Ukraińców, ograniczanie wpływu Żydów, ale bez popadania w metody pogromowe (tamże, s. 375).
[19] Tamże, s. 374.
[20] A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, Kraków-Warszawa 2009, s. 16-17.
[21] M. Jaskólski, Kaduceusz polski…, s. 45.
[22] Tamże, s. 46.
[23] Tamże, s. 57.
[24] O polemice wokół Dziejów Polski w zarysie zob. m.in. M. Jaskólski, Kaduceusz polski…, s. 57 i n., B. Szlachta, Z dziejów polskiego konserwatyzmu, Kraków 2000, s. 151-155.
[25] W. Kalinka, O Dziejach Polski w zarysie prof. Bobrzyńskiego, [w:] tegoż, Galicja i Kraków pod panowaniem austriackim. Wybór pism, red. W. Bernacki, Kraków 2001, s. 236.
[26] Szczególnym wyrazem tego podejścia była praca zbiorowa z 1922 roku pt. O naprawę Rzeczpospolitej, w której zmieszczono szereg tekstów najwybitniejszych autorów spośród krakowskich konserwatystów
[27] Zespół „Polityki”, Zachowawcy i my, s. 374.
[28] M. Król, Style politycznego myślenia. Wokół „Buntu Młodych” i „Polityki”, Paryż 1979, s. 74.
[29] Zob. m.in. M. Bobrzyński, Dialog o zasadach i kompromisach, [w:] tegoż, Zasady i kompromisy. Wybór Pism, red. W. Bernacki, Kraków 2001, s. 269 i n.
[30] Szczególnie jest to widoczne w jednym z wczesnych tekstów Bocheńskiego Aktualność wielkiej książki, [w:] tegoż, Imperializm państwowy. Wybór pism, Kraków 2015, s. 173-178.
[31]A. Bocheński, A. Bocheński, Tendencje samobójcze narodu Polskiego, [w:] A. Bocheński, Imperializm państwowy…, s. 23.
[32] Tę specyfikę ujęcia Bocheńskiego i Bobrzyńskiego względem tradycyjnego pojmowania kategorii racji stanu zauważył i opisał Arkady Rzegocki. Aczkolwiek o ile uznaje on Bobrzyńskiego za przedstawiciela szkoły nowożytnej, to wedle tego autora Bocheński raczej jest klasyfikowany ze względu katolicyzm do tzw. szkoły klasycznej. Jednak teza nie wydaje się w pełni usprawiedliwiona. Bocheński w swoich pismach politycznych sporadycznie odwoływał się do szerszego planu normatywnego i było to w zasadzie bez konsekwencji dla głównego schematu rozmyślań (A. Rzegocki, Racja stanu a polska tradycja myślenia o polityce, Kraków 2008, s. 253-256, 315-317).
[33] M. Jaskólski, Kaduceusz polski…, s. 115. Bocheński na łamach pracy Między Rosją a Niemcami krytykuje doktrynę równowagi, natomiast rozumie przez nią pewną konkretną doktrynę geopolityczną określającą relację pomiędzy Polską, Rosją a Niemcami, natomiast schemat jego myślenia idzie zdecydowanie po linii rozumienia mechanizmów międzynarodowych jako gry sił mocy (ciężkości) a nie harmonijnego układu opartego na prawie moralnym.
[34] Esencjalna krytyka komunizmu nie była specjalnie eksponowana na łamach „Buntu Młodych” i „Polityki”. Koncentrowano się przede wszystkim na aspekcie geopolitycznym. Jednym z niewielu tekstów poświęconym kwestii komunizmu był recenzja książki prof. M. Zdziechowskiego Od Petersburga do Leningrada, autorstwa Ksawerego Pruszyńskiego (K. Pruszyński, Książka prof. Skargi Od Petersburga do Leinigrada, „Bunt Młodych” 1934, nr 11 (1934), s. 4-5).
[35]A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 17.
[36] M. Król, Style politycznego myślenia…., s. 33.
[37] S. Estreicher, Rokosz, [w:] tegoż, Konserwatyzm krakowski…, Kraków 2012, s. 186-191.
[38] Zespół „Polityki”, Polska idea imperialna, Warszawa 1938, s. 8.
[39] M. Jaskólski, Kaduceusz polski…, s. 115.
[40] A. Bocheński, Monteskiusz i pułkownik Sławek, [w:] Zamiary, przestrogi, nadzieje…, s. 106-115.
[41] Tamże, s. 113.
[42] Zespół „Polityki”, Polska idea imperialna, Warszawa 1938, s. 20.
[43] S. Estreicher, Czy Polską należy rządzić batem?, [w:] tegoż, Konserwatyzm krakowski, s. 206 i n.
[44] Tamże, s. 209.
[45] W Polskiej idei imperialnej wskazywano na konieczność wprowadzenia możliwości wolnego zgłaszania kandydatów i pozbawienia wpływu władzy wykonawczej na proces wyborczy (s. 21).
[46] M. Król, Style politycznego myślenia…, s. 21.
[47] Tamże, s. 23.
[48] A. Bocheński, Przyszłości nowej konstytucji, „Problemy” 1935, nr 11, s. 4-5 ; tegoż, Celowość Berezy Kartuskiej, „Problemy” 1935, nr 5, s. 4-5.
[49] A. Bocheński, Celowość Berezy Kartuskiej, s. 4-5.
[50] Zespół „Polityki”, Polska idea imperialna, s. 23-24.
[51] Zob. B. Szlachta, Polscy konserwatyści wobec ustroju politycznego, Kraków 2000, s. 383 i n.
[52] Zespół „Polityki”, Polska idea imperialna, s. 11.
[53] B. Szlachta, Ład – Kościół – Naród, Kraków 1996, s. 295.
[54] W. Kalinka, O Dziejach Polski…, s. 235-236,
[55] M. Bobrzyński, Dialog o zasadach i kompromisach, [w:] tegoż, Zasady i kompromisy…., s. 273-278.
[56] Cyt. z Brzozowskiego: „Polak wie, że msza się odprawia, że żona i służba chodzi do spowiedzi, że jest święcone i że przed śmiercią trzeba będzie o tem wszystkim pomyśleć. Ignorancja do właściwego przedmiotu wiary, dziejów kościoła wprost nieprawdopodobna, a przecież ten martwy fakt przynależności do kościoła pozwala nie myśleć o całym szeregu kwestii, pozwala zbywać niczem, i przeżegnaniem się lub zdjęciem czapki przy spotkaniu księdza, omijaniu kościoła. Czego nie zabija, od czego nie zwalnia ten jeden gest? Ot nie muszę już kłopotać głowy różnymi filozofami, truć sobie duszę wątpliwościami; przecież tam w kościele codziennie na msze dzwonią…” (J. M. Bocheński, Program aktywizacji polskiego katolicyzmu, „Polityka” 1937, nr 21-22, s. 4).
[57] J. Frankowski, Akcja katolicka, „Bunt Młodych” 1935, nr 12-13, s. 6-7. (Artykuł opatrzony uwagą: artykuł dyskusyjny, taką formułę zazwyczaj stosowano w „Buncie Młodych”, kiedy dystansowano się do wypowiedzi autora).
[58] J. M. Bocheński, „Rycerz Niepokalanej” w rzeczywistości, „Bunt Młodych” 1935, nr 19-20, s. 4-6.
[59] Tamże.
[60] M. Król, Style politycznego myślenia…, s. 34
[61] Zob. pracę R. Habielskiego, Dokąd nam iść wypada? Jerzy Giedroyć od „Buntu Młodych” do „Kultury”, Warszawa 2006.
[62] Giedroyć po latach stwierdzał: „Za bardzo lubimy odpoczywać (…). Niech pani weźmie kampanie w Afryce. Gdy po Tobruku pchnięto nas na Cyrenajke, bo Rommel atakował, wybuchł niemal bunt: Jesteśmy zmęczeni – krzyczano. To samo po Monte Cassino. Zaraz chcieli lecieć na wypoczynek do Neapolu. Rzucenie Korpusu na Linię Gotów uznano za wielką niesprawiedliwość. Sprawdzamy się, ale na krótką metę. Krótka meta oznacza w głębszej analizie niedostatki w myśleniu politycznym, oznacza nasze niedorastanie (E. Berberyusz, Książę z Maisons-Laffitte, Warszawa 2000, s. 126-127.