Roman Dmowski

O bankructwie metody konserwatywnej w polityce galicyjskiej

(Racja stanu a interes narodu, [w:] Upadek myśli konserwatywnej, Częstochowa 1938)

I

RACJA STANU A INTERES NARODU

Konserwatyzm, jako kierunek polityczny, wyraża się nie tylko w danych zasadach, w danej idei, ale także i w metodzie.

Metoda konserwatywna odcinała się wyraźnie w początkowym okresie walki pomiędzy konserwatyzmem a demokracją w krajach europejskich. Była ona logiczną konsekwencją zasady hierarchii społecznej. Konserwatyzm, broniąc polityki przed zdemokratyzowaniem, starając się zachować przywilej rządzenia przy warstwach historycznych, nie używał tych sposobów, którymi walczyła demokracja. Gdy ta agitowała wśród mas, szeregowała je i prowadziła do walki, bądź zbrojnej, w wybuchach rewolucyjnych, bądź niekrwawej, w wielkich manifestacjach, które odnosiły czasami większy skutek, niż zamachy zbrojne — konserwatyzm bronił swych pozycji lub zdobyte odbierał przy pomocy środków, jakie dawała organizacja państwowa i tradycyjna pozycja jego przedstawicieli w społeczeństwie, opierał się na Koronie, na biurokracji, policji, armii, wreszcie na tych żywiołach społecznych, które zachowały tradycyjną uległość względem arystokracji i duchowieństwa. Prowadzenie akcji politycznej było w obozie konserwatywnym udziałem tylko wybranych, tylko „elity”. Stąd polityka jego z metody swej była, że tak powiemy, gabinetową, gdy polityka demokracji była „polityką ulicy”.

Konieczność wszakże zmuszała konserwatystów coraz bardziej do odstępowania od własnych metod, do przyjmowania metod demokracji. Będąc bitym przez masy, konserwatyzm musiał sobie do tych mas torować drogę, zaczął agitować wśród nich, szeregować je pod swoim sztandarem, zaczął się liczyć z ich psychologią i z ich wymaganiami. Widzimy, jak torysowie angielscy organizują tłumne mityngi i oddziaływują na masy tymi samymi metodami co liberałowie. Widzimy, jak centrum katolickie w Niemczech organizuje lud i powołuje „ludzi z dołu” do kierownictwa swojej polityki.

Im szersze masy społeczne dochodzą do praw politycznych, konieczność ta rośnie i polityka konserwatywna tam, gdzie jest żywotna, gdzie zachowuje siłę, coraz mniej różni się w metodach swego działania od demokratycznej.

Konserwatyzm polski w tym zastosowaniu metod do zmienionych warunków nie umiał — z wyjątkiem w pewnej mierze zaboru pruskiego — pójść za konserwatyzmem zachodnio-europejskim. Złożyło się na to parę przyczyn.

Przede wszystkim, polityka konserwatywna w Polsce stała na niższym poziomie umysłowym, niż w Zachodniej Europie. Organizatorowie konserwatyzmu polskiego mało rozumieli ewolucję polityczną Europy XIX stulecia i to, w czym inni widzieli proces nieunikniony, konieczność dziejową, w ich oczach bywało tylko jakimś chwilowym zboczeniem, przemijającą chorobą społeczną. Zdawało im się, że może wrócić w życiu to, co niepowrotnie minęło. Brak rozumienia ducha czasu, a zarazem lekkomyślność i lenistwo, będące, niestety, wybitnymi właściwościami politycznymi naszego społeczeństwa jako całości — złożyły się na straszne krótkowidztwo. Było – to krótkowidztwo i w przestrzeni, i w czasie. Ludzie, nie widzieli, co się dzieje tuż, o miedzę, wśród narodów sąsiednich i nie przewidywali, że w ich własnym społeczeństwie nie zawsze tak będzie, jak było.

Wielką dalej zachętą dla naszych konserwatystów do trwania w pojęciach przestarzałych było zacofanie naszych mas ludowych, które pozostawały były o stulecie conajmniej w tyle za ludami krajów zachodnich.

Wreszcie nie trzeba zapominać, że konserwatyzm polityczny polski, narodziwszy się właściwie dopiero w drugiej połowie ubiegłego stulecia pod wpływem wzorów obcych, był kierunkiem bardzo świeżej daty i mało samodzielnym. Miał on w swej psychologii wiele z prozelityzmu, a stąd starał się być często konserwatywniejszym od wzorów, które naśladował. Nawrócony Żyd jest często bezwzględniejszym katolikiem od ludzi urodzonych w wierze i dziedziczących przywiązanie do niej długiego szeregu pokoleń; świeżo upieczony hrabia jest zwykle bardziej nieprzejednanym arystokratą od przedstawicieli najstarszych rodów… Dlatego to konserwatyzm angielski jest najmniej skrajny, i dlatego świeżej daty konserwatyzm polski łatwo dochodził na pewnych punktach do zarozumiałego zaślepienia.

W dobie, kiedy konserwatyzm polski występował na widownię, pole dla metod konserwatywnych w polityce już było bardzo ścieśnione i bliskie zamknięcia. Mechanizm życia politycznego w całej Europie, z wyjątkiem w pewnej mierze Rosji i Turcji, był już do głębi zmieniony skutkiem przekształcenia ustrojów politycznych, dopuszczenia szerokich mas społecznych do udziału w rządach, przejścia prawodawstwa w ręce przedstawicielstw narodowych.

Podmiotem polityki przestało w znacznej mierze być państwo, tj. Korona i nieliczna sfera jej doradców, a stał się nim naród, który zaczął patrzeć na państwo jako na swoje jedynie narządzie. Zanikło w znacznej mierze pojęcie interesu państwa, racji stanu, jako motywu kierowniczego polityki, a na jego miejsce występuje interes narodu, państwo zaś przybiera role. środka do popierania i obrony narodowego interesu. Panowanie interesu narodowego w polityce staje się tak bezwzględne, że w państwach, różnolitych narodowo, polityka państwowa służy tylko jednemu narodowi, mającemu nad innymi górę, z krzywdą pozostałych, służy mu nawet wtedy, kiedy to prowadzi do osłabienia państwa, jako całości.

Tej zmianie towarzyszy inna, niemniej doniosła. Przestawszy być wyłącznym udziałem pewnej, nielicznej sfery, przechodząc coraz bardziej w ręce szerokich kół społecznych, mas narodu, polityka narodowa już nie może się zamknąć w gabinetach, wychodzi ona „na ulicę”. Zaczynają w niej działać masy. Ich nastrój, manifestacje ich opinii bądź wywierają nacisk na działania reprezentujących te masy polityków, bądź służą im za środek do wywarcia nacisku na przeciwników. Polityka coraz mniej polega na zręczności w pertraktacjach, na umiejętnym pisaniu kontraktów, a coraz więcej nabiera podobieństwa do walki w polu, gdzie umiejętna mobilizacja mas, ich liczba i ich psychika decyduje o wygranej lub klęsce.

Prawda, że państwo rosyjskie, do którego główna. część ziem polskich należy, do dziś dnia jeszcze całkowicie w tę fazę nie weszło, skutkiem tego, że pozostało znacznie w tyle za Europą Zachodnią w przekształcaniu swego ustroju, że machina państwowa ciąży tu jeszcze bardzo nad społeczeństwem i trzyma je w mocnych karbach. Nie przeszkadza to, że stała się ona bezwzględnie narzędziem jednego, mającego przewagę narodu i służy wyłącznie jego interesom przeciw innym. I w tym państwie widzimy już wyraźnie po ostatnim przełomie akcję polityczną, polegającą na agitacji wśród mas i na ich mobilizowaniu, akcję odbywającą się swobodnie, nie krępowaną przez państwo o tyle, o ile odpowiada ona interesom narodowości panującej. Przykład jej widzimy w działalności „związku narodu rosyjskiego” i pokrewnych mu organizacji.

Natomiast w państwie austriackim ewolucja ta wśród licznych, składających je narodowości poszła bardzo szybko. Dość jest przyjrzeć się dziejom walki Czechów z Niemcami, ażeby się przekonać, jak operowanie masami, ich nastrojem, ich energią polityczna, ich manifestacjami dawało przewagę to jednej, to drugiej stronie. I w Galicji samej Rusini, którzy mechanizm współczesnego życia politycznego znakomicie zrozumieli, służą za wyborny przykład tej ewolucji. Nie darmo powiedziano, że polityka rządu austriackiego polegała od dłuższego już czasu na zatykaniu ust tym, którzy krzyczą, że w Austrii, im kto więcej krzyczy, tym więcej zdobywa. Jest to obrazowe, wulgarne w formie wyrażenie bardzo doniosłego i poważnego faktu, że pierwszą podstawą polityki współczesnej jest uświadomienie masom interesów polityki narodowej, uruchomienie ich i wyprowadzenie na pole walki politycznej o te właśnie interesy.

Na tym właśnie terenie austriackim, wśród mnóstwa rozbieżnych, ścierających się ze sobą interesów, główną swoją rolę odegrał konserwatyzm polski. Tam się on przede wszystkim zorganizował, tam doszedł do największej siły, tam zdobył niepodzielne rządy w polskiej dzielnicy i wyłączne kierownictwo polityki narodowej. Tam też wypadło mu zdać egzamin z orientowania się w położeniu i z umiejętności obrony polskiego dobra narodowego.

W Galicji też dokładnie została sprawdzona wartość metody konserwatywnej w polityce, którą to metodę stosowano tam przez długi czas konsekwentnie.

Polityka polska w państwie austriackim poprowadzona została metodami całkiem różnymi od polityki innych narodowości. Obóz konserwatywny, który ujął ster tej polityki nie zrozumiał czy nie chciał zrozumieć mechanizmu współczesnych walk o interesy narodowe. Trzymał się on pojęć starych, polityki „gabinetowej”, polityki układów i kontraktów, prowadzonej za kulisami przez nielicznych poświęconych, zasłanianej przed oczami szerokiego ogółu. Ten ogół, te masy, w pojęciu konserwatystów miały tylko jedną rolę w polityce — dawać mandaty tym, którzy politykę prowadzą, poza tym zaś zachowywać się jak najbierniej i polityce nie przeszkadzać. To przestarzałe pojęcie metod polityki, skutkiem siły obozu konserwatywnego, skutkiem słabości żywiołów, które by mu się mogły przeciwstawić, przechowało się w Galicji aż po ostatnie czasy, co sprawiło, że Polacy pod względem swych zdolności do walki politycznej pozostali o dziesiątki lat w tyle za wszystkimi innymi narodowościami w Austrii. Niezaprzeczenie ta stara polityka „gabinetowa” ma rozmaite wielkie dogodności w porównaniu z polityką nowoczesną, operującą masami; jednakże nie jest ona zdolna dotrzymać jej placu i w starciu z nią jest bita. Konserwatyści zaś galicyjscy tak się zakochali w jej komforcie, że wbrew bijącej w oczy rzeczywistości trzymali się jej uparcie i urządzali się w kraju tak, jakby uważali za zbawienie najdłużej przy jej metodach wytrwać. Nie robili nic dla uświadomienia szerszym masom społecznym interesów i zadań polityki narodowej, przeszkadzali nawet temu, powstrzymywali uruchomienie i zorganizowanie tych mas, i gdy wśród innych narodowości w państwie wzrastały armie, idące namiętnie do szturmu o swoje narodowe interesy, oni się cieszyli, że polityka polska, pozbawiona armii, ma tylko dyplomację…

Wszelkie zapóźnienie w pojęciach, wszelkie niezrozumienie ducha i warunków czasu mści się zawsze okrutnie, najokropniej zaś w polityce. To też anachronizm pojęć i metod politycznych galicyjskiego obozu konserwatywnego przyniósł nieobliczalne straty sprawie polskiej w państwie austriackim. Ogół nasz nawet w części nie ocenia tego, do jakiego stopnia, skutkiem polityki konserwatywnej, polskość została tym osłabiona w stosunku do innych żywiołów w kraju i w państwie. Straty te zręcznie maskowano, uprawiano politykę pozorów; taka polityka wszakże może wystarczać tylko do czasu. To też dziś owoce jej zaczynają się ujawniać w sposób jaskrawy, a obawiać się należy, że to, co bliska przyszłość nam pokaże, będzie o wiele jeszcze boleśniejsze dla naszej świadomości narodowej.

Konieczną jest rzeczą zdawać sobie jasno sprawę z owoców dotychczasowej polityki, z wytworzonego przez nią położenia, chociażby w najogólniejszych zarysach. Bez tego bowiem nie może być mowy o naprawie, ma się rozumieć, w takim zakresie, w jakim naprawa jest możliwa.

II

OWOCE POLITYKI GABINETOWEJ

Anachroniczna, nie rozumiejąca warunków nowoczesnych, czy też nie chcąca się z niemi liczyć polityka konserwatywna w Galicji wytworzyła ciężkie i niebezpieczne położenie polskości w stosunku do wszystkich sił, z jakimi mamy tam w kraju i w państwie do czynienia — do Rusinów, Żydów, Niemców, do rządu austriackiego, wreszcie do rozkładowych, antynarodowych dążeń w samem społeczeństwie polskim.

Nie myślimy wcale zamykać oczu na to, że Polacy w swym stosunku do Rusinów mają położenie całkiem inne, niż młode, dobijające się dopiero praw narodowości w państwie. Położenie nasze we wschodniej Galicji jest raczej podobne do położenia Niemców austriackich w tych krajach, w których większość ludności stanowią żywioły nie niemieckie, słowiańskie, jak na Morawach lub w Krainie. Skutkiem tego i polityka polska nie mogła się całkiem wzorować na czeskiej lub słoweńskiej, nie mogła wyłącznie budować na uświadomieniu i politycznym uruchomieniu mas ludowych. W Galicji wschodniej naszą przewagę nad Rusinami stanowiła nie masa, ale kulturalna i ekonomiczna wyższość mniejszości polskiej. Jednakże łatwo było przewidzieć, że jeżeli tylko na tej wyższości budować będziemy, to przy dzisiejszym mechanizmie życia politycznego, w którym uświadomiona narodowo masa zawsze zwycięża — pozycja nasza w tej części kraju bardzo prędko będzie zniszczona. Polityka konserwatywna tego nie zrozumiała, chciała ona iść w obronie polskości wyłącznie dyplomacją, wyłącznie układami, zręcznym pisaniem kontraktów z partiami ruskimi. Nie chciała ona widzieć tego, że Niemcy austriaccy w tych krajach, w których stanowią mniejszość, nie ograniczali się do dyplomatyzowania, ale pracowali nad uświadomieniem i zorganizowaniem wszystkich żywiołów niemieckich w kraju, starali się na nacisk masy odpowiadać odporem masy, i chociaż ich armia była mniejsza liczbą, to jednak dzięki sprawnemu działaniu i poparciu czynników kulturalnie i ekonomicznie silnych, nie zawsze była bita.

Polityka konserwatywna polska lekceważyła całkiem lud polski w Galicji wschodniej, nie dbała wcale o jego uświadomienie narodowe, o rozwinięcie w nim energii politycznej, o zorganizowanie go do obrony przed naciskiem politycznym ruskim, ale nawet przed rutenizacją, która do niedawna czyniła wśród tego ludu podboje. Ignorowała ona fakt, że Galicja wschodnia liczy poważny odsetek ludności polskiej, że są powiaty, w których Polacy stanowią blisko połowę ludności, że zatem, gdyby żywioł polski był należycie uświadomiony i politycznie zorganizowany, obrona tego kraju przed zakusami ruskimi nie byłaby wcale beznadziejna. Ślepota polityki konserwatywnej w tym względzie, zaniedbanie tej doniosłej pracy, która każdemu, choć cokolwiek myślącemu politykowi polskiemu musiała się wprost narzucać jako konieczność w nowoczesnych warunkach walki o byt narodowy, kosztuje naszą sprawę niesłychanie wiele. Gdyby ta praca była w czas rozpoczęta, Rusini nigdy by się nie stali panami sytuacji w takim stopniu, a polskość we wschodniej Galicji, korzystając z poparcia czynników kierujących sprawami krajowymi, mając za sobą przewagę, kulturalną i ekonomiczną, przy samorzutnej nadto dążności chłopa polskiego do osiedlania się na wschodzie, byłaby nawet w liczbę poważnie urosła. Bardzo późno dopiero wzięto się do tej pracy, a wzięto się do niej bez udziału i poparcia kierowników polityki konserwatywnej. Stronnictwo krakowskie patrzyło na nią obojętnie, a nawet ubocznie jej przeszkadzało, zwalczając te kierunki, które ją podjęły.

Jeżeli dziś uświadomienie i organizacja ludności polskiej we wschodniej Galicji zrobiły pewne postępy, to jest to dziełem stronnictwa demokratyczno-narodowego, a pierwszym wybitnym organizatorem tego dzieła był właśnie Stanisław Głąbiński, który od działalności na tym polu zaczął swoją istotnie polską i po obywatelsku pojętą karierę polityczną. I trzeba to zrozumieć, że posunięciu naprzód tego dzieła pomogła ogromnie rzetelna praca duchowieństwa łacińskiego w Galicji wschodniej. Nie należy również zapominać, że przez krótki okres rozwinął w tym kierunku żywą działalność jeden z przedstawicieli konserwatyzmu wschodnio-galicyjskiego, Włodzimierz Kozłowski, który wszakże w swych zamierzeniach nie doznał poparcia ze strony kierowników politycznych kraju.

Zaniedbawszy ludność polską w Galicji wschodniej, politycy konserwatywni nic również nie zrobili dla uświadomienia ogółowi polskiemu w zachodniej części kraju naszych zadań i interesów narodowych na wschodzie, przeciwnie, swym postępowaniem przyczynili się do zobojętnienia tego ogółu w kwestii ruskiej, do jego narodowej demoralizacji. Jest rzeczą wprost potworną zachowanie się Polaków w zachodniej Galicji wobec walki, jaką ich rodacy toczą na wschodzie, ich obojętność na ciężkie położenie, w jakiem się polskość tam znajduje. Patrzą oni na stosunki wschodnio-galicyjskie, jakby na coś sobie obcego, a nawet często rodakom swoim przeszkadzają, podtrzymując moralnie Rusinów w poszczególnych sprawach. W takim trudnym i niebezpiecznym położeniu całe społeczeństwo polskie od Śląska Cieszyńskiego do Bukowiny powinno się zwartą masą przeciwstawiać dążeniom ruskim, w których nie chodzi tylko o osiągnięcie warunków kulturalno-narodowego rozwoju Rusinów ale wprost o zniszczenie narodu polskiego przy współdziałaniu najzaciętszych naszych wrogów.

Skazani jedynie na dyplomację, na układy, na spisywanie umów z rozzuchwalającymi się coraz bardziej i przewrotnymi w swej taktyce prowodyrami Rusinów, Polacy musieli im ustępować pozycję za pozycją. Nie mając siły, o którą nie dbała, polityka polska musiała się przywiązywać do pozorów. Organizowano sobie partie Rusinów ugodowych, „inkamerowanych”, tym partiom czyniono ustępstwa, ich przedstawicielom dawano korzystne stanowiska i cieszono się z zawarcia ugody polsko-ruskiej. Gdy wszakże taka partia ugodowa zdobyła wszystko, co mogła zdobyć, schodziła w cień, a na jej miejsce przychodziła inna, która stawiała nowe, wyższe żądania. Najadła się grupa Barwińskiego, przyszła grupa Romańczuka, a gdy ta się najadła, przyszli po niej inni, radykalniejsi, którzy, jak się okazywało, jedynie mieli prawo przemawiać w imieniu narodu ruskiego. Chcąc sobie kupić prowodyrów ruskich, pomagano im w podbijaniu kraju, robiono nawet dla nich to, że władza polska samowolnie, przemocą przenosiła dzieci ruskie z gimnazjów polskich… Polityka konserwatywna nie patrzyła w przyszłość, jej chodziło tylko o to, żeby na dziś móc się pochwalić zgodą z Rusinami.

Chcąc umotywować tę politykę systematycznego osłabiania polskości, bądź budowano teorie o doniosłej roli zewnętrznej, jaką Rusini mają odegrać z korzyścią dla sprawy polskiej, bądź posiłkowano się frazeologią o sprawiedliwości, o braterstwie dwóch ludów, będących zarówno dziećmi Rzeczypospolitej. Ogłaszane dziś dokumentu Ostmarkenvereinu ukazują nam to braterstwo ruskie w jaskrawym świetle. Rusini się okazali naszymi nieprzejednanymi wrogami, gotowymi konspirować z każdym, kto dąży do całkowitej zagłady narodu polskiego. Dziś już chyba każdy zrozumie, czym są w naszym bilansie narodowym owe, tak chętnie czynione Rusinom ustępstwa. I dziś wszyscy chyba zdajemy sobie sprawę z tego, iż żadne układy z nimi nas nie ocalą, że wszelkie, dziś już konieczne ugody z nimi, jak ostatnie w sprawie reformy wyborczej, nie zabezpieczają nas wcale, że jedyną drogą ratowania naszego dobra jest przeciwstawienie naszej siły ich sile.

Pół stulecia wszakże gospodarki konserwatywnej doprowadziło nas do tego, że organizacja polskości w Galicji wschodniej pozostała znacznie w tyle za organizacją Rusinów, i że prowadzący walkę o byt rodacy nasi we wschodniej części kraju nie mają należytego oparcia w zachodniej, czysto polskiej Galicji. W tych warunkach akcja polska, chociażby organizowana z największym poświęceniem, przez ludzi najlepiej rozumiejących jej zadania, skazana jest przez długi czas na kalectwo i będzie ułomną dopóty, dopóki wielkimi wysiłkami nie będą zagojone rany, jakie zadała krajowi polityka konserwatywna. I żadna, najlepiej nawet pomyślana i najdzielniej przeprowadzona akcja nie wróci polskości tego, co ta polityka straciła. Może być mowa tylko o skuteczniejszej obronie tego, co jeszcze posiadamy.

Żywiołem, który największe bodaj odniósł korzyści z polityki konserwatywnej polskiej w Galicji, są Żydzi. Nie robiąc nic dla istotnego rozwoju sił politycznych polskości, gdy siły jej wrogie naokół rosły, polityka ta musiała coraz więcej operować fikcjami, coraz bardziej dbać o pozory. Jedną z największych jej fikcji było zaksięgowanie w jej rachunkach politycznych Żydów, jako Polaków. Tym sposobem wytworzono pozór, że Polacy przedstawiają w Galicji znacznie większą siłę liczebną, niż to jest w istocie. Niewątpliwie dało to czasowo pewne korzyści, utrzymywanie wszakże tej fikcji stawało się coraz kosztowniejsze i łatwo było przewidzieć, że cena, jaką naród za nią zapłaci, w krótkim czasie te korzyści znacznie przerośnie.

Dla kierowników polityki konserwatywnej bardzo było dogodną i ponętną rzeczą, że Żydzi z początku o wpływy polityczne się nie ubiegali. Dawali oni swe poparcie żywiołom, posiadającym władzę w kraju, żądając w zamian jedynie poparcia w interesach ekonomicznych. Gotowi byli służyć do wszelkiej politycznej roboty, dawali się używać za narzędzia do najgorszych nadużyć wyborczych, w zamian za to żądając tylko, żeby im pozwalano wyzyskiwać bez przeszkody ludność kraju w życiu ekonomicznym, żeby patrzono przez palce na wszelkie ich w tym względzie nadużycia. Mieli też prawdziwy raj w Galicji przez cały okres rządów konserwatywnych. Lichwiarstwo, rozpajanie ludu, wyzuwanie go z ziemi oszukańczymi sposobami, omijanie ustaw w handlu i przemyśle — wszystko to bujnie kwitło, nie spotykając się z przeszkodami ze strony władzy, o ile było praktykowane przez Żydów. Kwitły też nadużycia w instytucjach publicznych, w zarządach miejskich, i były tolerowane, gdy o Żydów chodziło. Polityka konserwatywna nie była zdolna tym wszystkim nadużyciom wypowiedzieć walki, bo potrzebowała Żydów, bo bez nich nie mogła się obejść. Płacono im nadto sowicie wszelkiego rodzaju koncesjami, dostawami i robotami publicznymi. W tych warunkach siła ekonomiczna Żydów szybko rosła, panowanie ich w życiu społecznym kraju rozszerzało się w zatrważającym tempie. Stali się panami kraju nie tylko na rynku pieniężnym, w handlu i przemyśle, ale nawet ogromna część ziemi przeszła w ich ręce, w większej i drobnej własności. Sprzyjała temu i słabość mieszczaństwa polskiego, i ciemnota chłopa, którego nikt przed krzywdą żydowską nie brał w opiekę, i demoralizacja społeczna szlachty. Ta coraz mniej była ziemiaństwem, coraz bardziej lekceważyła sobie ten realny wpływ społeczny, jaki daje praca na własnej ziemi, coraz bardziej poświęcała ją dla formalnej władzy, dla kariery biurokratycznej, wyzbywając się ziemi w części na rzecz włościan, a w znacznej też części na rzecz Żydów.

Jak zawsze bywało w historii Żydów we wszystkich krajach — wzmógłszy się ekonomicznie i zająwszy wpływowe pozycje społeczne, Żydzi galicyjscy wreszcie sięgnęli i po wpływ polityczny. Zaczęli się domagać coraz poważniejszego udziału w przedstawicielstwie, coraz większej liczby mandatów dla siebie, przykładać nóż do gardła politykom konserwatywnym, którzy w tym względzie najmniej chętni byli do ustępstw. Ustępować wszakże musieli, bo wyhodowali z Żydów taką siłę, która, gdyby się zwróciła przeciw nim, mogła ich odsunąć od władzy. I oto polityka konserwatywna w Galicji staje się stopniowo coraz bardziej polityką żydowsko-polską, coraz bardziej z wymaganiami żydowskimi się liczy, aż doszła ostatnimi czasy do tego, że nie wiadomo, kto na nią ma większy wpływ — Żydzi czy Polacy. Jeżeli pp. Kolischerowie, Loewensteinowie i inni, obdarzani już dziś tytułami szlacheckimi, nie sięgają jeszcze po stanowiska prezesa Koła Polskiego lub wyższych urzędników rządowych i krajowych, to nie znaczy jeszcze wcale, żeby wpływy ich nie były nawet większe od wpływów polityków polskich.

Jeżeli ewolucja stosunków galicyjskich pójdzie dalej w tym samym kierunku i w tym samem tempie, jeżeli polityką polską w tym kraju rządzić będą te same cele i te same metody, co dotychczas, to niedługo czekać będziemy na chwilę, kiedy właściwymi panami kraju okażą się Żydzi. Bankructwo polityki konserwatywnej w stosunku do Żydów jest mniej widoczne, niż w stosunku do Rusinów, ale jest bez porównania większe: w tej dziedzinie zadała ona krajowi największe rany, zgotowała mu najgroźniejsze niebezpieczeństwa.

Nawiasem tu zaznaczymy, iż sprzęgnięcie polityki konserwatywnej z Żydami ma dziś ten skutek, że nie może już ona mocno stanąć na gruncie interesów narodowych polskich, chociażby uznała tego potrzebę, bo Żydzi już jej na to nie pozwolą. I dlatego, żeby ich współdziałania i poparcia nie utracić, musi ona wypowiadać walkę wszelkim wyraźniejszym dążeniom narodowym, którym nie chodzi o frazes patriotyczny, ale o realny interes polski.

Wykreśliwszy ze swego programu zaprawianie szerokich mas społeczeństwa polskiego do walki narodowej, polityka konserwatywna w Galicji uczyniła polskość całkiem niezdolną do stawienia jakiegokolwiek oporu najazdowi niemieckiemu na zachodnią część kraju. Od granicy Śląska Cieszyńskiego i Śląska pruskiego, pod rządami polskimi, posuwa się w głąb kraju stopniowy podbój niemiecki. Przechodzi w ręce niemieckie ziemia, powstają niemieckie przedsiębiorstwa przemysłowe, sprowadzeni przez właścicieli ziemi i przez przedsiębiorców Niemcy osiedlają się w kraju, gminy kasują w urzędowaniu język polski, a zaprowadzają niemiecki, rośnie liczba szkół niemieckich, Vereinów, a Niemcy tak się rozzuchwalają, że w galicyjskiej Białej tak traktują Polaków, jak w pruskich Katowicach. Całe właściwie, świeżo zbadane i ogromnie bogate zagłębie węglowe krakowskie zostało wykupione przez Niemców, i to przez Prusaków. Parę lat temu prezydent miasta Krakowa, dr. Leo, w wygłoszonej publicznie mowie, nazwał stolicę Piastów i Jagiellonów miastem kresowym, z mimowolną szczerością stwierdzając stan rzeczy, do którego doprowadziły dotychczasowe, tak triumfalnie opiewane rządy polskie w Galicji. Społeczeństwo polskie w zachodniej Galicji nie tylko nie umie się przeciwstawić nacierającym coraz silniej Niemcom, ale nawet nie umie się poważnie zainteresować położeniem sprawy polskiej na zachodnich krańcach kraju. Najwpływowsze jego sfery obojętnie patrzą na posuwający się podbój niemiecki, zadawalając się pozorami, posiadaniem administracyjnej władzy. Tak tedy, w okresie właśnie rządów polskich w Galicji, rządów, sprawowanych przez obóz konserwatywny, we wschodniej, większej części kraju wyrosła siła ruska, na zachodzie posunął się podbój niemiecki, a w całym kraju rozpanoszyli się, doszli do olbrzymich wpływów Żydzi. Te straty polskości, zwłaszcza na rzecz Rusinów, były w znacznej części nieuniknione. Ale w olbrzymiej mierze zawdzięczamy je systemowi polityki konserwatywnej, systemowi anachronicznemu, wynikającemu ze ślepoty na nowoczesne warunki życia narodów i na istotę dzisiejszych walk narodowych, systemowi utrzymującemu społeczeństwo polskie w bezwładzie, podczas gdy wszystkie wrogie mu żywioły do walki z polskością się mobilizowały.

III

NA ŁASCE RZĄDU AUSTRIACKIEGO

 

Od czasu ustalenia się życia konstytucyjnego w państwie austriackim wśród wszystkich narodowości tego państwa rozwinął się silny ruch, dążący do zszeregowania wszystkich sił społecznych w walce o narodowy stan posiadania i o narodowe prawa. Uświadomienie interesu narodowego i poczucie obowiązku walki w jego obronie rozwinęło się nawet w najuboższych i najmniej oświeconych warstwach społecznych zarówno u Niemców, jak u Czechów, Słoweńców, Serbów, Włochów, nawet u najbardziej zacofanych ze wszystkich — Rusinów. Na obszarach, gdzie się stykają ze sobą różne narodowości, wre walka o każdą piędź ziemi, o każde przedsiębiorstwo, o każdą instytucję publiczną. Uświadomione narodowo masy wywierają nacisk na bieg ustawodawstwa i na politykę rządu, zmuszając ją do liczenia się z manifestowaną głośno ich opinią. Od tego ogólnego obrazu odcina się postawa społeczeństwa polskiego, postawa bierna, często wprost obojętna tam, gdzie wchodzą w grę najżywotniejsze nawet interesy narodowe. Bo gdy przywódcy wszystkich innych narodowości zdawali sobie doskonale sprawę z tego, jaką rolę w dzisiejszych walkach politycznych odgrywają zorganizowane masy, pracowali nad ich uświadomieniem i organizacją — kierownicy polityki polskiej w Galicji tej pracy zaniedbali. Skutek tego wyraził się nie tylko w ciągłych stratach na rzecz innych żywiołów, w stratach, o których wyżej mówiliśmy, ale także w niezdrowym stosunku do rządu.

Konserwatyzm galicyjski oparł całą swoją metodę polityczną na aksjomacie przychylności Korony i rządu. Wiara w tę wieczną przychylność była też jednym z głównych źródeł lekceważenia społeczeństwa i jego opinii, wyrzeczenia się pracy nad uświadomieniem i zorganizowaniem szerszych mas społecznych. Tu się uwydatniła fatalnie skłonność do liczenia na kogoś, zamiast na siebie, na swoje siły. Wyrzekając się rozwinięcia i wyprowadzenia na pole walki własnych sił narodowych, polityka galicyjska znalazła się na łasce rządu. Ten rząd przez długi czas Polaków potrzebował, nie mógł się bez nich obyć, ale łatwo było przewidzieć, że w miarę wzrostu sił innych narodowości a upadku siły polskiej, Polacy mu będą coraz mniej potrzebni i coraz mniej będzie zmuszony do liczenia się z ich interesami. Sam on od dawna już się starał o to, żeby mniej być zmuszonym do liczenia się z Polakami i w tym celu popierał separatyzm Rusinów. Później, w miarę coraz silniejszego uzależniania się polityki austriackiej od Berlina, ta tendencja do popierania Rusinów przeciw Polakom nabrała szczególnej siły. Wreszcie, w ostatnich czasach, gdy Rusini już istotną siłę narodową rozwinęli, gdy zaczęli energicznie walczyć ogólnie przyjętymi w Austrii metodami, nadając im tylko swoje zabarwienie barbarzyńskie, rząd wiedeński zaczął się liczyć z ich żądaniami nawet więcej często, niżby sam chciał. Jak już powiedziano, w Austrii ten więcej dostaje, kto silniej naciera, kto głośniej krzyczy.

Okazało się z czasem, że rząd austriacki coraz mniej się z Polakami liczy, a stąd coraz mniej im jest życzliwy. Ale politycy konserwatywni i wtedy nawet nie chcieli zrozumieć potrzeby emancypowania się z zależności od rządu przez oparcie się o społeczeństwo, przez zaprawianie go do narodowej walki. Nie chcieli, czy też nie mogli tego uczynić, dlatego, że za daleko w tej zależności zaszli. Doprowadziwszy Galicję do tego, że tam już wyborów nie można przeprowadzić bez znacznych zasiłków pieniężnych od rządu, znaleźli się w tym położeniu, że muszą się rządu trzymać, chociażby ten najotwarciej godził w interesy polskie.

Polityka polska w rękach konserwatystów galicyjskich coraz bardziej tedy musiała zatracić swą niezależność. Jest ona o tyle polską, o ile jej rząd austriacki na to pozwala, i często, naginając się do widoków rządu, niezgodnych z interesami polskimi, musi wmawiać w siebie i w ogół, że to, co jest interesem rządu, jest dobrem narodu polskiego. Dopiero uprzytomnienie sobie tej jej zależności od rządu, pozwala zrozumieć jej kierunek w ostatnich czasach, jej chociażby zachowanie się wobec przewidywanej wojny.

Tu się ujawnia największe jej z polskiego punktu widzenia bankructwo. Polityka polska w coraz większej zależności od rządu wiedeńskiego, a rząd wiedeński w coraz silniejszym stopniu narzędziem Berlina. Piękne widoki dla sprawy polskiej!… Czyż można było dojść do straszniejszego impasu?… Wszystko, co się ujawniło ostatnimi czasy w polityce galicyjskiej, co ją skompromitowało i tak wstrząsnęło naszą opinią publiczną, jest wynikiem błędnych jej od początku założeń, przestarzałych pojęć, którymi się kierowali jej twórcy, lekkomyślności i lenistwa politycznego, które przetrwaniu tych pojęć sprzyjały.

Polityka konserwatywna w Galicji nie chciała uświadomienia i organizacji mas społecznych polskich do walki o interesy narodowe. Uważała, że dla jej metod najdogodniejsze jest społeczeństwo bierne. Nie mogła wszakże przeszkodzić uświadomieniu interesów innych. Właśnie brak silnego ruchu narodowego w Galicji sprzyjał wybujaniu interesów klasowych i nawet osobistych w polityce tamtejszej. Gdy w imię tych właśnie interesów klasowych zorganizowano masy społeczne, gdy obok tego na widowni galicyjskiej porozpierali się rozmaici kondotierzy, patrzący na politykę wyłącznie jako na źródło korzyści osobistych, polityka konserwatywna musiała się oprzeć na kompromisie z tymi wszystkimi interesami. Zrozumiała ona nawet, że ten kompromis jest jedynym dla niej środkiem do utrzymania się przy sterze spraw krajowych.

W społeczeństwie galicyjskim coraz wyraźniej ostatnimi czasy zaczęto sobie uświadamiać to fatalne położenie, w jakie wpędziło kraj pół stulecia rządów konserwatywnych. Coraz silniej zaczęto odczuwać potrzebę niezależnej polityki polskiej, opartej o świadome swych interesów narodowych i zorganizowane społeczeństwo. Rozwinął się w tym kierunku silny ruch umysłów, któremu właśnie zawdzięcza szybkie swoje postępy stronnictwo demokratyczno-narodowe. Politycy konserwatywni, z których jedni po dziś dzień nie mogą zrozumieć zasadniczych błędów swojego obozu i nowoczesnych wymagań polityki narodowej, inni zaś zatracili poczucie odpowiedzialności narodowej i jedyny cel polityki widzą w utrzymaniu się przy władzy — uznali ten ruch za największe dla siebie niebezpieczeństwo. Przed tym niebezpieczeństwem znaleźli chwilowe ocalenie w sojuszu z ruchami klasowymi i z wszelkiego rodzaju politycznym kondotierstwem. Stworzyli koalicję, która była w istocie swej przeciwnarodową, antypolską, pomimo szumnych nieraz patriotycznych frazesów, jakimi uczestnicy jej okrywali swoje działania. Chcąc ocalić metodę konserwatywną, a raczej rządy partii konserwatywnej wyzbyli się do reszty w swej polityce konserwatywnych zasad.

Nie robimy tu bilansu polityki konserwatywnej w Galicji nawet w. najbardziej pobieżnym zarysie. Nie wymieniamy jej zasług, których przecie w rozmaitych dziedzinach odmówić jej nie można, jej niewątpliwych nieraz powodzeń w zmaganiu się z rozmaitymi trudnościami państwowego życia Austrii, nie zatrzymujemy się również nad jej bezpłodnością w zamierzeniach, dotyczących uzdrowienia stosunków kraju i ulepszenia jego urządzeń politycznych. Nie zastanawiamy się nad tym, dlaczego np. sprawa reformy gminnej i reformy administracyjnej, wywieszonych jako naczelne punkty programu partii krakowskiej od samego niemal początku jej istnienia, oraz stawianych przez nią wielokrotnie na porządku dziennym dyskusji w publicystyce i na zwoływanych w tym celu konferencjach, dlaczego ta sprawa przez dziesiątki lat nie ruszyła z miejsca i dlaczego dziś pozostaje w’ tym samem właściwie stadium, w jakiem się znajdowała na początku ery autonomicznej. O tym wszystkim należałoby mówić, gdyby chodziło o wszechstronną ocenę okresu rządów konserwatywnych w tej polskiej dzielnicy. Nam wszakże chodzi tylko o wskazanie, jak się odbiło na losach naszej walki o interesy narodowe zastosowanie metody konserwatywnej w polityce jedynej dzielnicy, w której nasze prawa narodowe zostały w pewnej mierze uznane przez państwo, i w której mieliśmy do pewnego stopnia w działaniu politycznym rozwiązane ręce.

Gdy porównamy naszą pozycję, zakres naszego posiadania w tym kraju i naszych wpływów w państwie na początku ery autonomicznej i dziś, najbardziej nawet stronny na korzyść partii konserwatywnej sąd musi stwierdzić niesłychane straty. To, co przed pięćdziesięciu niespełna laty znajdowało się w naszych rękach, przeszło w ogromnej mierze w ręce Rusinów, Żydów i nawet Niemców. Polityka polska ze stanowiska sojusznika rządu zeszła na stanowisko niewolnicze: gdy na początku reprezentowała ona wobec tego rządu i wobec Korony naród, jako całość, i gdy ten rząd liczył się z nią jako z przedstawicielką interesów całego narodu, zeszła w końcu na służbę celom austriackim, stając się w ręku Austrii niebezpiecznym dla innych dzielnic narzędziem. Gdy przyjdzie kiedyś czas na spokojną, z dalszej perspektywy ocenę zachowania się polityków galicyjskich w okresie ostatnich przygotowań wojennych Austrii, w związku z widokami polityki pruskiej, sąd o tym zachowaniu się będzie niewątpliwie fatalnym na nich ze stanowiska narodowego wyrokiem. Jeżeli przyszły historyk będzie przemawiał językiem, jakim posługiwała się partia krakowska w początkach swej kariery, to będzie musiał zakwalifikować postępowanie tych polityków jako zbrodnię wobec narodu.

Bankructwo metody konserwatywnej nie zależało właściwie od gatunku ludzi, którzy ją stosowali. Ta metoda, bez względu na charakter ludzi, stosowana ślepo, musiała doprowadzić do takich wyników, musiała zbankrutować. Jeżeli ludzie byli coraz gorsi, to dobór ich był także wynikiem metody.

Naród polski, skutkiem niedawnej utraty swego państwowego bytu, tym się różni od innych, politycznie zawisłych ludów, że posiada w swej budowie społecznej niewynarodowione warstwy historyczne. Stanowi to ogromną jego wyższość, daje kulturze polskiej pozycję równorzędną do kultury narodów niezawisłych, sprawia, że jesteśmy w najpełniejszym tego słowa znaczeniu narodem. We współczesnej wszakże walce o byt, o interesy narodowe, tak jak ona się rozgrywa na tle dzisiejszych ustrojów politycznych, przy dzisiejszym mechanizmie politycznego życia, środek ciężkości spoczywa nie w tych warstwach, ale w szerokich masach społecznych, w ludzie. Pod względem zaś kultury mas, uświadomienia politycznego ludu Polska, z wyjątkiem dzielnicy pruskiej, pozostała daleko w tyle za innymi narodami. Jednocześnie, na skutek kierunku, jaki przybrała nasza ewolucja społeczna i polityczna w ostatnich stuleciach istnienia państwa, naród nie wytworzył w swym łonie silnego mieszczaństwa, a jego żywioły oświecone w ogóle bardzo nisko stoją pod. względem dojrzałości politycznej. Z tych właśnie przyczyn w polityce dzielnicy austriackiej zapanowała bezwzględnie, nierozumnie stosowana metoda konserwatywna, i w naszej dzielnicy, jakkolwiek obóz konserwatywny nie miał dość siły do zapanowania nad życiem kraju, myśl ogółu z trudnością przyswaja sobie nowoczesne pojęcia polityczne i daleka jest od zrozumienia tych metod polityki, jakie jedynie w dzisiejszych walkach narodowych zapewniają powodzenie. Można śmiało powiedzieć, że nie tylko narody państwowe, z którymi mamy do czynienia, jak Niemcy i Rosjanie, ale także wszelkie żywioły obce, wypowiadające nam walkę, dążące do wyzucia nas z tego, co posiadamy, jak Rusini, Litwini, nawet Żydzi, nie mówiąc już o Czechach, którzy także się pod nas podkopują na Śląsku austriackim, że wszystkie te żywioły wyprzedzają nas w swych metodach walki, korzystają z naszej bezwładności.

Źródłem naszej bezwładności nie jest brak aspiracji narodowych, bo te przecie nie zanikły. Nie jest nim także całkowicie nasze przysłowiowe lenistwo polityczne, bo przecie my przy całym tym lenistwie wyładowujemy znaczną ilość energii politycznej, tylko wyładowujemy ją w wysiłkach jałowych, bezowocnych, a jeszcze częściej ze szkodą dla swej sprawy narodowej, w próbach, skazanych z góry na niepowodzenie i sprowadzających narodowe klęski, lub w walkach wewnętrznych, które przybierają u nas o wiele szerszy zakres, niż tego wymaga sprzeczność interesów i dążeń w łonie społeczeństwa. Najgłówniejszym źródłem naszej bezwładności jest zacofanie polityczne naszego społeczeństwa. Pojęcie o nowoczesnych metodach walki o byt narodowy z trudnością się u nas szerzy i pogłębia, liczne żywioły społeczeństwa bądź trzymają się myślą przestarzałych metod konserwatywnych, które dawno już należało złożyć do archiwum, bądź też tęsknią za przeżytymi już także metodami demokracji europejskiej ż pierwszej połowy ubiegłego stulecia, za metodami rewolucyjnymi. Tym sposobem ścierają się w naszej polityce trzy typy, trzy metody, z których każda uważa się za jedynie patriotyczną. Nadto ostatnie czasy przyniosły zjawisko niesłychanie niezdrowe, polegające na tym, że metoda konserwatywna, chcąc się utrzymać przy sterze spraw narodowych, zaczęła się zaprzyjaźniać z rewolucyjną, ażeby w sojuszu z nią położyć tamę rozwojowi tzw. nacjonalizmu, który u nas nie jest niczym innym, jak usiłowaniem uzdolnienia narodu do skutecznej walki o jego byt i o jego interesy w nowoczesnych warunkach. Uświadomienie zadań polityki narodowej szerokim masom społecznym, organizacja ich i uruchomienie do obrony dobra narodowego na wszystkich placówkach, na których jest ono zagrożone, dźwiganie tym sposobem siły politycznej narodu i rozwijanie stopniowe akcji politycznej w zakresie, w jakim czynne siły narodowe na to pozwalają — to jedyna droga, na której polityka narodowa polska ma przed sobą przyszłość.

Poczucie bankructwa metody konserwatywnej na terenie, na którym głównie zdawała ona egzamin, mianowicie w Galicji, jest dziś w opinii ogółu polskiego bardzo silne. Wiele danych przemawia za tym, że zbliża się jej likwidacja. Jeżeli ona nastąpi, niezawodnie i prądy radykalne, mniej lub więcej rewolucyjne, pozbawione protekcji obozu konserwatywnego, zejdą do swojej właściwej roli, stracą zdolność do pretendowania o kierownictwo spraw narodowych. Wtedy naród nasz zrobi ogromny krok naprzód w kierunku uzdolnienia swej polityki do skutecznej obrony jego dobra w trudnych i wielce skomplikowanych warunkach doby dzisiejszej. To przejście nie obejdzie się bez znacznych kosztów. Odsłonięcie, jak przy wszelkiej likwidacji, całej nędzy politycznej, do jakiejś my doszli, nie wzmocni na razie naszego stanowiska wobec wrogów. Jest to wszakże operacja konieczna. Polityka bankrutów, utrzymujących pozory i zużywających na nie swe wysiłki, prowadzi zarówno narody, jak jednostki, do ostatecznej ruiny i upodlenia.

***

Roman Dmowski urodził się 9 sierpnia 1864 r. w Kamionku pod Warszawą, w rodzinie drobnego przedsiębiorcy. W czasie studiów przyrodniczych na Uniwersytecie Warszawskim, w 1888 r. wstąpił do tajnego Związku Młodzieży Polskiej; dwa lata później został członkiem Ligi Polskiej, którą wraz z Zygmuntem Balickim przekształcił w Ligę Narodową. Redagował liczne pisma obozu narodowego, m.in. organ teoretyczny Ligi – „Przegląd Wszechpolski”. W 1903 r. opublikował „Myśli nowoczesnego Polaka”, pracę formułującą ideowe fundamenty programu obozu narodowo-demokratycznego, a w roku 1908 „Niemcy, Rosja a kwestia polska”. W 1907 r., jako poseł do II i III rosyjskiej Dumy Państwowej, postulował współpracę z rządem carskim, pełniąc funkcję prezesa Koła Polskiego. W następnym roku, wraz z nacjonalistami czeskimi, organizował „ruch neoslawistyczny”, głosząc hasło solidarności Słowian. Podczas I wojny światowej, Dmowski – polemista galicyjskich konserwatystów („Koniec legendy: uwagi o stanowisku „Stańczyków” i „ugodowców” wobec zadań dzisiejszej polityki narodowej” 1905, i „Upadek myśli konserwatywnej w Polsce” 1914), optujących za współpracą z Austro-Węgrami i Niemcami – stał na czele Komitetu Narodowego Polskiego, popierającego ideę zjednoczenia ziem polskich pod berłem cara. Gdy po wybuchu rewolucji w Rosji stanowisko Ententy wobec sprawy polskiej uległo zmianie, przeniósł działalność KNP do Paryża, stając się głównym delegatem Polski na konferencji pokojowej w Paryżu. Swoje i swojego stronnictwa prace na rzecz odbudowy Polski, a także międzynarodowe uwarunkowania sprawy polskiej ukazał w książce „Polityka polska i odbudowanie państwa” (1925). W 1919 r. został wybrany posłem na Sejm. Od 27 października do 14 grudnia 1923 r. zasiadał w rządzie kierowanym przez W. Witosa, pełniąc funkcję ministra spraw zagranicznych. Po przewrocie majowym założył Obóz Wielkiej Polski, wydał też prace „Świat powojenny i Polska” (1931) i „Przewrót” (1934). W połowie lat trzydziestych wycofał się z czynnego życia politycznego. Zmarł 2 stycznia 1939 r., w Drozdowie.